Hit czy kit? Dyskusja o poziomie niemieckich filmów
26 kwietnia 2013Niemieckie kino jest w dobrej formie. Powstaje dużo filmów, na ekranach kin gości wiele rodzimych produkcji - ok. 20 proc. filmów w kinach to produkcje niemieckie. Są gwiazdy, które potrafią przyciągnąć do kina milionową publiczność. Niemieccy twórcy filmowi i aktorzy zdobywają nagrody na międzynarodowych festiwalach czy najwyższe wyróżnienia jak Oscary. Liczne szkoły filmowe kształcą narybek, który daje dopływ świeżej krwi. Czyli właściwie powinno być dobrze.
Lubisz nasze artykuły? Zostań naszym fanem na facebooku >>
Jest dobrze, ale ...
Ale ten błyszczący medal ma też swoją ciemną stronę: nie można mówić o wielkim rozkwicie niemieckiego kina, ani pod względem artystycznym ani komercyjnym. Co prawda powstaje wiele produkcji i szereg z nich trafia do kin, lecz większość z nich nie potrafi zarobić na zwrot kosztów produkcji, o zyskach już nie wspominając. Wśród owych 20 procent niemieckich produkcji w programach kin są może 2-3 obrazy będące solidnymi filmami kasowymi, niektóre z nich to "dokrętki" do produkcji, które odniosły sukces lub filmy dla dzieci.
Niemieckie kino ma co prawda swoje gwiazdy, ale aktorów, na których "chodzi się" do kina jest tylko garstka. Naprawdę liczące się świecie festiwale filmowe rzadko kiedy zapraszają do konkursu filmy z Niemiec. Złotej Palmy (Cannes) czy Złotego Lwa (Wenecja) już dawno nie trzymał w ręku żaden niemiecki twórca. Absolwenci filmówek mają co prawda opanowane rzemiosło, ale na wielkie wody wypływają tylko jednostki.
Jak widać niemiecki medal kinematograficzny ma dwie strony, i obydwie ukazują prawdę, nawet jeżeli pozornie są swoim zaprzeczeniem. Nie jest to zresztą niczym dziwnym w skomplikowanym świecie filmu i kina, przeżywającym również rewolucję cyfrową.
Kulturoznawca zajmujący się filmem, Bernd Zywietz, wraz z Haraldem Muehlbeyerem i innymi publicystami dokonał szerszej analizy niemieckiego krajobrazu filmowego i poświęcił mu publikację "Ansichtssache zum aktuellen deutschen Film" ("Pogląd na współczesny niemiecki film"), wydaną nakładem Schueren Verlag.
Wziął bliżej pod lupę dokonania niemieckich twórców filmowych w okresie ubiegłych trzech lat, analizując ich słabe i mocne strony. – Czuje się wyraźnie ochotę i ambicję dokonania czegoś nowego i innego. Czuje się świeży podmuch – przyznaje Zywietz w rozmowie z Deutsche Welle, i bierze niemieckie kino w obronę przed zarzutami o słaby poziom estetyczny filmów i brak poklasku ze strony publiczności. – Niemcy są po prostu narodem malkontentów – kwituje Zywietz.
Zbyt dużo powagi
Lecz także i on zdaje sobie sprawę z ułomności niemieckiego kina: zaniku kultury cineastycznej, co jest zrozumiałe wobec rewolucji, jaka dokonała się w massmediach i za ich sprawą. Sceną największych filmowych sukcesów w oczach publiczności i krytyki filmowej jest medium telewizyjne, a poza tym Niemcy z założenia nie lubią niemieckiego kina. Dla Zywietza jest to nawet zrozumiałe, bo wiele niemieckich filmów było "robione nie dla ludzi", jak twierdzi. Na ekrany kin trafiają filmy-efemerydy, jednorazowe występy jakiegoś reżysera, o którym potem słuch ginie.
Nie ma prawie wcale produkcji z gatunku fantasy, action, science fiction czy filmów przygodowych. Jedyna nadzieja, zdaniem Zywietza, to komedia, w którym to gatunku sprawdza się nie tylko Til Schweiger, ale twórcy najnowszych subtelnych i zabawnych obrazów jak "Oh boy" czy "3 Zimmer/Kueche/Bad".
Od strony estetycznej niemieckie kino ogranicza się ostatnio do dwóch koncepcji: statyczno-usztywnionych ujęć (á la Szkoła Berlińska) lub ujęć totalnie "rozjechanych", kręconych z ręki – uzupełnia listę swych zastrzeżeń niemiecki krytyk.
Jochen Kürten / Małgorzata Matzke
red.odp.: Bartosz Dudek