Film i książka mają przybliżyć Niemcom losy polskich dzieci
Sabine Peschel
13 marca 2020
Dziesiątki tysięcy polskich dzieci zostało w czasie wojny porwanych i zgermanizowanych przez niemieckich nazistów. Ich losom poświęcony jest film i książka, która właśnie ukazała się na niemieckim rynku księgarskim.
Reklama
Biologiczni rodzice Alodii Witaszek jeszcze żyją, kiedy dziewczynka zostaje porwana. Jesienią 1943 r. razem z młodszą siostrą zostaje osadzona przez Niemców w specjalnym obozie dla młodzieży (Jugendverwahranstalt) w okupowanej Łodzi. Dziewczynki mają zostać zgermanizowane. Odtąd pod groźbą surowych kar nie wolno im rozmawiać ze sobą po polsku.
Zorganizowane fałszerstwo tożsamości
Podobny los spotyka ogromną liczbę polskich dzieci. Ich zorganizowany rabunek był częścią nazistowskiej „polityki rasowej”. Jej celem była germanizacja „rasowo wartościowych” dzieci z zaanektowanych bądź okupowanych terenów II Rzeczpospolitej. Okupacyjne urzędy ds. młodzieży typowały dzieci o „aryjskim” wyglądzie, urzędy ds. zdrowia organizowały ich selekcję; te które spełniały kryteria rasowe umieszczane były w ośrodkach, w których pod przymusem uczyły się niemieckiego. Tam też zniemczano ich imiona i nazwiska, fałszowano dokumenty. Na koniec organizacja SS Lebensborn przekazywała młodsze dzieci do adopcji do rodzin esesmanów, a starsze do niemieckich szkół germanizacyjnych tzw. Deutsche Heimschulen. W ten sposób dzieci pozbawiano ich prawdziwej tożsamości i zniemczano.
Planowa zbrodnia
Program rabunku dzieci był elementem nazistowskiego planu przebudowy okupowanej Europy. W czerwcu 1941 r. szef SS Heinrich Himmler zarządził rejestrowanie „wartościowych rasowo małych dzieci z polskich rodzin”. Program ten realizowano głównie w Polsce, ale również na okupowanych terenach Związku Radzieckiego i częściowo Jugosławii – na Białorusi, Ukrainie i w Słowenii. Dzieci zabierano także polskim robotnicom przymusowym, niektóre z nich przekazywano niemieckim rodzinom, inne umierały w męczarniach w prymitywnych żłobkach. Dzieci, które trafiały do szkół germanizacyjnych, np. w Achern czy Steinhöring karano głodówką lub karcerem, jeśli tylko odważyły się powiedzieć coś w języku ojczystym.
„Biała plama” niemieckiej historiografii
75 lat po wojnie okrutny los zrabowanych polskich dzieci nie został w Niemczech przepracowany, stanowi „białą plamę niemieckiej historiografii” – uważa dziennikarz portalu Interia, Artur Wróblewski. Właśnie dziennikarze Interii oraz Deutsche Welle postanowili to zmienić. W 2017 r. oba portale zapoczątkowały akcję „Zrabowane dzieci”, docierając do żyjących jeszcze ofiar.
Owocem tej akcji jest książka pt. „Teraz jesteście Niemcami”, która ukazała się w 2018 r. w krakowskim wydawnictwie M oraz w lutym 2020 po niemiecku w renomowanym wydawnictwie Herder (niemiecki tytuł „Als wäre ich allein auf der Welt").
W książce tej do głosu dochodzą ofiary, które jeszcze dziś szukają swoich rodzin.
Film dokumentalny
Dziennikarka DW Monika Sieradzka i jej koleżanka ze stacji MDR w Lipsku Elizabeth Lehmann, poszły o krok dalej. Na bazie projektu DW i Interii zrealizowały film dokumentalny ukazujący losy zrabowanych dzieci. Jego premiera przewidziana jest na 27 kwietnia w pierwszym programie telewizji niemieckiej ARD. Dzień później DW wyemituje też na cały świat anglojęzyczną wersję tego dokumentu, która dostępna jest już na Youtube.
