Herman van Rompuy i Catherine Ashton na czele UE
20 listopada 2009Unijni dyplomaci twierdzą, że wygrał van Rompuy, bo nie zagraża przywódcom największych unijnych krajów. Przedstawiał się jako moderator, a nie lider z własną wizją Europy. A najważniejsze, że miał poparcie Angeli Merkel i Nicolasa Sarkozy’ego. Mniejsze kraje, w tym Polska, są trochę zawiedzione. A Barack Obama gratuluje nowo wybranym i oświadcza, ze „teraz UE będzie silniejszym partnerem dla USA”.
Szczyt
Wbrew obawom, że unijny szczyt może się nagle wydłużyć, bo szefowie państw i rządów nie będą mogli dojść do kadrowych kompromisów, spotkanie zakończyło się szybko i z sukcesem. A unijna Dwudziestka Siódemka już na kolacji dobiła targu. Podobno kluczowy był ruch Brytyjczyków. Gordon Brown zadeklarował, że nie będzie się upierał i wycofuje kandydaturę Tony’ego Blaira. Po tych słowach było jasne, że ustalenie - chadecy wskazują szefa Rady Europejskiej, a socjaliści obsadzają fotel szefa dyplomacji – weszło w życie. Premier Szewcji, sprawującej w tym półroczu prezydencję, Fredrik Reinfeldt poprosił o przedstawienie swojego programu belgijskiego premiera, Hermana van Rompuya. Choć były wątpliwości, to nikt nie postawił weta, a to oznaczało, że Unia ma pierwszego w historii przewodniczącego Rady Europejskiej, potocznie określanego mianem – prezydenta UE. To stanowisko wprowadza Traktat Reformujący UE (Traktat z Lizbony). Prezydent ma reprezentować Wspólnotę na forum międzynarodowym. Drugim ważnym stanowiskiem jest Wysoki Przedstawiciel UE ds. polityki zagranicznej i bezpieczeństwa, potocznie nazywany - szefem unijnej dyplomacji. Tu faworytem był Włoch, Massimo D’Alema. Jednak kandydaturę byłego premiera Italii zablokowały kraje ze Wschodu, w tym Polska. Poszło o przeszłość. D'Alema był aktywnym członkiem Komunistycznej Partii Włoch. Na jego miejsce pojawiła się Brytyjka, Catherine Ashton. Nikt przeciwko niej nie protestował. Wyspiarze oczekiwali poparcia dla Ashton po wycofaniu Blaira. Ponadto przywódcy chcieli zachować parytet płci. I Ashton, choć bez doświadczenia na arenie międzynarodowej, okazała się optymalnym kandydatem. Ponadto Niemcy i Francuzi liczą na to, że wybór Brytyjki wpłynie na jej rodaków. Z roku na rok Wyspiarze są co raz bardziej eurosceptyczni. Gdyby decydowali w referendum o losach Traktatu z Lizbony, to 90% (co widać w sondażach) odrzuciłoby unijny dokument. Z partyjnych prognoz wynika, że w maju przyszłego roku władzę w Londynie przejmą konserwatyści, którzy mają coraz wyraźniejszą „eurorealistyczną” linię. Dlatego prounijni przywódcy, jak Sarkozy, czy Merkel widzą w wyborze Ashton szansę na powstrzymanie tych nastrojów w Wielkiej Brytanii. Natomiast nowym krajom zależało, by Niemcy i Francja, które mają wpływ na van Rompuya, nie miały takiego przełożenia na szefa dyplomacji.
Moderator
62-letni Herman Van Rompuy to flamandzki konserwatysta z Partii Chrześcijańskich Demokratów. Od końca grudnia 2008 roku stoi na czele belgijskiego rządu. Udało mu się wyciszyć polityczne spory między Walonami a Flamandami po ostatnich wyborach w Belgii. Studiował filozofię i ekonomię na Katolickim Uniwersytecie w Leuven. Zaraz po studiach był zastępcą przewodniczącego młodzieżowej organizacji Chrześcijańskiej Partii Narodowej (CVP). Potem został członkiem gabinetu politycznego CVP. Przez trzy lata pracował w Belgijskim Banku Narodowym. Następnie trafił do gabinetu politycznego premiera Leo Tindemansa. Po zmianie rządów był dyrektorem Centrum Polityki, Gospodarki i Studiów Społecznych w Wyższej Szkole Handlu w Antwerpii. Już wtedy trafił do partyjnej czołówki CVP, by w roku 1988, na pięć lat, zostać jej przewodniczącym. W 1993 roku został wicepremierem i ministrem ds. budżetu. Po przegranych przez CVP wyborach w 1999 roku van Rompuy był zwykłym posłem, wtedy zresztą po raz pierwszy został deputowanym. W 2007 roku wybrano go przewodniczącym Izby Reprezentantów. Od 2004 roku nosi honorowy tytuł „ministra stanu”.
