1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Gazociąg Północny coraz bliżej

5 listopada 2009

Szwecja i Finlandia powiedziały „tak” dla Nord Stream. Choć nadal przeciwko tej inwestycji protestuje Polska i kraje bałtyckie to wszystko wskazuje na to, że już na jesieni 2011 roku rurą na dnie Bałtyku popłynie gaz.

Przeładunek pierwszych rur nowego gazociągu na Rugii
Przeładunek pierwszych rur nowego gazociągu na RugiiZdjęcie: AP

Szwedzi i Finowie w tym samym dniu, choć zgodnie zarzekają się, że to przypadek, ogłosili decyzję, która właściwie przesądza kontrowersyjną, rosyjsko-niemiecko inwestycję na dnie Bałtyku. Władze w Sztokholmie i Helsinkach wyraziły zgodę na przebieg Gazociągu Północnego na dnie Bałtyku przez ich strefy ekonomiczne. Dwa tygodnie temu zrobiła to już Dania. Teraz już tylko Niemcy i Rosjanie muszą wypowiedzieć się oficjalnie w tej sprawie, ale to tylko formalność.

Za, a nawet przeciw

Szwedzki minister środowiska, Andreas Carlgren, tłumaczy, że jego kraj „nie ma podstaw sprzeciwiać się tej inwestycji, ponieważ gazociąg przebiegać będzie przez wody międzynarodowe”, i dlatego Szwecja „nie może zmonopolizować decyzji w tej sprawie”. Carlgren zapewnia, że Sztokholm dał zielone światło Rosjanom i Niemcom, nie dlatego, że nie wytrzymał nacisków Moskwy i Berlina. Szwedzi zapowiedzieli, że wciąż będą się przyglądać budowie i jej wpływowi na faunę i florę Morza Bałtyckiego. Na razie, po wielomiesięcznych analizach oceniają, że budowa gazociągu nie zaszkodzi rybołówstwu, ponieważ będzie prowadzona poza okresem aktywności rozrodczej dorsza.

Kontrowersje

Początek prac przy rosyjskim odcinku w BabajewieZdjęcie: PA/dpa

Decyzję rządu w Sztokholmie krytykuje socjaldemokratyczna opozycja. Jej liderzy już zapowiedzieli, że jeśli wygrają przyszłoroczne wybory parlamentarne postarają się ją zmienić. Wątpliwości mają też nadal ekolodzy. Martwią się o naruszenie dna morskiego i skał będących siedliskiem żywych organizmów. Przestrzegają także przed zagrożeniami dla rezerwatów w Zatoce Greifswaldzkiej. Gazociąg Północny to dwie równoległe nitki, które mają biec od rosyjskiego Wyborga do niemieckiego Greifswaldu.

Ostatnia deska ratunku

Polska ze spokojem zareagowała na akceptację gazociągu przez Finlandię i Szwecję. Sprawę komentował jedynie Mikołaj Budzanowski, wiceminister Skarbu Państwa. Ale złożył odważną propozycję sąsiadom zza Odry. Polska domaga się wkopania gazociągu Nord Stream w dno morskie w strefie, gdzie będzie przecinał szlak morski prowadzący do zespołu portów Szczecin-Świnoujście. Do tej pory budowa prowadzona jest po dnie morza, co może spowodować, zdaniem Warszawy, ograniczenie swobodnej żeglugi, czyli de facto wstrzymanie rozwoju polskich portów.

Gazociąg niezgody

Gerhard Schroeder przewodniczy radzie nadzorczej Nord StreamZdjęcie: RIA Novosti

Skandynawowie z wydaniem swojej opinii czekali 23 miesiące. Przez ten czas w Europie trwała debata nad słusznością niemiecko-rosyjskiego gazociągu. Polska i kraje bałtyckie robiły wszystko, by przekonać przede wszystkim Niemców, by zrezygnowali z tego projektu w kształcie zaaprobowanym przez kanclerza Schrödera (obecnie przewodniczącego rady nadzorczej konsorcjum powołanego do budowy gazociągu) i prezydenta Putina, by gazociąg biegł do Niemiec przez Estonię, Łotwę, Litwę i Polskę. Ale Berlin i Moskwa wraz z nasilającą się krytyką, usztywniały swoje stanowisko. Polscy politycy udowadniali, że budowa rury na dnie morza (7,5 mld euro) jest znacznie droższa od budowy na lądzie, do tego wiąże się z ogromnym ryzykiem dla środowiska naturalnego Bałtyku. Równie ważny był argument polityczny. Warszawa wielokrotnie apelowała do Berlina, by wycofał się z tej inwestycji w imię polsko-niemieckiego pojednania. Berlin jednak nawet po zmianie warty w Urzędzie Kanclerskim nie wycofał się z projektu. Angela Merkel uspokajała, że to inwestycja niewycelowana w niezależność energetyczną Polski i krajów bałtyckich. Kanclerz Merkel obiecała także budowę odnogi przez Niemcy do Polski.

Pakt o gazociągu

Kontrahenci: Władimir Putin(l) - Gerhard Schroeder (p)Zdjęcie: dpa

Kulminacją polskich obaw, były słowa ministra obrony narodowej, Radosława Sikorskiego, sprzed prawie już czterech lat, na Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa, który porównał niemiecko-rosyjski gazociąg do paktu Ribbentrop-Mołotow. Kilka miesięcy po burzy wywołanej słowami ówczesnego szefa MON, gdy nastał rząd Donalda Tuska, Polska zrezygnowała z twardej dyplomacji, choć nadal apelowała o przemyślenie projektu. Po decyzji Skandynawów można co prawda wciąż protestować, ale teraz już jest stuprocentowa pewność, jaki będzie rezultat tej demonstracji.

DPA/ AP/ Reuters/ PAP/ Marcin Antosiewicz

red. odp. Małgorzata Matzke

Pomiń następną sekcję Dowiedz się więcej