Jednym z bohaterów filmu jest Hermann Lüdeking, któremu pomimo wieloletnich starań do dziś nie udało się dotrzeć do swoich prawdziwych korzeni. Jako sześciolatek poddany został germanizacji i trafił do rodziny esesmana Lüdekinga. Jedyne, co udało mu się ustalić w ramach kwerendy w archiwach, jest jego prawdziwe polskie nazwisko - Roman Roszatowski. Dziś mieszka w południowych Niemczech i nie włada językiem polskim.
Podwójna trauma
W poszukiwaniu jego prawdziwej tożsamości pomogło mu stowarzyszenie „Geraubte Kinder - Vergessene Opfer e.V.”, założone przez nauczyciela historii Christopha Schwarza, który od lat angażuje się na tym polu.
Dokumenty Lebensbornu zniszczone zostały po wojnie po tym, jak organizacja ta uznana została w procesach norymberskich za „organizację charytatywną”. Także lokalnym urzędom ds. młodzieży nie zależało specjalnie na ujawnianiu tożsamości zrabowanych dzieci. W ich imieniu Herman Lüdeking walczy o symboliczne zadośćuczynienie – jak dotąd bez efektu. – Niemcy nie chcą o tym słyszeć, ponieważ kosztowałoby to pieniądze – mówi gorzko 84-latek. A Monika Sieradzka konstatuje: – Do dziś Herman alias Romek czuję się obco w „swoim” kraju.
„Zrabowane dzieci" [GALERIA]
Rząd RFN odmawia rekompensat dla osób porwanych i zgermanizowanych jako dzieci przez III Rzeszę,
Ofiary Lebensborn e.V.
„Aryjskie” dzieci rabowane w całej Europie – mapa informacyjna
Wystawa przywołuje pamięć ofiar
Wejście na wystawę „Zrabowane dzieci – Zapomniane ofiary” w NS-Dokumentationszentrum der Stadt Köln (byłej siedzibie Gestapo).
Zdjęcie: DW/J. Jankowski
Dzieci Zamojszczyzny
Uprowadzanie dzieci na Zamojszczyźnie Od listopada 1942 do marca 1943 r. Niemcy wysiedlili z Zamojszczyzny ok. 110 tys. osób, w tym ok. 30 tys. dzieci, by stworzyć miejsce dla niemieckiego osadnictwa. Grupę wyselekcjonowanych sierot nazwano Dziećmi Zamojszczyzny. Część z nich wywieziono do obozów, część do fabryk w III Rzeszy. Kilkanaście tysięcy poddano germanizacji. Do Polski powróciło 800.
Zdjęcie: Public Domain
Mały Auschwitz
W Łodzi stworzono obóz koncentracyjny dla dzieci, nazywany "Małym Auschwitz". Na zdjęciu dzieci z obozu przy ulicy Przemysłowej.
Zdjęcie: Museum für Unabhängigkeitserbe in Lodz
„Rasowo cenne” dziecko
Hermann Lüdeking, urodzony jako Roman Roszatowski „gdzieś w Polsce” (metryka została sfałszowana). Z Lebensborn adoptował go, jako „rasowo cenne” dziecko, wysoki funkcjonariusz SS. Kiedy chłopiec chciał się czegoś dowiedzieć o swoim pochodzeniu, Lüdekingowie go odtrącili. Do dziś nie wie, gdzie i kiedy się urodził, kim byli jego rodzice. Na zdjęciu po lewej: z adopcyjną matką Marią Lüdeking.
