1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Piszę po godzinach

rozmawiał Bartosz Dudek14 listopada 2008

Z Januszem Leonem Wiśniewskim – naukowcem i autorem bestsellera „Samotność w sieci” rozmawia Bartosz Dudek.

Janusz Leon Wiśniewski mieszka na stałe we Frankfurcie nad Menem.Zdjęcie: DW

Czuje się Pan bardziej pisarzem czy naukowcem?

Pisarzem nie czuję się wcale, bo żyję z nauki. Jestem naukowcem. To mój świadomy wybór. Uwielbiam się uczyć. Natomiast pisanie, które zacząłem w wieku 44 lat, nie upoważnia mnie, żeby nazwać się pisarzem. Jestem autorem - autorem po godzinach. Po tym, jak skończę pracę na komputerze, zamknę system - piszę. Jestem naukowcem, który po godzinach pisze książki i ma to szczęście, że ludzie te książki czytają.

A jak było z „Samotnością w sieci”? Książka ta była pisana do szuflady. Dlaczego ją pan opublikował?

To była konstelacja pewnych wydarzeń. Przechodziłem wtedy w życiu trudny okres. Książka była napisana przeciwko smutkowi i w smutku. Był rok 1998. Byłem tuż po habilitacji. I miałem ten rodzaj depresji, który przychodzi po sukcesie. Zdałem sobie sprawę, że byłem na szczycie, ale tylko pięć minut. A potem trzeba było zejść. Tymczasem tak naprawdę w życiu nic się nie zmieniło. A ja chciałem zostawić po sobie coś, co by nie odzwierciedlało tego, co jest w moim mózgu, ale co by mówiło, co jest w mojej duszy. I tak powstał pomysł napisania rodzaju bloga. Zresztą wtedy, w 1998 roku, w Polsce to słowo w ogóle nie było znane. I zacząłem pisać historie, które przytrafiły się osobom mi bliskim i dalekim. Historie prawdziwe, autobiograficzne. Wysłałem to do Leszka Bugajskiego - krytyka literackiego, który wówczas pracował w różnych gazetach. Wysłałem i zapomniałem o tym. Potem on zaczął mnie nieustannie namawiać, żeby ten tekst opublikować. Mnie wydawało się to trochę nierealne. Jestem naukowcem. Co powiedzą koledzy i w ogóle. Jednak, w końcu mnie przekonał.

"S@motność w sieci" jest najbardziej znaną powieścią Janusza Leona WiśniewskiegoZdjęcie: DW

Na ile historia opisana w "Samotności w sieci" jest prawdziwa?

Główna historia jest prawdziwa. Cały czas jestem konfrontowany z pytaniami: czy Jakub to ja i czy to ja przeżyłem ten internetowy romans. Od razu uprzedzam i mówię, że nie. Natomiast byłem świadkiem tego romansu, ale to jest zbyt osobiste, żeby o tym mówić. Jakub nie jest postacią realną. Wszystkie inne postacie w tej książce są realne, włącznie z Nią, bezimienną, która czytała tę książkę i oglądała film nakręcony na jej podstawie. Natomiast postać głównego bohatera jest puzzlem, bo jego postać ułożyłem z wielu różnych mężczyzn. Wybrałem najlepsze męskie cechy: mądrość, cierpliwość, czułość. I to był w pewnym sensie błąd, ponieważ kobiety - czytelniczki moich książek- uwierzyły, że taki mężczyzna może istnieć. A takiego mężczyzny tak naprawdę nie ma. On jest takim pierwowzorem, do którego ja chciałbym się zbliżyć. Zakładałem, że jeśli stworzę takiego mężczyznę, a potem przeczytam moją książkę, to będę nim. Ale tak się nie stało.

Jak zareagowała ta kobieta, ta bezimienna ONA?

Ona wiedziała, że taki projekt będzie realizowany. Nie wiedziała o szczegółach. Zareagowała smutkiem, bo przypomniano jej o smutnych wydarzeniach, w których uczestniczyła. Natomiast ja zrobiłem wszystko, żeby nigdy nie została odkryta. Poumieszczałem ją w zupełnie innych miastach, w innych okolicznościach, włożyłem w jej usta zdania, których by nigdy nie wypowiedziała. Celowo i z pewnym żalem, ponieważ przepięknie mówiła i myślała. Przyjęła tę książkę ze wzruszeniem, tak jak inni. Oczywiście zupełnie innym wzruszeniem. Potem przyzwyczaiła się też do tego, że istnieje w sercach i myślach wielu ludzi zupełnie anonimowo i tak już zostanie.

