1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Fiasko referendum w Australii. Aborygeni rozgoryczeni

Anna Widzyk opracowanie
15 października 2023

Po stuleciach dyskryminacji australijscy Aborygeni liczyli na silniejszy głos. Jedak referendum w tej sprawie pogrzebało ich nadzieję.

Liczenie głosów po referendum w Australii
Liczenie głosów po referendum w AustraliiZdjęcie: Stringer/REUTERS

Większość Australijczyków powiedziała „nie” planom przyznania Aborygenom prawa głosu w kształtowaniu polityki kraju. Sobotnie referendum pod hasłem „Voice”, czyli „Głos”, które uchodziło za wielką szansę na pojednanie, okazało się wielkim rozczarowaniem dla rdzennych mieszkańców Australii. Przeciwko nadaniu im konstytucyjnego głosu w parlamencie opowiedziało się około 60 proc. głosujących. Przeciwnicy mieli przewagę we wszystkich sześciu stanach Australii, zaś aby reforma mogła wejść w życie przeciw mogło być nie więcej niż dwa stany. Uprawnionych do głosowania było około 18 mln, w tym 530 tys. rdzennych mieszkańców.

„To ‚nie’ pokazuje moim dzieciom, które są dumnymi członkami ludu Birpai, że świat wokół nich ich nie chce albo że jest mu obojętne, co mają do powiedzenia” – napisał aborygeński dziennikarz Jack Latimore na łamach „Sydney Morning Herald”. Minister ds. rdzennych Australijczyków Linda Burney mówiła przez łzy, że to „smutny dzień dla Australii”.

Melbourne. Demonstracja zwolenników zmiany konstytucji Australii na rzecz zwiększenia roli rdzennej ludności w polityceZdjęcie: Sydney Low/ZUMA/picture alliance

„Współobywatele nas odrzucają”

W razie powodzenia referendum wybrane przez rdzenną ludność gremium, nazywane „Głosem Aborygenów i wyspiarzy znad cieśniny Torres”, miałoby doradzać parlamentowi w sprawach jej dotyczących. Byłoby to faktycznym uznaniem rdzennej ludności w konstytucji.

Zdaniem komentatorki Loreny Allam, również rdzennej mieszkanki Australii, prawdopodobnie miną lata, zanim w pełni poznamy pełne skutki negatywnego wyniku referendum. „Ale już teraz jest całkowicie jasne, że wynik ten głęboko rani ludzi pierwszych narodów” – napisała na łamach australijskiego „Guardiana”. Według niej referendum było bowiem także głosowaniem na temat „prawa do istnienia rdzennej ludności w jej własnym kraju”. „A nasi australijscy współobywatele zagłosowali za tym, by nas odrzucić – napisała Allam. – Wyobraźcie sobie, jakie to dziś uczucie”. Inaczej niż sąsiednia Nowa Zelandia, Australia do dziś nie zawarła porozumienia ze swoimi rdzennymi mieszkańcami.

Przede wszystkim konserwatywna opozycja wokół jej lidera Petera Duttona prowadziła w minionych miesiącach wielką kampanię przeciwko reformie, przyczyniając się do odwrócenia tendencji w społeczeństwie, które początkowo skłaniało się do jej poparcia. Ale także niektórzy członkowie rdzennych ludów byli przeciwko. Według nich planowana reforma nie szła dość daleko.

Fiasko australijskiego referendum to cios dla premiera Anthony'ego Albanese Zdjęcie: Stringer/REUTERS

Stulecia ucisku

Pierwsze od 24 lat referendum w Australii było obietnicą wyborczą premiera Anthony’ego Albanese. Negatywny wynik to dla niego poważny cios. Oświadczył, że szanuje rezultat, ale nadal zamierza pracować na rzecz pojednania i przezwyciężenia przepaści w społeczeństwie. Celem jego socjaldemokratycznego rządu jest poprawa sytuacji rdzennych mieszkańców, którzy do dziś doświadczają dyskryminacji. Stanowią cztery procent populacji i w wielu miejscach żyją na marginesie społeczeństwa. Ich średnia długość życia jest dużo niższa niż u białych Australijczyków, zaś umieralność wśród dzieci jest wyższa. Mają też utrudniony dostęp do edukacji i rynku pracy. 

Aborygeni są uważani za najstarszą zachowaną kulturę na świecie. Zamieszkują kontynent australijski od ponad 65 000 lat. Wraz z kolonizacją przez Brytyjczyków rozpoczął się okres ucisku. Konstytucja przyjęta w 1901 roku nawet o nich nie wspomina. Dopiero w 1967 r. przyznano im prawa obywatelskie.

Do lat siedemdziesiątych XX wieku dzieci rdzennych mieszkańców były zabierane od swoich rodzin w celu „reedukacji” w misjach chrześcijańskich lub w białych rodzinach. Dopiero w 2008 r. rząd ówczesnego premiera Kevina Rudda przeprosił za cierpienia zadane ofiarom „skradzionego pokolenia”.

(DPA/widz)

Chcesz skomentować ten artykuł? Zrób to na Facebooku! >>