1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Jak przeżyć w oblężonym mieście? Wywiad z mieszkańcem Madai

28 września 2016

Rajaai Bourhan ma 26 lat i żyje w syryjskim mieście Madaja. W rozmowie z Deutsche Welle opowiada o tym, jak przetrwać w mieście bez prądu i za czym najbardziej tęskni.

Syrien Rajaai Bourhan
Rajaai Bourhan: Nie chcę opuścić mojej ojczyzny

 

DW: Madaja od ponad roku jest oblężonym miastem. W ubiegły weekend, po raz pierwszy od sześciu miesięcy, do miasta trafiła pomoc humanitarna. Czego najbardziej brakowało? 

Rajaai Bourhan: W języku arabskim mamy takie słowo: "aid", co oznacza uroczysty dzień. ONZ dostarczyła nam cukier i mąkę. To było nam najbardziej potrzebne. Teraz znów możemy piec chleb. Długo na to czekaliśmy. Oprócz ryżu i kaszy bulgur nie mamy niczego. Dostawy powinny nam wystarczyć na miesiąc, może półtora. Staramy się oszczędnie korzystać z zapasów, żeby wystarczyły na jak najdłużej. ONZ przywiozła nam też ciecierzycę, leki i ładowarki do telefonów.

Na początku roku w mediach było sporo relacji dotyczących klęski głodu w Madai. Z głodu umierały dziesiątki osób. Jaka jest sytuacja teraz?

Życie w Madai jest takie jak kiedyś w Związku Radzieckim. Mamy wszyscy to samo do jedzenia. Na osobę przysługuje 200-300 g ryżu albo kaszy bulgur dziennie, bez soli czy oleju.

Czasami zdarza się, że nie jem nic, bo nie mogę już patrzeć na ryż. Wtedy kładę sią spać głodny. Kiedyś sporo trenowałem. Można nawet powiedzieć, że byłem gruby (śmiech). Ważyłem 93 kg. Teraz jestem bardzo szczupły. 

Macie tu lekarzy albo jakiś szpital?

​​​Szpitala nie ma, ale jest centrum medyczne. Mamy dentystę, który jeszcze studiuje i weterynarza. Innych lekarzy nie ma. Ale ci dwaj robią, co w ich mocy i bardzo dobrze się nami opiekują.

Jak wygląda codzienność w oblężonym mieście? Jest jakaś praca? Co mieszkańcy miasta robią przez cały dzień?

Nie mamy prądu, nie mamy pracy, ale każdy ma jakieś hobby. Kochałem kiedyś historię, dlatego dużo czytam. Tylko tyle mogę zrobić. Moich przyjaciół dawno już tu nie ma. Większość czasu spędzam samotnie.

Za czym najbardziej się tęskni?

Ja najbardziej tęsknię za uniwersytetem. Tak bardzo chciałbym znów studiować. Studiowałem ekonomię w Damaszku. W 2011 roku musiałem opuścić uczelnię, bo brałem udział w protestach przeciwko reżimowi, podczas których zostałem aresztowany. Dwa miesiące później, kiedy już byłem na wolności, nie miałem odwagi wrócić. Przeniosłem się do mojego rodzinnego miasta Az-Zabadani, z którego potem uciekliśmy. Od dwóch lat, z częścią mojej rodziny, żyjemy w Madai.

Co pana martwi najbardziej?

Zbliża się zima. Nie mamy jak gotować, nie mamy czym ogrzewać. Palimy plastik, bo tylko tak możemy cokolwiek ugotować. Zimą będzie bardzo zimno. Mamy wprawdzie koce, ale potrzebujemy prądu i oleju napędowego. ONZ obiecała, że niedługo znów tu będzie i coś przywiezie. Mamy nadzieję, że zdążą przed zimą.

Czy mógłby Pan wyjechać z miasta? Uciec?

Jesteśmy otoczeni przez wojsko i Hezbollah. Jest wiele punktów kontrolnych, widzę je stąd. Wiele osób próbowało uciekać z Madai. Zginęli albo natrafili na minę i stracili nogę. Może kiedyś zostaniemy ewakuowani, tak samo jak mieszkańcy miasta Daraja i przeniesieni na północ.

Wprawdzie nie mogę już studiować, mieszkam w domu, który do mnie nie należy, cały czas jem to samo, w moim życiu nie ma żadnych postępów, ale nie chcę opuścić mojej ojczyzny. Gdybym to zrobił, czułbym, że oddałem im zwycięstwo.

Rozmawiał Rahel Klein/ tłum. Magdalena Gwóźdź