Fiasko brukselskiego szczytu UE
23 listopada 2012Pomimo prób zbliżenia przywódcom Unii Europejskiej nie udało się uzyskać porozumienia w sprawie budżetu wspólnoty na lata 2014-2020. Jak w piątek (23.11) po południu poinformowały koła brukselskich dyplomatów, szczyt został przerwany.
Szefowie państw i rządów państw UE zdecydowali, że ustaleniem ram finansowych na siedem lat zajmą się w przyszłym roku.
W czwartek i piątek podczas wielogodzinnych obrad nie udało się znaleźć kompromisu w sprawie dokładnej wysokości i rozplanowania unijnego budżetu.
Ostatnia propozycja przewodniczącego rady UE Hermana Van Rompoya, przewidująca budżet na lata 2014-2020 w wysokości 1008 mld euro, nie zyskała poparcia. Nie zgadzali się na nią płatnicy netto do unijnej kasy: Wielka Brytania, Szwecja, Holandia i Niemcy, twierdząc, że to zbyt wiele.
Nie ma tragedii
Kanclerz Merkel w zerwaniu obrad nie dostrzega żadnej tragedii. - Nic nie musimy robić na siłę - skwitowała bezowocne zakończenie szczytu.
- To spotkanie było przydatne i było pożądanym etapem - oświadczył także prezydent Francji Francois Hollande.
- Nie ma co dramatyzować - zapewniał Herman Van Rompoy - bo petraktacje budżetowe są tak kompleksowe, że z reguły potrzebne są dwa podejścia. Tak było już w roku 2005, i tak jest teraz - powiedział. W odniesieniu do kontrowersyjnych rabatów, jakich domagali się Anglicy, stwierdził on, że "jest wola, by złamać kilka tabu", nie podając jednak, podobnie jak Angela Merkel, żadnych szczegółów.
Przewodniczący Komisji Europejskiej Jose Manuel Barroso podkreślił, że jest to pierwszy raz w historii UE, że mowa była o redukcji budżetu i operowano konkretnymi sumami, a nie o jego wzroście. Jeżeli podczas następnego spotkania nie doszłoby do porozumienia, "powstałyby ogromne polityczne, gospodarcze, instytucjonalne i socjalne szkody", ostrzegał Barroso. Walczył on o budżet unijnej administracji, krytykowany przede wszystkim przez Wielką Brytanię i Niemcy.
W czasie brukselskich pertraktacji nie udało się uzyskać przełomu także ze względu na nieustępliwych Brytyjczyków. Kwestionowano przede wszystkim brytyjski "rabat", na mocy którego Wyspiarze wpłacają mniej do unijnej kasy, lecz na żadne zmiany nie chciał przystać premier Cameron.
Z fiaskiem szczytu liczyli się wszyscy
- Jest prawdopodobne, że dziś nie dojdzie do żadnych decydujących uchwał, bo jak widać, pozycje są bardzo rozbieżne - powiedział jeszcze przed piątkowymi obradami premier Luksemburga i szef eurogrupy Jean-Claude Juncker.
Kanclerz Angela Merkel także zaznaczała, że "jeżeli będzie potrzebny jeszcze jeden etap obrad, to on nastąpi i nie będzie to niczym dramatycznym".
- Jeżeli nie dojdzie dziś do podjęcia decyzji, będziemy mieć roczne budżety - zaznaczył niemiecki minister finansów Wolfgang Schaeuble, dodając: "Nie byłoby to jednak najlepszym rozwiązaniem". - Niemcy nie są jednak gotowe przystać na cenę, która jest nie do zaakceptowania - powiedział Schaeuble i zaznaczył, że dla rządu RFN jest decydujące, by unijne środki zostały zagospodarowane w bardziej wydajny sposób.
dpa / Małgorzata Matzke
red.odp.: Bartosz Dudek