1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Historyk: w NRD wykorzystywano b. esesmanów jako szpicli

26 stycznia 2019

NRD uważała się za „bastion antyfaszyzmu”, który wykorzenił u siebie nazizm i przykładnie ukarał zbrodniarzy. W rzeczywistości skazanych było niewielu, a część byłych esesmanów z Auschwitz pracowała jako agenci Stasi.

Budynek byłej centrali Stasi w Berlinie. Dzisiaj Miejsce Pamięci Narodowej oraz Instytut Gaucka
Budynek byłej centrali Stasi w Berlinie. Dzisiaj Miejsce Pamięci Narodowej oraz Instytut Gaucka Zdjęcie: picture-alliance/dpa

Wschodnioniemiecka propaganda nie szczędziła wysiłków, by przekonać międzynarodową opinię publiczną, że utworzona w 1949 roku Niemiecka Republika Demokratyczna jest państwem antyfaszystów i ofiar polityki Hitlera. Byli naziści mieli zgodnie z tym ideologicznie zniekształconym obrazem schronić się w Republice Federalnej Niemiec, która miała rzekomo kontynuować najbardziej wsteczne tradycje niemieckiego imperializmu i militaryzmu uznawanymi za przyczynę dojścia Hitlera do władzy.

Władze NRD odrzucały jakąkolwiek odpowiedzialność za zbrodnie. Nigdy też nie zdobyły się na gest podobny do gestu kanclerza RFN Willy'ego Brandta, który uklęknął pod pomnikiem Bohaterów Getta w Warszawie.

Wydana w tym tygodniu książka „Auschwitz i służba bezpieczeństwa Stasi" zadaje kłam tej propagandowej tezie. Autor publikacji Henry Leide pokazuje na przykładzie postępowania z byłymi esesmanami z niemieckiego obozu koncentracyjnego i zagłady Auschwitz-Birkenau, że początkowa determinacja, z jaką ścigano i karano zbrodniarzy, minęła na początku lat 50-tych, a wschodnioniemiecka policja polityczna nierzadko chroniła byłych nazistów wykorzystując ich jako tajnych współpracowników.

Autor przypomina, że w Auschwitz od 1940 r., do ewakuacji obozu w 1945 r. pełniło służbę od 7000 do 8200 esesmanów oraz 200 kobiet. Ok. 6500 z nich dożyło końca wojny. W chwili zakończenia działań wojennych większość z nich znajdowała się na terenie zachodnich stref okupacyjnych. Nie wiadomo dokładnie, ilu przebywało w sowieckiej strefie okupacyjnej, późniejszej NRD – przyznaje Leide.  

Pokazowy proces w Chemnitz

Autor opisuje pokazowy proces wiosną 1950 roku w Chemnitz przeciwko 3400 podejrzanym o zbrodnie, aresztowanym zaraz po wojnie przez okupacyjne władze sowieckie. Proces, w którym zapadły 32 wyroki śmierci, przeszedł do historii pod nazwą „Proces z Waldheim”, od nazwy więzienia, w którym przebywali oskarżeni.

Leide pisze, że propagandowy proces odbył się z naruszeniem podstawowych zasad praworządności. Surowe wyroki miały stanowić cezurę i zasygnalizować koniec procesu denazyfikacji i rozliczeń w NRD. Od początku lat 50. ściganie zbrodni nazistowskich w NRD niemal zupełnie ustało – ocenia Leide. 

Naziści? Tylko w RFN

Nie przeszkadzało to władzom NRD w ciągłym krytykowaniu RFN za opieszałość w ściganiu byłych nazistów. Przedstawiciele Berlina Wschodniego brali aktywny udział w procesie frankfurckim załogi Auschwitz-Birkenau, dostarczając oskarżeniu obciążające dokumenty. Zgodnie z tezą o odpowiedzialności niemieckiego imperializmu za faszyzm, wschodnioniemieccy uczestnicy procesu bardziej interesowali się rolą koncernu IG Farben w Auschwitz, niż samymi zbrodniami – twierdzi autor.

Władze NRD stały się „zakładnikiem własnej propagandy” – pisze Leide. Wykorzystując temat nazizmu w polemice z RFN, Berlin Wschodni obawiał się upubliczniania przypadków wykrycia zbrodniarzy w swoim kraju, gdyż mogłoby to wpłynąć negatywnie na wiarygodność NRD jako „bastionu antyfaszyzmu” – tłumaczy autor. Ściganie byłych nazistów podporządkowane zostało względom racji stanu – konsolidacji systemu i władzy enerdowskich komunistów.

Wszystko pod kontrolą Stasi

Decyzja o wdrożeniu śledztwa lub rezygnacji z postępowania znajdowała się w gestii Stasi, a nie wymiaru sprawiedliwości.    

Leide wskazuje na przykłady, gdy kalkulacja polityczna, a przede wszystkim chęć pozyskania informatora, uznawana była za ważniejszą od rozliczeń z brunatną przeszłością. W publikacji mowa jest między innymi o Josefie Settniku. Rotten-Fuehrer (kapral) SS pełnił służbę strażnika w KL Auschwitz, a następnie awansował na tłumacza wydziału politycznego obozowego Gestapo. Z zeznań więźniów wynika, że esesman brał udział w torturowaniu przesłuchiwanych, miał też uczestniczyć w selekcjach na rampie w Birkenau i rozstrzeliwaniu Żydów.

Okładka książki „Auschwitz i służba bezpieczeństwa Stasi" Henry'ego LeideZdjęcie: BStU

Byli esesmani jako agenci

Pomimo przytłaczających dowodów, Stasi odstąpiło w 1964 roku od oskarżenia, w zamian za zgodę na współpracę. Settnik miał inwigilować byłych esesmanów znajdujących się w RFN. Pod pseudonimem „Erwin Mohr” donosił przez lata „bez żadnych zahamowań” (jak czytamy w raportach policji) na członków katolickiej wspólnoty w swoich rodzinnych stronach. Settink zmarł w 1986 r. nie niepokojony przez prokuraturę.

Szpiclem Stasi był także folksdojcz August Bielesch. Jako członek Waffen-SS pełnił od lipca 1943 roku służbę w obozie zagłady Birkenau. Pomimo podejrzenia o aktywny udział w ludobójstwie, Stasi i w tym przypadku postanowiła nie nadawać sprawie oficjalnego biegu. Bielesch został zwerbowany w 1971 roku jako agent i pozostawał w służbie policji politycznej przez osiem lat.

Kary uniknął także kolejarz Franz Klakus, od listopada 1939 r. do lipca 1944 r. dyspozytor na dworcu kolejowym Auschwitz. Do jego zadań należało eskortowanie więźniów z dworca do bramy wejściowej obozu. Chociaż obowiązujące w NRD przepisy umożliwiały wytoczenie mu procesu, Stasi nie poinformowała prokuratury. Od 1964 roku Klakus działał, choć bez większych sukcesów, jako informator policji politycznej.

Leide podkreśla, że ani zachodnioniemiecki wymiar sprawiedliwości, ani władze NRD nie mają powodów do dumy. W Niemczech Zachodnich skazano 61 byłych esesmanów z załogi Auschwitz-Birkenau, w NRD wyroki usłyszało 35 osób.

Adwokat ofiar Holokaustu: Na sprawiedliwość nigdy nie jest za późno

01:30

This browser does not support the video element.