Pańska książka wywołała bardzo żywe reakcje. Tysiące e-maili. Co najbardziej zaskoczyło Pana w tych reakcjach?

Zebrałem 28 tysięcy mailów od moich czytelników. Przede wszystkim są to historie smutne. Mało ludzi pisze, że są szczęśliwi. Są to historie pisane w 71 procentach przez kobiety. W tych e-mailach jest zazwyczaj tęsknota za miłością. Jest też dużo frustracji. Kobiety oceniają swoich partnerów. Ten mężczyzna, kręcący się po kuchni od piętnastu lat, zdaje się nie mieć żadnych cech tego mężczyzny, który wzruszył, podniecił, zaimponował. Moja książka dała kobietom szkło powiększające. Patrzą przez jej pryzmat na swoich partnerów. Niektóre mi dziękują, bo po przeczytaniu książki znowu przypomniały sobie, w jaki sposób kochać swoich partnerów. Mężczyźni są raczej niezadowoleni, że opowiadam o takim bajkowym bohaterze. On żyje podobnie jak oni, dlatego ich partnerki konfrontują go właśnie z nim. Mężczyźni mają do mnie pretensje. Czasami piszą: „Ty stary baranie. Po co napisałeś taką książkę. Mojej starej poprzewracało się w głowie...”. Zdarzają się też pozytywne, męskie reakcje, takie jak ta: „Chciałbym być takim mężczyzną jak Jakub, dla mojej partnerki. Obiecuję Panu, że będę starał się być taki jak Jakub”.

Czy jest Pan zadowolony z ekranizacji pańskiej książki?

To jest niezwykłe za życia zobaczyć swoją książkę na ekranie. Mnie się ten film podobał. To jest strasznie trudna książka do sfilmowania, bo to powieść szkatułkowa. Z jednej historii wyciągam następną, tak jak ruską babę. Witold Adamek- reżyser tego filmu - nie mógł tego zrobić w ciągu dwóch godzin i dwóch minut. Obrazy w tym filmie są przepiękne i muzyka przepiękna, jest nastrój. Natomiast w filmie jest mało książki. Ktoś mi powiedział, że Adamek zrobił świetny film, tyle, że to jest etiuda filmowa na temat książki „Samotność w sieci”. To jest adaptacja, ale ja wiedziałem od początku, że tak będzie.

Janusz Leon WiśniewskiZdjęcie: DW

Ten film to także pański debiut aktorski. Jak go Pan wspomina?

Przede wszystkim pozwoliło mi to być na planie filmu, na podstawie mojej książki, co dla mnie ma znaczenie. Poza tym nauczyłem się i zrozumiałem, jak ciężka jest praca aktora. Na ekranie mój występ trwa minutę, ale kręciliśmy to cztery godziny. Udział w filmie traktuję jak przygodę, bo dla informatyka i chemika to naprawdę jest przygoda.

„Samotność w sieci” była tłumaczona na wiele języków. Dlaczego nie została przełożona na język niemiecki, chociaż to w Niemczech mieszka Pan od około dwudziestu lat?

Staram się tutaj utrzymywać w tajemnicy to, że piszę książki. W Niemczech chcę być postrzegany głównie jako naukowiec. A tak naprawdę - popełniono błąd w promocji. Książka wyszła w 2001 roku. Wtedy Internet był w Niemczech bardziej rozwinięty niż w Polsce. Dlatego promocja książki, jako cyberromansu - miłosnej historii w Internecie - nie miała sensu. Nikogo nie interesowała kolejna historia miłości internetowej. A przecież ta książka nie jest opowieścią o miłości w Internecie. Internet jest tylko tłem, miejscem, w którym ta miłość się realizuje. To jest opowieść o samotności, zdradzie, lojalności, wyborze, poszukiwaniu szczęścia, ale też o kompleksach narodowych związanych ze zmianą systemu. Gdyby była promowana w tym kierunku podejrzewam, że ukazałaby się także tutaj, w Niemczech. Ja nadal wierzę, że „Samotność w sieci” znajdzie w Niemczech swojego wydawcę.