W wolnym czasie van Rompuy dość systematycznie prowadzi bloga w internecie. Jego hobby to także pisanie poezji haiku. Opublikował wiele prac o tematyce społeczno-politycznej. Ma żonę i czwórkę dzieci. Ciekawe jest to, że, podczas gdy van Rompuy jest uważany za jednego z największych konserwatystów w Belgii, jego siostra, Christine Van Rompuy, jest jednym z liderów Partii Komunistycznej, a w ostatnich wyborach została deputowaną do Parlamentu Europejskiego.
Baronessa
53-letnia Catherine Ashton jest członkiem brytyjskiej Partii Pracy (Labour Party). W Wielkiej Brytanii mówi się o niej Lady Ashton, bo była szefową Izby Lordów. Nigdy nie zajmowała się polityką zagraniczną. Jest absolwentką ekonomii na Uniwersytecie Londyńskim, ale w pierwszych latach swojej kariery działała w organizacjach pozarządowych. Później postawiła na życie rodzinne i przez kilka lat zajmowała się tylko wychowywaniem dzieci. Do polityki powróciła w 1998 roku, kiedy zajęła się administrowaniem służby zdrowia w hrabstwie Hertfordshire. W tym samym czasie była wiceprzewodniczącą Narodowej Rady ds. Rodziców Samotnie Wychowujących Dzieci. W 1999 roku otrzymała tytuł szlachecki. Gdy władzę na Wyspach przejął Gordon Brown, stanęła na czele Izby Lordów. W październiku 2008 roku rząd w Londynie wysłał ją do Brukseli. Została unijnym komisarzem ds. handlu.
Prywatnie lady Ashton jest żoną znanego dziennikarza i działacza społecznego, Petera Kellnera, z którym ma dwoje dzieci.
Niemcy się cieszą
„To przełom” – tak o wyborze van Rompuya i Ashton powiedział szef frakcji socjalistycznej w Parlamencie Europejskim, Niemiec Martin Schulz. Berlin ma powody do radości, bo Angela Merkel od kilku tygodniu lobbowała na rzecz Belga. Podobno przeważyło jego „praktyczne podejście” i zdolności do osiągania kompromisów. Niemcom nie przeszkadza to, że szef Rady Europejskiej nie jest postacią znaną i nie ma silnego zaplecza. Komentatorzy za Odrą podkreślają, że właściwie jest to na rękę Merkel, bo nie zagrozi jej pozycji.
Polska zawiedziona
„To wybór, za którym stoi 27 państw członkowskich UE” – tak ogłosił tę decyzję o powołaniu van Rompuya i Ashton premier Reinfeldt. I choć weta nie było, to nie wszystkie kraje oczekiwały takiego rozwoju sytuacji. „To wybór mało ambitny, ale dla Polski bezpieczny” – tak premier Donald Tusk skomentował unijne wybory. „Uznajemy to za wybór dla Polski najzwyczajniej bezpieczny” - dodał. Kandydatem, którego popierała Warszawa był premier Luxemburga, Jean-Claude Juncker. Ale jak mówił polski premier dziennikarzom „Unia jeszcze nie jest gotowa, by najwyższe stanowiska obsadzić indywidualistami tak wielkiego formatu”. Donald Tusk zdradził jednak, że drugie miejsce na polskiej liście zajmował właśnie Herman van Rompuy, bo „odpowiada nam jego wizja integracji europejskiej”. Tusk dodał: „Państwa, które są na dorobku, a my wciąż jesteśmy na dorobku, nie chciałyby mieć polityka, który mówiłby: teraz będzie tak, a nie inaczej. Z naszym głosem moderator - a nie wódz - będzie się musiał liczyć”.
Głos z Ameryki
Barack Obama pogratulował już nowemu tandemowi w Unii Europejskiej. Rzecznik Białego Domu powiedział, że teraz „Unia Europejska będzie jeszcze silniejszym partnerem” dla Stanów Zjednoczonych. Bruksela czeka jeszcze na podobne oświadczenie z Moskwy i Pekinu. Bo właśnie taki był cel wprowadzenia w życie Traktatu z Lizbony. By UE oprócz osobowości prawnej zyskała jeszcze jeden silny głos na arenie międzynarodowej.
Marcin Antosiewicz
Red. odp. Agata Kwiecińska