Juncker i Schulz: Nikomu nic nie narzucamy
9 lipca 2016Jean-Claudem Juncker, szef Komisji Europejskiej stawiał na Bexit. Martin Schulz, przewodniczący Parlamentu Europejskiego był zszokowany wynikiem brytyjskiego referendum. Obydwaj politycy w jednym byli i są zgodni – UE musi szybko zareagować. Nie może być gry na zwłokę ze strony Wlk. Brytanii, od której oczekują, że złoży jak najszybciej wniosek ws. wyjścia z Unii Europejskiej - opowiadają w rozmowie z hamburskim tygodnikiem.
Konflikty rozładowuje się rozmową
Tę zgodność w opiniach obu polityków i ich wspólne wystąpienia wytyka się im często jako kumoterstwo. „Niedorzeczność” – odrzekają. „Martin i ja kierujemy najważniejszymi instytucjami Wspólnoty, których zadaniem jest pełna zaufania współpraca” – mówi Juncker i podkreśla, że współpraca Komisji i Parlamentu Europejskiego „jeszcze nigdy nie była tak dobra jak obecnie”. Co nie znaczy, że obydwaj politycy nie zdają sobie sprawy z tego, że instytucje, którym przewodzą, mają do spełnienia różne role. Dlatego starcia są nieuniknione, jak ostatnio ws. umowy z Turcją, którą do PE przesłała Komisja Europejska. „Wstrzymaliśmy umowę. W Parlamencie Komisja bardzo często przeżywa nieprzyjemne chwile” – podkreśla Martin Schulz. Zaś Jean-Claude Juncker dodaje, że „stara się to znosić ze spokojem”. Przypomina przy tym, to, co powiedział o swojej roli przy przejmowaniu urzędu: „Nie jestem sekretarzem Rady Europejskiej i nie jestem lokajem Parlamentu Europejskiego". To czasami wywołuje konflikty, które się rozładowuje rozmawiając ze sobą.
Winni Brexitowi?
Przedłożony przez Martina Schulza dzień po referendum plan reformy UE zakładający utworzenie z KE prawdziwego rządu unijnego kontrolowanego przez PE i rodzaj wyższej izby parlamentu, w której skład wchodziliby przedstawiciele państw członkowskich UE, jest – w opinii Junckera – „logiczny, ale nieadekwatny do naszych czasów”. Nieadekwatny przede wszystkim ze względu na ogólne nastroje na kontynencie europejskim. Przewodniczącego KE martwi, że w Europie niektóre siły chcą, aby „generalnie przekładać narodową politykę nad sprawy wspólnotowego, europejskiego działania”.
Na sugestię tygodnika „Der Spiegel”, że mimo swoich unijnych wizji Schulz i Juncker postrzegani są jako „symbole technokratycznej zakulisowej polityki”, która kojarzy się z UE i euro, że to im przypisuje się winę za Brexit, politycy nie czują się winni stawianym im zarzutom. Jean-Claude Juncker wskazuje, że przecież Brytyjczycy nie wyrazili woli wystąpienia z UE ze względu na euro, bo przecież nie są członkiem eurolandu. Także kryzys migracyjny w niewielkim tylko stopniu dotknął Wlk. Brytanię. „Wlk. Brytania nigdy nie mogła się zdecydować w ciągu 43-letniej historii swego członkostwa, czy chce całkowicie czy tylko częściowo należeć do UE – tłumaczy Juncker.
Żądania dymisji ze strony Polski i Czech
Przewodniczący KE zaznacza jednocześnie, że dobrze znosi krytykę. „Jeśli ludzie mnie nie atakują, odnoszę wrażenie, że popełniłem jakiś błąd”. Ale krytykują Junckera nie tylko skrajnie prawicowi populiści. "Także szefowie polskiej i czeskiej dyplomacji domagali się jego dymisji, czując się prowadzeni na pasku" – zauważa „Der Spiegel”. Juncker opowiada, że po ogłoszeniu tego przez serwisy informacyjne kilka godzin przesiedział w sąsiedztwie polskiej premier, która żadnym słowem nie wspomniała o dymisji. Zaś premier Czech „niedawno zaklinał” go, żeby „koniecznie został na swoim stanowisku”.
Martin Schulz i Jean-Claude Juncker zaprzeczają odczuciom szeregu państw wschodnioeuropejskich, że Komisja Europejska narzuca im swoją wolę, chociażby ws. kwot przyjmowanych uchodźców. Juncker przypomina, że owe kwoty zostały wprawdzie zaproponowane przez KE, ale uchwalono je kwalifikowaną większością na poziomie szefów resortów spraw wewnętrznych. Ponadto to KE wynegocjowała z Turcją umowę i tym samym „w decydujący sposób wpłynęła na rozwiązanie kryzysu migracyjnego”.
Na uwagę hamburskiego tygodnika, że państwa Europy wschodniej widzą to inaczej i przypisują ograniczenie napływu uchodźców zamknięciu granic na szlaku bałkańskim, szef Komisji Europejskiej odrzekł, że bez umowy z Turcją dziesiątki tysięcy uchodźców wyczekiwałoby w Grecji na wyruszenie w dalszą drogę. „Komisja wcześnie przedłożyła propozycje ws. zabezpieczenia europejskich granic zewnętrznych, które przeleżały miesiącami w Radzie Europejskiej. Tak więc: Komisja nie śpi, ale często musi budzić innych” – zaznacza Juncker.
Rutyna w obwinianiu KE za wszystko
Martin Schulz dodaje w rozmowie z hamburskim tygodnikiem, że stało się już rutyną, że państwa członkowskie UE winą za wszystko, co do czego nie potrafią się porozumieć, obarczają Komisję Europejską. A kozłem ofiarnym jest wtedy zawsze Jean-Claude Juncker – zaznacza szef Parlamentu Europejskiego.
„Der Spiegel” wskazuje, że Europejczykom wiele unijnych procesów wydaje się zbyt długotrwałych i mało przejrzystych – „jakby z innej planety” – uzupełnia Schulz. Przewodniczący Parlamentu Europejskiego zaprasza wszystkich do wysłuchania wypowiedzi szefów państw i rządów po posiedzeniu Rady Europejskiej. Prawie każdy z nich obwieszcza, że udało mu się postawić na swoim. Gdy jednak zapadną inne decyzje, wtedy mówią, że zawiniła Bruksela. Schulz zauważa, że słucha tego już od 20 lat i podkreśla, że takie postawy „są zabójcze dla Europy”. Juncker uzupełnia, że „to deformuje postrzeganie tego, co dzieje się w Brukseli”. „Nikt nie informuje o tym, że Komisja Europejska setki razy wycofywała inicjatywy poprzedników i przekazywała kompetencje w różnych obszarach z powrotem państwom narodowym. Wymyślane są w związku z tym historyjki typu, że Juncker chce wszędzie wprowadzić euro, czy też natychmiast pogłębiać integrację – pomimo, że poprzedniego dnia mówił coś zupełnie innego”. To „osłabia instytucje europejskie” – podkreśla szef KE. Zapytany, jak temu przeciwdziałać, odpowiada: „nie być oportunistą”. To nie zmienia faktu, że „obecnie nie jest atrakcyjne przyznawanie się do aprobaty idei europejskiej” – mówi Juncker. „Ja to mimo wszystko robię, gdyż wierzę, że nic lepszego nie może się przydarzyć naszemu kontynentowi. Wspomaganie państw narodowych, które w procesach globalizacyjnych dochodzą do własnych granic, to jest zadanie dla Europy”.
Opr. Barbara Cöllen.