Od wielu lat mieszka Pan w Niemczech. Dlaczego Pan tutaj przyjechał i został?

Przyjechałem, tak jak większość polskich imigrantów, w latach 80-tych. Przyjechałem na rok, żeby zebrać na kafelki do mieszkania. Wtedy takie rzeczy można było kupić tylko w Peweksie. Jednak tak naprawdę przyjechałem dlatego, że chciałem być informatykiem. Byłem po doktoracie w Nowym Jorku. Czasy były ciężkie - sankcje gospodarcze przeciwko Polsce, stan wojenny, nie było technologii. Wiedziałem, że swoją wiedzę mogę wykorzystać gdzie indziej. Dostałem propozycję pracy w renomowanym instytucie we Frankfurcie nad Menem. Instytucie, który jest posiadaczem największej bazy danych związków chemicznych w Niemczech. Nie wahałem się. Chciałem być dobrym informatykiem, a do tego potrzebny jest dostęp do technologii, dostęp do instytucji, które sfinansują ważne projekty. Takim miejscem jest właśnie ten instytut.

Janusz Leon Wiśniewski w swoim biurze we Frankfurcie nad MenemZdjęcie: DW

Jest Pan człowiekiem bardzo zajętym. Co z życiem rodzinnym człowieka, który napisał tak piękny romans?

To jest temat drażliwy. Temat, który boli. Na szczęście mam dwie córki, które potrzebują mężczyzn, ale akurat już nie ojca. Tylko innych mężczyzn, którzy różne inne rzeczy będą im szeptać do ucha. Ostatnio, staram się w każdą moją podróż zabierać córki ze sobą i być razem z nimi. One nie potrafią czytać, ale świetnie mówią po polsku. Dlatego książkę „Samotność w sieci” wysłuchały z płyty. Córki są trochę zdziwione, że ich ojciec informatyk, pisze historie miłosne. Tym bardziej, że te opowieści mogłyby być o nich, bo miłość dotyczy młodych kobiet w szczególności. Natomiast pojawienie się tej książki zawirowało trochę nasze życie z żoną i być może doprowadziło do podjęcia pewnych decyzji. Jednak nie było to głównym powodem rozstania. To nie jest tak, że Wiśniewski miał romans w Internecie, napisał bestsellera i wstawił go w empiku. To nie tak.

Jakie są Pańskie najbliższe plany w pracy?

Będę pisać. Ale głównie wzory chemiczne. „Samotność w sieci” miała być takim jednorazowym incydentem. To była jednorazowa zdrada wobec mojej żony nauki z kochanką literaturą. Myślałem tak: jak sobie zrobię jeden romans na boku z literaturą, to może moja żona-nauka tego nie zauważy? Jednak, jak Pan wie, mężczyźni mają tendencję do powtarzania takich rzeczy. Potem pojawiły się inne moje książki. „Zespoły napięć” - moja ulubiona książka, „Los powtórzony”- duża powieść, której akcja rozgrywa się w Polsce. Potem była „Intymna teoria względności” i „Molekuły emocji”. A co teraz robię? Robię teraz dwie rzeczy. Pierwsza jest szalona, zupełnie do mnie nie pasuje. To bajka naukowa. Chcę dzieciom wyjaśnić wszechświat, nie używając żadnej formuły matematycznej, tylko opowiadając bajkę. Drugi projekt, to jest duża powieść. Na razie zbieram materiały. Będzie dotyczyć siedmiu grzechów głównych, ewolucji pojęcia grzechu we współczesnym świecie. Ponieważ to, co kiedyś uważane było za grzech, dziś już nim nie jest. Grzech mnie zawsze fascynował. Dlatego w moich książkach jest strasznie dużo grzechu. Wielu moich bohaterów grzeszy. Nie oznacza to, że ja chcę relatywizować moralność, moralność jest tylko jedna. Jednak chcę pokazać, że na wiele spraw można spojrzeć z różnych stron.