1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Historyczne dni [KOMENTARZ]

Elżbieta Stasik24 czerwca 2014

UE stawia Rosji ultimatum prezentując się jednocześnie jako polityczny protektor Ukrainy. Te czerwcowe dni mogą przejść do historii Europy jako przełomowe, uważa Christian F. Trippe.

01.2012 DW Europa aktuell Moderator Christian Trippe
Christian Trippe, szef redakcji Deutsche Welle w Brukseli

Czas goni, bardziej niż jeszcze kilka dni temu. Unia Europejska chce zmusić Moskwę do zmiany kursu. Prezydent Putin ma czas jeszcze do piątku, by zaakceptować plan pokojowy swojego ukraińskiego kolegi Poroszenki. W innym wypadku dojdzie do tego, czego większość przywódców unijnych wolałaby uniknąć, ale nie jest już w stanie powstrzymać: Europa obłoży Rosję daleko idącymi sankcjami.

Plan sakcji leży już w szufladach, nazwane są branże i firmy, towary i drogi handlowe. Dyplomaci w Brukseli mówią o „ostrych sankcjach”. Brakuje jeszcze tylko – zapalnika? Wyzwalacza? Kogoś, kto naciśnie spust? Przynajmniej pod względem retoryki „pokojowe mocarstwo UE“ głęboko tkwi, jak się wydaje, w wojennym nazewnictwie.

Zachód próbuje znaleźć właściwą odpowiedź na to, co dzieje się na Krymie i wschodzie Ukrainy – i stara się w ogóle znaleźć najpierw określenie dla postępowania Rosji. W kręgach służb bezpieczeństwa mówi się o „ambigious“ albo o „hybride warfare”. Niejednoznaczna, wielowarstwowa polityka Rosji wobec sąsiada sprawia, że UE stała się geopolitycznym aktorem mimo woli.

Ukraina w centrum uwagi

I tak Unia Europejska zaanektowała plan pokojowy ukraińskiego rządu. Ukraińskim politykom wręcz nadskakuje: czy jest to Nagroda Karola Wielkiego w Akwizgranie, uroczystości z okazji rocznicy lądowania aliantów w Normandii, czy spotkanie unijnych szefów dyplomacji w Luksemburgu. Rada Unii Europejskiej obiecała właśnie Ukrainie przyspieszenie rozmów na temat ruchu bezwizowego.

W piątek (27.06) uroczyście ma też zostać podpisana gospodarcza część umowy stowarzyszeniowej między Brukselą a Kijowem. Tuż potem, na początku lipca Bruksela będzie gospodarzem konferencji donatorów ws. pomocy dla Ukrainy. Mało tego: od tygodni trwają przygotowania do szeroko zakrojonej unijnej misji wsparcia Ukrainy. Ukraińska policja, aparat sprawiedliwości, służby wywiadu, cały aparat bezpieczeństwa mają zostać gruntownie sprawdzone przez unijnych urzędników i doradców a ostatecznie zreformowane. Cel tego pozostaje chwilowo nieznany. Tylko Stefan Füle, komisarz ds. rozszerzenia i polityki sąsiedztwa stwierdził niedawno bez ogródek: Ukraina – zgodnie z jego zaleceniem – ma zostać kiedyś członkiem UE.

2014 nie jest 1914

Czasami można odnieść wrażenie, że unijnych dyplomatów i brukselskich urzędników ogarnia strach przed własną odwagą. Coraz częściej w każdym razie słychać pełne troski pytanie o koszty, o to, ile miliardów będzie trzeba, jeżeli Ukraina stanie się beneficjentem UE. W Kosowie, quasi-protektoracie UE model ten w miarę funkcjonuje. Tyle, że Kosowo ma 1,8 mln mieszkańców, Ukraina 45 milionów.

Weksel, jaki wystawia Ukrainie Bruksela nie ma jednak pokrycia, przede wszystkim politycznego. Bo też we wszystkich negocjacjach o Ukrainie czy z nią, zawsze obecna jest Moskwa, także kiedy nie siedzi przy stole. Rosja jest przysłowiowym słoniem w składzie porcelany. Aneksyjne apetyty Rosji zmuszają do zajęcia stanowiska o dalekosiężnych konsekwencjach. W takim stopniu jeszcze nikt nigdy nie wymagał tego od UE.

Dokładnie sto lat po czerwcowym kryzysie Europa przeżywa ponowny czerwcowy kryzys. Granie tym czy innym ultimatum, myślenie w kategoriach stref wpływów, militarna próba sił – niejeden świadomy politycznie Europejczyk może mieć w tych dniach wrażenie mrocznego déjà-vu. Tym razem jednak nie grozi żadna „wielka wojna”, tym razem grozi polityczna epoka lodowcowa. Także ta może być „wielka”, co znaczy – może trwać długo.

Christian Trippe / tł. Elżbieta Stasik

.