1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Jak wolna jest naprawdę prasa na Węgrzech?

Barbara Coellen25 października 2013

Konserwatywny rząd pod przywództwem Viktora Orbána od trzech lat próbuje zmusić do milczenia krytycznych i niezależnych dziennikarzy. Radio i telewizja na Węgrzech uchodzą za rządowe tuby.

Zdjęcie: picture-alliance/dpa

Prezenter radiowy Atilla Mong pierwszy zareagował przed niespełna trzema laty na nową ustawę medialną węgierskiego rządu. Zapisano w niej, że przyszły rządowy organ nadzoru zatrudniający pracowników rekrutowanych spośród członków partii rządzącej, ma kontrolować media. Przeciwko takiemu ograniczeniu wolności słowa zaprotestował na antenie minutą ciszy 21 grudnia 2010 Attila Mong, prezenter w publicznym Kossuth Radio. Zakazano mu komentowania nowej ustawy i jeszcze tego samego dnia zwolniono z pracy. Mong przypomina sobie, jak kiedyś upominał się z innymi Węgrami o więcej demokracji. - Kiedy w 1989 roku demonstrowaliśmy na ulicach Budapesztu, wierzyłem w początek demokracji na Węgrzech. Nie przyszło mi do głowy, że 20 lat później zostanę jako dziennikarz skonfrontowany z represyjną i antydemokratyczną ustawą medialną – mówi dając upust frustracji.

Mong jest być może najbardziej znanym przykładem w węgierskim środowisku dziennikarskim, lecz takich jak on, zwolnionych za krytyczne wypowiedzi dziennikarzy i reporterów jest więcej na Węgrzech, w państwie członkowskim UE. Prywatnym rozgłośniom z kolei, jak niezależnemu Klub Radio, grozi zamknięcie, ponieważ musi ono przed sądem walczyć o przyznanie częstotliwości i uiszczać za to wysokie opłaty. Ponadto rząd wywiera presję na reklamodawców, którzy wycofują się z reklam w obawie przed problemami. Klub Radio postanowiło się jednak nie poddawać i wytrwać do następnych wyborów parlamentarnych wiosną 2014 roku.

Attila MongZdjęcie: Samaruddin Stewart

Także zagraniczni dziennikarze pod obserwacją

Stephan Ozsváth śledzi sytuację na Węgrzech z Wiednia, gdzie pracuje jako korespondent niemieckiego publicznego radia i telewizji. On i jego koledzy wielokrotnie na własnej skórze doświadczali, jak węgierski rząd obchodzi się z krytycznymi dziennikarzami. – Organizowano oszczercze kampanie w węgierskich mediach. Partyjni sekretarze wymieniali na antenie nasze nazwiska i opowiadali o nas niestworzone rzeczy. Oprócz tego organizowano w sieci tak zmasowane ataki, że trudno jest mi uwierzyć w spontaniczność wyrażanych tam jednostkowych opinii.

Ozsváth i jego koledzy bronią się skutecznie. W chwili obecnej sytuacja trochę się odprężyła. - Nie można nas oskarżać za to, że publikujemy negatywne opinie. Przecież produkuje je sam węgierski rząd. My informujemy o tym, co rządowi nie pasuje. Każdy rząd musi się z tym pogodzić – uważa Ozsváth.

Stephan Ozsváth, korespondent ARD w WiedniuZdjęcie: Stephan Ozsváth

W swoim paranoidalnym zachowaniu konserwatywny rząd nie cofa się też przed teoriami spiskowymi. – Insynuowano nam na przykład, że jesteśmy przedłużonym ramieniem lewicy – mówi niemiecki korespondent.

Ozsváth ostrzega jednak przed dość powszechną opinią, że na Węgrzech nie można już pisać tego, co się chce. Owszem, można, głównie w Internecie. Problem w tym, że nie wiadomo, kto to czyta. Radio i telewizja zostały właściwe wzięte pod kuratelę rządu. Zajmuje się nimi Narodowy Urzęd ds. Mediów i Przekazu Informacji (odpowiednik Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji). Instytucja ta została utworzona w 2010 roku w związku z uchwaleniem nowej ustawy medialnej. Może ona odbierać częstotliwości i wyznaczać wysokie grzywny. Szefowa Urzędu ds. Mediów została mianowana osobiście przez premiera węgierskiego rządu, jako osoba lojalna wobec reżimu, a więc pewna.

Tymczasem węgierski parlament musiał dokonać poprawek w ostro krytykowanej za granicą ustawie medialnej. Naciski na Węgry z Brukseli były zbyt mocne. Lecz w praktyce niewiele to zmieniło.

Orędowanie za czystością dziennikarstwa

Szczególnie dużo uwagi za granicą wzbudza prywatna stacja Klub Radio. Węgierski Urząd ds. Mediów dwa i pół roku roku próbował zawiesić jej działalność i zastosował w tym celu szereg administracyjnych i legalnych wybiegów. Bez skutku. Klub Radio nadaje, ale znajduje się na skraju finansowej ruiny. Zresztą nie tylko zespół radiowy potrzebuje obecnie ideowego i finansowego wsparcia. – Na Węgrzech żyje wielu bardzo zaangażowanych dziennikarzy, którzy starają się pracować niezależnie w prywatnych mediach lub w organizacjach NGO. Istnieje cały szereg nowych inicjatyw i modeli mediów, które mogą być finansowane z prywatnych darowizn, lecz wymagają aktywności czytelników. Na Węgrzech powstaje właśnie nowa infrastruktura medialna, którą warto wesprzeć – zachęca Attila Mong. Również Stephan Ozsváth opowiada się za wspieraniem wszelkimi środkami zabiegów dziennikarzy na Węgrzech o czystość dziennikarstwa. Niemiecki korespondent apeluje o mocniejsze naciski polityczne na premiera Orbána, przede wszystkim do UE, której działania przypominają zachowanie „bezzębnego tygrysa”.

Studio stacji Radio KlubZdjęcie: Getty Images

Attila Mong mieszka obecnie w Berlinie, lecz zanim tam osiadł skończył studia na renomowanym uniwersytecie kalifornijskim w Stanford i pracuje teraz jako dziennikarz w mediach elektronicznych. Nikomu nie udaje się zakneblować mu ust, ponieważ może pracować w każdym zakątku świata. Mong systematycznie odwiedza Węgry i oczywiście chciałby pozostać tam kiedyś na zawsze. – Chciałbym, żeby węgierska prasa odzyskała znów trochę wolności. I, żeby opierała się na ekonomicznym i prawnym fundamencie, na większej niezależności niż ta, którą mamy dzisiaj – mówi Mong.

Ricarda Otte / Barbara Coellen

red. odp.: Elżbieta Stasik