1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Jarmark bożonarodzeniowy w Berlinie

27 listopada 2017

Na tegoroczny jarmark bożonarodzeniowy w Berlinie rzuca cień krwawy zamach terrorystyczny z 19 grudnia 2016 roku. Przy okazji wyszły na jaw kolejne zaniedbania policji wobec sprawcy zamachu Anisa Amriego.

Deutschland Weihnachtsmarkt an der Berliner Gedächtniskirche
Zdjęcie: picture-alliance/dpa/B. von Jutrczenka

"Warum?" - "Dlaczego?", takie pytanie widnieje na drewnianym szyldzie, leżącym na schodach berlińskiego Breitscheidplatz. Jest on głównym elementem zaimprowizowanego miejsca pamięci krwawego zamachu terrorystycznego sprzed niespełna roku. Powyżej widzimy 12 lampek nagrobkowych, dwa białe krzyże i cztery drzewka choinkowe. Wszystko to razem stanowi skrzyżowanie polowego ołtarza z prowizorycznym pomnikiem o wyraźnym wydźwięku religijnym.

19 grudnia 2016 roku tunezyjski uchodźca Anis Amri wjechał tam ciężarówką, skradzioną wcześniej polskiemu spedytorowi, w zgromadzony na jarmarku bożonarodzeniowym tłum zabijając 12 osób i raniąc, w tym także ciężko, 70 innych. Wcześniej Amri zamordował polskiego kierowcę TIR-a.

"Bądźmy czujni, ale nie bojaźliwi"

Nic dziwnego, że pierwsi odwiedzający tegoroczny berliński jarmark bożonarodzeniowy mieli poważne miny. "Trudno nie myśleć o tym, co się tu wtedy wydarzyło", powiedział reporterowi DW jeden z nich. Podobnie myślą i mówią inni, ale w sumie przeważa nastrój przedświątecznego ożywienia. To chyba dobrze, bo gdyby było inaczej, możnaby mówić, że islamistyczni terroryści, tacy jak Amri, osiągnęli swój najważniejszy cel zastraszając berlińczyków i mieszkańców innych miast europejskich, które też zostały przez nich zaatakowane.

Mimo to widać od razu, że w tym roku w Berlinie jest inaczej niż w latach ubiegłych. Na placu są liczne ekipy telewizyjne z wielu krajów, które zdecydowały się nadać relację na żywo z otwarcia jarmarku.

Szef MSW Thomas de Maizière zaapelował do Niemców w wywiadzie dla tabloidu "Bild", aby nie rezygnowali z odwiedzenia bożonarodzeniowego jarmarku w swoim mieście. "Takie jarmarki są elementem naszego życia i naszej kultury", powiedział. Zachowajmy należytą czujność i nie poddawajmy się lękom i obawom, dodał.

Nabożeństwo w kościele Pamięci

Otwarcie tegorocznego jarmarku poprzedziło nabożeństwo w pobliskim kościele Pamięci. Licznie wzięli w nim  udział właściciele stoisk i odwiedzający. Na ołtarzu zapalono 12 gromic, dla uczczenia pamięci 12 zamordowanych w ubiegłorocznym zamachu. Ksiądz Martin Germer zaapelował do przybyłych na modlitwę, aby nie zapomnieli o tym, co się tu wydarzyło przed rokiem, ale żeby pamiętali również o tym, czego się od nich oczekuje. "Powinniśmy robić swoje, a to oznacza, że chcemy, aby nasz świąteczny jarmark był radosnym przeżyciem dla wszystkich, którzy go odwiedzą", powiedział.

Nabożeństwo w kościele PamięciZdjęcie: picture-alliance/dpa/G. Fischer

Przewodniczący stowarzyszenia właścicieli stoisk Michael Roden poinformował, że niemal wszyscy, którzy byli tu przed rokiem, są obecni także w tym roku, co ma swoją symboliczną wymowę. Roden uważa, że tegoroczny jarmark świąteczny w Berlinie odwiedzi od 1,2 do 1,5 mln osób, czyli prawie tyle samo, co w roku ubiegłym.

Wzmożone środki bezpieczeństwa

Aby tak się rzeczywiście stało, władze miasta i policja zadbały o poprawę stanu bezpieczeństwa jarmarku. W tym roku nikt nań nie wjedzie samochodem, bo dojazd blokują betonowe zapory. Widać o wiele więcej patroli policyjnych, uzbrojonych także w broń maszynową. Nad bezpieczeństwem odwiedzających jarmark czuwają także dyskretnie funkcjonariusze po cywilnemu, a teren jarmarku jest monitorowany przez całą dobę.

Pomnik ofiar zamachu, który zostanie odsłonięty 19 grudniaZdjęcie: picture-alliance/dpa/B. von Jutrczenka

W rocznicę ubiegłorocznego zamachu, a więc 19 grudnia, jarmark będzie zamknięty dla gości. Tego dnia w miejscu zamachu zostanie odsłonięty pomnik ku czci jego ofiar, w postaci brązowej rysy przecinającej Breitscheidplatz.

Czy przed rokiem policja zawiodła?

To pytanie zyskało na aktualności po poniedziałkowej (27.11.2017) konferencji prasowej w Düsseldorfie ministra spraw wewnętrznych Nadrenii Północnej-Westfalii Herberta Reula, który oświadczył, że 18 lutego ubiegłego roku Anis Amri zoształ zatrzymany w Berlinie do kontroli. Policjanci zarekwirowali wtedy jego telefon komórkowy, na którym podczas analizy w Federalnym Urzędzie Kryminalnym technicy stwierdzili ponad 12 tys. różnych danych. Wśród nich znalazło się także zdjęcie Amriego z pistoletem gazowym w ręku.

Telefon przyszłego zamachowca został przeskanowany w rutynowy sposób i to zdjęcie nie zostało ujawnione przez aparaturę, ponieważ miało za niską rozdzielczość. Minister Reul podkreślił, że w ten sposób nie można wytłumaczyć ewidentnego zaniedbania policji, która od dawna miała Amriego na oku jako podejrzanego o utrzymywanie kontaktów z islamistycznymi terrorystami. Z drugiej strony, samo zdjęcie z gazowym pistoletem zapewne nie wystarczyłoby do jego natychmiastowego aresztowania, ponieważ obserwujący go funkcjonariusze liczyli m.in na dotarcie do wyżej postawionych osób w środowisku potencjalnych islamistycznych zamachowców. Amri miał być wydalony do Tunezji, do czego nie doszło tylko dlatego, że strona tunezyjska nie przesłała na czas wymaganych dokumentów.

Andrzej Pawlak (rtr, afp, dpa)

 

Pomiń następną sekcję Dowiedz się więcej