Googel i nauka
30 października 2011Google wysupła cztery i pół miliona euro na cele badawcze nowego, niemieckiego Instytutu Internetu i Społeczeństwa (HIIG) przy Uniwersytecie Humboldtów w Berlinie. Ma on badać i oceniać relacje na styku internetu i społeczeństwa. Naukowcy się cieszą, ale czy internetowy sponsor zapewni im niezależność?
Inne kraje, inne obyczaje
Google jest tak potężny, że może sobie na wiele pozwolić. Nie zawsze mu to wychodzi na dobre. Akurat w Niemczech w ostatnich latach amerykańska wyszukiwarka zderzyła się z problemami, z którymi nie do końca potrafiła sobie poradzić.
Tak było z uruchomieniem w Niemczech usługi Street View. Nie wszyscy właciciele domów życzyli sobie, aby zdjęcie ich nieruchomości mógł obejrzeć każdy internauta. Niemieccy użytkownicy komputerów z dostępem do internetu zaprotestowali także, kiedy jeden z portali społecznościowych domagał się od nich podpisywania swoich opinii pełnym imieniem i nazwiskiem.
W Niemczech ochrona danych osobowych jest traktowana wyjątkowo poważnie. Pod tym względem Googlowi można niejedno zarzucić. Kto wie, czy właśnie nie te względy wpłynęły na decyzję powołania przy Uniwersytecie Humboldtów w Berlinie nowej, interdyscyplinarnej placówki badawczej - Instytutu Internetu i Społeczeństwa (HIIG).
Na ten cel Googel wyasygnował cztery i pół miliona euro. To spora suma. Ale dla Googla, który osiąga kwartalny dochód w wysokości 2,73 mld dolarów, taką sumę można wyjąć w każdej chwili z koperty z napisem "drobne wydatki". I tu jednak obowiązuje zasada "płacę i wymagam". Google płaci, ale czego zechce w zamian?
Radość i obawy
Berlińscy naukowcy są zachwyceni hojnością sponsora zza oceanu. "To świetny pomysł!" - mówi Ingolf Pernice, jeden z czterech dyrektorów założycieli Instytutu. "Chcemy zbadać w jaki spoób internet zmienia świat, a to wymaga badań interdyscyplinarnych, w czym jesteśmy naprawdę dobrzy".
Wśród zagadnień będących przedmiotem dociekań zatrudnionych w Instytucie naukowców są kwestie prawne związane z ochroną własności intelektualnej na czele, metody mobilizowania społeczeństwa do działań politycznych i wpływania na postawy polityczne wyborców, zmiany w kontaktach międzyludzkich pod wpływem nowych metod komunikowania się ze szczególnym uwzględnieniem roli internetowych portali społecznościowych i temu podobne.
Zanim jednak naukowcy wezmę się do roboty, najpierw muszą nauczyć się porozumiewać między sobą, bowiem obok Uniwersytetu Humboldtów w Berlinie wśród instytucji założycielskich HIIG jest też Uniwersytet Sztuki w Berlinie (UdK) oraz berlińskie Centrum Badawcze Nauk Społecznych (WZB). Z Instytutem ma ponadto stale współpracować Instytut Badań nad Mediami im. Hansa Bredowa przy Uniwersytecie w Hamburgu. Każda z tych czterech uczelni będzie reprezentowana w Instytucie HIIG przez jednego dyrektora.
Płacę i wymagam?
Badania nad rozwojem internetu i jego wpływem na społeczeństwo w wielu przejawach życia politycznego, gospodarczego i kulturalnego to temat pasjonujący, ale praktycznie niewyczerpany.
Thomas Schildhauer, reprezentujący w radzie dyrektorów Instytutu Uniwersytet Sztuki oświadczył, że na pierwszy ogień pójdzie obserwacja i analiza nowych technologii internetowych i ich wpływ na formy społecznego komunikowania się. To także temat zakrojony na lata.
Rzecznik Googla Ralf Bremer powiedział, że wyszukiwarka znalazła pieniądze na działalność HIIG i "cieszy się na wyniki prowadzonych w nim badań". Zaprzeczył jakoby kierownictwo Googla zamierzało wywierać jakikolwiek wpływ na pracę zatrudnionych w nim naukowców. "Jeśli okaże się, że ujawnią oni sprawy niekorzystne dla sponsora, to też będzie O.K., bo dla nas najważniejszy jest dialog!"
Wspomniane wyżej cztery i pół miliona euro pokryje koszty działalności berlińskiego Instytutu Internetu i Spłeczeństwa przez trzy lata. A co dalej? Ano, w latach następnych Instytut będzie musiał poszukać sobie nowych sponsorów. Nie ma w tym nic nadzwyczajnego ani nowego.
Jak wynika z informacji Związku Fundatorów Niemieckiej Nauki, organizacji zrzeszających prywatne organizacje łożące na prace naukowo-badawcze, w tej chwili z pieniądzy przekazywanych przez przedsiębiorstwa utrzymuje się ponad sześciuset profesorów w Niemczech.
Nie zawsze mają pełną swobodę. Co rusz znajdują się dowody, że sponsor żąda określonych wyników ich pracy, wpływa na kierunek badań i dobór personelu. Niedawno z taką aferą miał do czynienia właśnie Uniwersytet Humboldtów. Bank Niemiecki za 3 miliony euro rocznie utrzymywał w HU katedrę finansów rządząc się w niej jak przysłowiowa szara gęś. Mimo zmasowanej krytyki mediów, które wywlekały coraz nowe, pikantne szczegóły tego sponsoringu, obie strony - bank i uczelnia - twierdziły stale, że wszystko jest w porządku. A jak będzie z Instytutem Internetu i Społeczeństwa za pieniądze Googla? No cóż, pożyjemy, zobaczymy.
Heiner Kiesek / Andrzej Pawlak
red.odp.: Barbara Coellen