Janina Kunsztowicz alias Johanna Kunzer
Wywieziona z Poznania w 1941 r., została adoptowana przez nauczycielkę Katherine Rinck. Po zakończeniu wojny Rinck ukrywała dziewczynę, by nie dopuścić do jej wyjazdu do Polski, gdzie czekała na nią prawdziwa matka. O swoim pochodzeniu Janina dowiedziała się pod koniec lat 80. XX w. Powróciła do nazwiska polskiej matki, za co musiała zapłacić 990 marek.
Halina Bukowiecka alias Helene Buchenauer
Pod pozorem kontroli lekarskiej, została w 1942 r. przebadana pod kątem „przydatności rasowej”. Miała siedem lat. Uprowadzono ją do Rzeszy i powiedziano, że wszyscy jej krewni nie żyją. Została adoptowana przez niemiecką rodzinę, w której traktowano ją jak córkę. Po wojnie wróciła do Polski, do dziadka, który nie mógł znieść, że wnuczka nie mówi po polsku. W polskiej szkole uważano ją za Niemkę.
Barbara Paciorkiewicz (Barbara Gajzler) alias Bärbel Rossmann.
Odebrana w 1942 r. polskiej rodzinie, została wywieziona do Rzeszy. Adoptowana przez małżeństwo z Lemgo, miała zastąpić im zmarłą córkę. „Nigdy jej nie dorównałam, mimo różnych kar i dyscypliny...”. W 1948 r. wróciła do Polski. Była sierotą, tułała się po rodzinie, w końcu trafiła do domu dziecka. Kiedy miała 28 lat pojechała do Lemgo, by zadecydować kim jest. „Mimo wszystko wybrałam Polskę”.
Zita Suse alias Zyta Sos
Porwana z domu dziecka w Łodzi, jako ośmiolatka trafiła do szkoły SS w Achern. Od komendanta szkoły usłyszała, że Hitler jest jak ojciec, który ją kocha. - Nie wiedziałam, że Hitler to Bóg - odpowiedziała. Została zbita do nieprzytomności. Trafiła do obozu koncentracyjnego dla dzieci w Łodzi, potem do ośrodka Lebensborn w Rzeszy. „Siedziałam godzinami w kącie i gryzłam palce. Umarłam za życia”.
Przeżył eksperymenty
Nikołaj Kałasznikow trafił do domu dziecka w Sokolnikach (dzielnica Charkowa), przeżył tam eksperymenty medyczne. Tu ze zdjęciem z 1945 r.
Zdjęcie: Geraubte Kinder - vergessene Opfer e.V.
Dzieci z domu dziecka w Sokolnikach
Z 1682 dzieci, które przybywały w domu dziecka i w większości były traktowane jako „bank krwi” dla rannych lotników, ocalało 56. Przed spaleniem ich wraz z budynkami uratowała ocalałych jedna z wychowawczyń, która na kolanach przebłagała SS-mana, by pozostawił dzieci przy życiu (Nikołaj Kałasznikow oznaczony strzałką).
Zdjęcie: Geraubte Kinder - vergessene Opfer e.V.
Oczami dziecka
Sokolniki - rysunki wspomnieniowe dzieci z domu dziecka. „Po transfuzjach krwi dzieci wywożono do lasu, gdzie umierały w męczarniach“ oraz „Masowe rozstrzeliwania w lesie”
„W żyłach pokonanych narodów może płynąć nordycka krew”
W sierpniu 1941 r. Himmler wizytował obóz koncentracyjny w Mińsku. Zobaczył tu rosyjskiego chłopca, którego „rasowość” zrobiła na nim tak duże wrażenie, że zabrał (!) go ze sobą. Kostia Harelek (po zniemczeniu Gerelik) trafił do koszar dla dzieci. Himmler otrzymywał co pół roku jego świadectwo i zdjęcie. W 1944 r. nakazał, by Kostia wyuczył się technicznego zawodu. Tu ślad chłopca się urywa.
Zdjęcie: Walter Frentz, Walter Frentz Collection, Berlin/Aussschnitt