1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Jak podłączyć auto do kontaktu?

2 grudnia 2010

Podobno stoimy u progu elektromobilności. Zanim jednak świat wejdzie w nową erę w masowej motoryzacji, trzeba rozwiązać parę niełatwych problemów. Same samochody elektryczne nie wystarczą.

Minister komunikacji Peter Ramsauer prezentuje z dumą model elektrycznego GolfaZdjęcie: picture-alliance/dpa

Samochody napędzane silnikiem elektrycznym uchodzą za technikę przyszłości. Na razie jednak wciąż borykają się z problemami, które odstraszają od nich nawet najbardziej proekologicznie nastawionych kierowców. Są za drogie, mają za mały zasięg, ładowanie akumulatorów trwa zdecydowanie za długo, a ponadto brakuje im infrastruktury w postaci stacji ładowania, które zastąpią obecne stacje benzynowe.


Niemcy inwestują w elektromobilność


Przez ponad sto lat silniki spalinowe niepodzielnie królowały na drogach, a cała infrastruktura komunikacyjna była dostosowana do ich potrzeb. Czasy się jednak zmieniają. Czyste auta na prąd prędzej czy później zastąpią cuchnące spalinami benzyniaki i diesle, a elektromobilność stanie się synonimem masowej motoryzacji.

W Niemczech politycy, naukowcy i producenci przygotowują się na nadejście nowej ery. Politycy z elektromobilności uczynili już chwytliwe hasło wyborcze, naukowcy opracowują nowe rozwiązania w dziedzinie napędów elektrycznych, a firmy samochodowe przestawiają się powoli na produkcję elektroaut.

Na tegorocznym paryskim salonie samochodowym wystawiono model elektrycznego BMW 6er CoupeZdjęcie: picture alliance/dpa

Koncern BMW zainwestował do tej pory 400 milionów euro w budowę i wyposażenie nowej fabryki w Lipsku, w której od roku 2013 ruszy produkcja silników elektrycznych do samochodów nowej generacji. Podobne projekty rozwijają także firmy Mercedes-Benz, Audi i Volkswagen. Bosch, BASF, Evonik i Litech, wyspecjalizowany w produkcji reflektorów samochodowych, powołały do życia konsorcjum, które zajmie się rozwijaniem technologii samochodów elektrycznych, w którą chcą zainwestować wspólnie kilkaset milionów euro.

Rząd federalny zdaje sobie sprawę z tego, że na przyszłym rynku samochodów elektrycznych zyski będą się liczyć w miliardach. Minister gospodarki Rainer Brüderle forsuje ambitny plan rozwijania tej technologii w sposób, który zapewni Niemcom czołową pozycję na świecie. "Nasz pierwszy cel, to milion elektroaut na niemieckich drogach i autostradach do roku 2020" - powiedział.


Inni są już dalej

"125 lat temu jako pierwsi na świecie wymyśliliśmy i wyprodukowaliśmy samochód" - oświadczył z dumą minister Brüderle. "Teraz musimy dowieść, że potrafimy utrzymać przewagę nad innymi". Dużo łatwiej jednak jest to powiedzieć, niż dokonać. Konkurencja nie śpi.

Takie kraje jak USA, Japonia, Chiny, Korea Południowa i Francja, już dziś inwestują w technologię samochodów elektrycznych dużo więcej pieniędzy niż Republika Federalna. Same tylko USA w tym i przyszłym roku zamierzają zainwestować w rozwój technologii akumulatorów litowo-jonowych cztery miliardy euro.

Elektromobilność, jeśli nie ma pozostać hasłem bez pokrycia, wymaga pieniędzy. Dużych pieniędzy. To, co w tej chwili inwestuje w nią niemiecki przemysł samochodowy, nie wystarczy. Potrzebna jest pomoc państwa, ale minister gospodarki jest zaskakująco wstrzemięźliwy w wypowiedziach na temat dotacji państwowych dla producentów samochodów elektrycznych.

Przestrzega przed międzynarodowym wyścigiem w subwencjonowanu produkcji elektroaut i potrzebnej im infrastruktory, nie chce wesprzeć finansowo instytutów naukowych i biur konstrukcyjnych, które już dziś mają liczące się osiągnięcia w rozwiązywaniu związanych z tą techniką napędu problemów i nadal odrzuca pomysł wprowadzenia państwowej premii dla nabywców samochodów elektrycznych, tak jak to zrobili już Francuzi.

W rezultacie inni są już dalej. Fachowcy z branży motoryzacyjnej twierdzą, że w produkcji baterii litowo-jonowych firmy japońskie mają w tej chwili dwuletnią przewagę rozwojową nad Niemcami. Aby do roku 2013 pomyślnie sfinansować najważniejsze niemieckie projekty badawcze w dziedzinie elektromobilności, potrzeba czterech miliardów euro - czytamy w raporcie Narodowej Platformy Elektromobilności (NPE).

Detlev Pätsch z firmy SIXT pokazał w lipcu w Monachium nowy typ stacji ładowania akumulatorówZdjęcie: picture alliance / dpa

Prezes tego stowarzyszenia, Hennig Kagermann, nawołuje do pośpiechu: "Musimy działać szybciej i skuteczniej, jeśli zamierzamy dogonić a potem wyprzedzić konkurencję" - twierdzi przy każdej okazji i przypomina, że wyprodukowanie udanego modelu samochodu na prąd to dopiero początek długiej drogi. Wymaga on bowiem dostępnej dla każdego sieci stacji ładowania akumulatorów i wielu innych rozwiązań, jeśli niemieckie marzenia o powszechnej elektromobilności mają się ziścić.

W tym punkcie menadżerowie, producenci i politycy są zgodni. Niemcy nie mogą ponownie przegapić szansy, jaką dają opracowane przez nich wynalazki, przejęte później przez innych, którzy uczynili z nich światowy przebój rynkowy. "Nie może się powtórzyć historia telefaksu czy odtwarzacza MP3" - mówi minister gospodarki Rainer Brüderle - "Z niemieckich wynalazków musimy uczynić produkt masowy, bo naszym najcenniejszym surowcem była i jest nowatorska myśl techniczna".

Sabine Kinkartz / Andrzej Pawlak

red. odp. Bartosz Dudek

Pomiń następną sekcję Dowiedz się więcej