1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

I, Culture Puzzle - Polska kultura w Berlinie

6 sierpnia 2011

Dziesiątki Berlińczyków i turystów siadło na berlińskim Alexanderplatz do Łuczników i Singerów, żeby z polskiej inicjatywy igłą i nitką dołożyć swoją łatkę do kulturalnego wizerunku Unii Europejskiej.

Wielkie szycie na Alexanderplatz
Wielkie szycie na AlexanderplatzZdjęcie: DW

Projekt „I, Culture Puzzle” jest wielkim, globalnym szyciem. W 12 światowych stolicach, w eksponowanym miejscu, gdzie z natury bywa dużo ludzi, rozstawianych jest 70 maszyn do szycia. Pod okiem miejscowych wolontariuszy, przygotowanych wcześniej do akcji podczas trzydniowych warsztatów, każdy może uszyć fragment wielkiego puzzla z napisem „I, Culture” (Ja, Kultura). Jest to hasło zagranicznego programu kulturalnego polskiej prezydencji UE. Akcja zainaugurowana w Warszawie, gościła już w Londynie, Paryżu, Brukseli i Madrycie. Po Berlinie kolejnymi przystankami będą Kijów, Mińsk, Moskwa, oraz Peking i Tokio. I wreszcie Kopenhaga, gdzie Polska przekaże Danii unijną pałeczkę. Przedtem jednak wszystkie fragmenty układanki utworzą gigantyczny napis, właśnie „I, Culture”.

Rzemiosło inaczej

Pomysłodawczyni Monika Jakubiak (w środku)Zdjęcie: DW

Pomysłodawczynią projektu jest Monika Jakubiak, projektantka mody i przede wszystkim artystka, autorka licznych socjalnych projektów. Moda, sztuka, są dla niej zjawiskiem społecznym. I takim właśnie zjawiskiem jest układanka „I, Culture”. Jak mówi artystka, chodzi jej o to, by zwrócić ludziom uwagę na to, że żyjemy w szybkich czasach, w daleko rozwiniętej cywilizacji i czasami warto się zatrzymać na chwilę: „Chcę, żebyśmy zwolnili, spotkali się i wspólnie coś stworzyli, coś konkretnego. A przy tym wymienili swoimi spostrzeżeniami, przemyśleniami”.

Jednocześnie istnieje w dzisiejszym świecie, zwłaszcza w zachodnich społeczeństwach ogromna potrzeba tworzenia czegoś własnego i to pracą rąk. „To jest już szósta stolica. W każdej z nich główne ulice są do siebie podobne. Wszędzie jest Zara, Mango, H&M. Uważam, że istnieje wielka potrzeba serca, by tworzyć swój własny, indywidualny styl - życia, ubierania się, spędzania wolnego czasu. Zarazem potrzeba spędzania czasu wspólnie, robienia czegoś wspólnie”.

Z potrzeby tej wyrasta nowe rzemiosło, chałupnicze, nie poprzedzone latami terminowania. W Berlinie, mówi artystka w rozmowie z DW, nauczyła się wręcz nowego słowa: „upcycling” – wykorzystanie fabrycznych odrzutów do tworzenia czegoś własnego, nowego.

Chaotyczny Berlin, pragmatyczna Bruksela

Kreatywność nie zna granicZdjęcie: DW

Drugie życie produktów jest trendem bardzo charakterystycznym dla Berlina, zwłaszcza kreatywnego Kreuzbergu, gdzie „upcyclinguje” się rzeczy i własne życie, i gdzie odbywały się warsztaty przygotowujące wolontariuszy - studentów szkół artystycznych, do pracy z publicznością. Stosownie do ducha miejsca uczestnicy berlińskich warsztatów chętniej koncentrowali się na dyskusjach o życiu i świecie, niż na pracy. W pragmatycznej Brukseli z kolei uczestnicy warsztatów koncentrowali się na ich istocie, na rzemiośle.

Wolontariusze są bardzo ważnym elementem projektu, mówi realizatorka projektu „Polska prezydencja w UE”, Urszula Skośkiewicz z Instytutu Adama Mickiewicza:

„Przyjeżdżamy z narzędziami – maszynami do szycia. Przyjeżdżamy z pomysłem, ważnym dla polskiego artysty, w tym wypadku pomysłem Moniki Jakubiak, ale ona przekazuje już pałeczkę wolontariuszom, których poprzez partnerów znajdujemy w każdej z 12 stolic i dopiero w zetknięciu z tymi dwoma potencjałami powstaje właściwy obraz tego projektu. Czyli bez tych dwóch elementów: bez Moniki i tego polskiego pierwiastka, który przywozimy, i bez charakterystycznego wkładu danej stolicy, projekt ten by nie funkcjonował”.

Berlin szył z zapałem

Szwalnia pod chmurką. Pogoda szczęśliwie dopisała.Zdjęcie: DW

„Fantastyczny projekt. Wychodzi daleko poza ramy zwykłych warsztatów”, stwierdził Pedro, jeden z uczestników warsztatów. Pedro jest Berlińczykiem z hiszpańskimi korzeniami. 7 z 17 wolontariuszy to Niemcy, pozostali pochodzili z Kuby, Australii, Hongkongu. Typowa dla Berlina międzynarodowa mieszanka i idealna obsada projektu bazującego na ponadgranicznej kulturze, wolnej od barier językowych, kulturowych i politycznych.

Berlińczycy też byli zachwyceni. Do ostatniej chwili nie chcieli odchodzić od maszyn do szycia. I to mimo niezliczonych atrakcji dziejących się tego dnia na Alexanderplatz, gdzie trwa festiwal „Berlin lacht” – „Berlin śmieje się”. Połączenie to wydawałoby się może ciut nieszczęśliwe, ale także trashowa kultura jest dla tego miasta typowa. I dla naszej epoki.

„To też jest znak naszych czasów, że ministerstwo kultury rozpoznało jakąś wartość w tym projekcie, bo nie jest to jednak przewóz strasznie znanego obrazu po 12 galeriach na świecie” – mówi Monika Jakubiak – „My jeździmy i szyjemy. Ale ludzie chcą być razem, chcą się uczyć, wymieniać się doświadczeniami. Jest wielka potrzeba, żeby zburzyć tę barierę między sztuką tzw. wysokich i niskich lotów”.

Elżbieta Stasik

red. odp.: Małgorzata Matzke

Pomiń następną sekcję Dowiedz się więcej