1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Filmoznawca: Patrzyliśmy na Polskę oczami Wajdy

11 października 2016

Andrzej Wajda nie próbował się nikomu przypodobać. Mówił, co myśli. Przez całe swoje życie. Był wielkim Europejczykiem - mówi Joachim Paech, emerytowany profesor filmoznawstwa uniwersytetu w Konstancji. WYWIAD.

Deutschland Joachim Paech Filmkritiker
Filmoznawca, prof. Joachim PaechZdjęcie: privat

DW: Kim był dla pana i dla Niemców Andrzej Wajda?

Joachim Paech*: Należę do pokolenia, które jest na świecie od 1942 roku. Po wojnie byliśmy niezwykle ciekawi tego wszystkiego, co działo się wokoło, ale nie zawsze mieliśmy skąd czerpać wiedzę. Filmy Andrzeja Wajdy były jak „wieści z innego świata”. W latach pięćdziesiątych patrzyliśmy już w stronę Zachodu, interesowała nas Francja, potem nastał czas Nowej Fali, ożywczego nurtu w kinie francuskim. Filmami Andrzeja Wajdy, czyli głównie „Kanałem“ oraz „Popiołem i diamentem“ nadrabialiśmy brak wiedzy o Europie Wschodniej. My – Niemcy byliśmy pośrodku tych dwóch wielkich kinematografii – Nowej Fali i kina polskiego. A tym polskim kinem był oczywiście Polański, który później wyjechał z Polski i oczywiście Andrzej Wajda. Można powiedzieć, że dzięki Wajdzie poznaliśmy Polskę. To był najlepszy sposób na poznanie tego kraju.

DW: Czy można więc powiedzieć, że Niemcy dzięki Wajdzie poznali historię Polski?

Myślę, że tak! Szczególnie dzięki filmom „Kanał“ i „Popiół i diament“. Przy czym ten drugi był dla nas czymś takim jak filmy z Jamesem Deanem. Filmem, który pozwalał nam się identyfikować z bohaterami. Trudno mi powiedzieć, czy zawsze rozumieliśmy tło polityczne powojennej Polski. To przyszło z czasem, ale był to film, który niesamowicie poruszył ludzi i który był poniekąd paralelą do podobnych filmów na Zachodzie. Stanowiło to jakby jedną całość

DW: Co dokładnie sprawiło, że tak bardzo poruszał?

To historia człowieka, który znalazł się „pomiędzy frontami“. My czuliśmy się w Niemczech dokładnie tak samo. To, co w Polsce było tragiczne, można było łatwo przenieść na grunt niemiecki. Mam na myśli podział Niemiec i związane z tym rozterki i dramaty. W Berlinie Zachodnim można się temu jednak było przyglądać z pewnym spokojem. Zupełnie inaczej niż w sytuacji, którą Wajda pokazał w „Popiele i diamencie“. To wszystko było nam niesamowicie bliskie, a Wajda tłumaczył nam Polskę. Patrzyliśmy na Polskę oczami Andrzeja Wajdy.

DW:  Można powiedzieć, że za pomocą obrazów filmowych przedstawił historię kraju…

Tak, nieczęsto zdarza się, że kraje mają takie szczęście. „Człowiek z marmuru“ i „Człowiek z żelaza“ tłumaczyły nam Solidarność i ówczesne wydarzenia w Polsce. Ale Wajda sfilmował krok po kroku polską historię, ze wszystkimi jej zawiłościami i wyzwaniami. To wszystko bardzo nas fascynowało i pomagało zrozumieć Polskę.

DW: Czy można powiedzieć, że „Człowiek z marmuru“ i „Człowiek z żelaza“, o których Pan wspomniał, były próbą napisania także dla zagranicznego widza początków polskiej demokracji? Jaki wizerunek Solidarności wyłania się z tych filmów?

Powiedziałbym, że były to obrazy kraju żądnego wolności, kraju, który walczył o tę wolność. Robotnicy, związki zawodowe… Patrzyliśmy na to wszystko z wielkim zainteresowaniem, podziwialiśmy, że wzięło się to ze środka, z samego serca narodu.

DW: A jak widzi pan twórczość Wajdy w kontekście innych reżyserów z byłego bloku wschodniego?

Jego twórczości nie można porównać do żadnej innej. To było coś zupełnie innego. Polski reżyser, którego estetyka była wzorcowa. Również dla niemieckich reżyserów, np. Volkera Schlöndorffa. Wajda był wyjątkowy. Stał się wzorem dla tego, co potem nazywało się Młodym Kinem Niemieckim. Mam na myśli estetykę jego filmów.

DW: Zróbmy przeskok do roku 2000 i Oskara za całokształt twórczości, przyznanego Andrzejowi Wajdzie. Jak ten wybór Amerykańskiej Akademii Filmowej został odebrany w Niemczech?

Fantastycznie! Nikt nie zasługiwał na tę nagrodę bardziej niż ten wielki polski reżyser. Zasłużył zresztą na każdą z nagród, które uzyskał.

DW: Jaki jest pana ulubiony film Wajdy?

„Niewinni czarodzieje“ (1960). To film, który pokazuje „europejskość", to, jak jednostka reaguje na inną jednostkę. To odpowiedź Wajdy na Nową Falę we Francji. Kocham ten film.

DW: Wajda politycznie często szedł pod prąd. Niedawno na festiwalu filmowym w Gdyni powiedział, że jego najnowszy film „Powidoki“ jest interwencją, mającą dać do zrozumienia, że "władza nie ma prawa mieszać się do kultury".

Tak, to prawda. Wajda był wielkim Europejczykiem. Pracował w Ameryce, we Francji, w Niemczech, i nie tylko. To niezwykle smutne, że odchodzi w czasach, w których sytuacja polityczna tak bardzo się zaostrzyła. Wajda zawsze mówił, co myśli. Był wielkim humanistą. Nie był komunistą, z czego próbowano mu robić zarzut, ale humanistą. W Niemczech pozostaje wielkim Europejczykiem i to chyba nie każdemu w Polsce się podoba. My zawsze podziwialiśmy to, że się nikomu nie chciał przypodobać.

DW: Dziękuję za rozmowę.

 

Rozmawiała Magdalena Gwóźdź

 

Joachim Paech* (1942), niemiecki filmoznawca i medioznawca, w latach 1975-1988 profesor uniwerytetu w Osnabrück, w latach 1989-2007 profesor uniwersytetu w Konstancji. Profesor gościnny uniwersytetów w Leuven i Fryburgu.