1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Katarzyna Person: „Relacje w obozach nie były proste”

14 kwietnia 2024

Rozmowa z Katarzyną Person, autorką książki o powojennych losach Żydów polskich, przebywających na terenie Niemiec jako Displaced Persons.

Katarzyna Person
Katarzyna PersonZdjęcie: privat

DW: W wydanej niedawno po niemiecku książce pt. „Dipisi. Żydzi polscy w amerykańskiej i brytyjskiej strefach okupacyjnych Niemiec, 1945-1948” przygląda się pani ówczesnej sytuacji Displaced Persons, Żydów z Polski. O jak dużej grupie mówimy?

Katarzyna Person*: Na tle ogromnych przemieszczeń tuż po wojnie na terenie Niemiec jest to grupa stosunkowo mała. W momencie zakończenia wojny na terenie Niemiec znajdowało się około 7 milionów osób przesiedlonych w wyniku działań wojennych. Dipisi-Żydzi to z czasem około 250 tysięcy osób, w tym około 200 tysięcy Żydów z Polski.

Ta liczba odnosi się do końca lat 40-tych?

Tak, tylu Żydów łącznie przeszło przez obozy dla Displaced Persons. W momencie wkroczenia armii alianckich do Niemiec była to grupa o wiele mniejsza. To są ludzie wyzwoleni z obozów koncentracyjnych, czy z marszów śmierci. Szacuje się, że na terenie Niemiec zostało wyzwolonych około 50 000 Żydów, w tym kilkanaście tysięcy Żydów z Polski. Przy czym te dane, które podaję, są całkowicie orientacyjne.

Zaraz po wyzwoleniu utworzono obozy dla dipisów w miejscach, w których te osoby się znalazły. Zakładano, że placówki te będą działały przez kilka miesięcy. Tymczasem funkcjonowały one do 1951 r., a niektóre nawet do 1957 r. W połowie 1947 r. na terenie strefy brytyjskiej okupowanych Niemiec istniały 272 obozy DP, na terenie strefy amerykańskiej było ich 416.

Grupa ta początkowo podlegała administracji wojskowej aliantów, którzy – jak wskazuje pani w książce – nie zawsze byli przygotowani do opieki nad ocalałymi z Zagłady.

Rzeczywiście. Alianci nie są przygotowani na dwie rzeczy. Pierwsza to ta, że na terenie obozów koncentracyjnych w wyzwolonych Niemczech natrafiono na tak wiele osób. W Bergen-Belsen wyzwolono około 60 000 więźniów różnych narodowości, podczas gdy oczekiwano, że będzie ich tam 1500. Nie byli też zupełnie przygotowani na to, w jakim stanie ci ludzie będą – fizycznym i psychicznym. I nie mieli właściwie żadnego zaplecza, żeby radzić sobie z osobami w tak trudnej sytuacji.

Nie spodziewali się też, że nagle pojawi się duża grupa osób, która nie będzie chciała wrócić do kraju, z którego została przywieziona do Niemiec. I co więcej, że ta grupa zacznie rosnąć. Zaczną bowiem docierać kolejni ludzie z Polski. Może tylko jeszcze dodam, że szacuje się, że w pierwszych powojennych miesiącach na terenie okupowanych Niemiec i Austrii udzielono pomocy ponad 13 milionom osób! To naprawdę olbrzymia grupa i to jest też ważne obok tego, jak ważną rolę odgrywała ta stosunkowo mała liczba Żydów.

W tej grupie, której udzielono pomocy bezpośrednio po wojnie byli też obywatele polscy?

Tak, było to około 1 700 000 obywateli polskich, w tym również Żydów polskich. Tu oczywiście kwestia żydowskości i tożsamości żydowskiej jest kluczowa, ale początkowo wszystkie te osoby były kwalifikowane według swojego przedwojennego obywatelstwa jako Polacy.

Czy Dipisi z Polski – Żydzi i nie-Żydzi – mieszkali w tych samych obozach?

Początkowo tak, ale bardzo szybko zaczęło to być problematyczne. Relacje w obozach nie były proste. Ponadto dla grupy wyzwolonych Żydów – jeżeli zostawali oni w Niemczech, nie decydując się na powrót do Polski – kluczową była kwestia tożsamości żydowskiej, a nie polskiej.

Ta grupa zaczęła prędko rosnąć. Do amerykańskiej i brytyjskiej strefy okupacyjnej na terenie Niemiec zaczęli docierać Żydzi, którzy przeżyli na terenie Polski. Potem dołączali ci, którzy wrócili z terenu Związku Radzieckigo. Zaczęła powstawać wyraźnie oddzielona od innych dipisów grupa Żydów. Utworzono obozy ściśle żydowskie, przynajmniej w strefie amerykańskiej.

Wskazuje pani, że celem Żydów tuż po wojnie była przede wszystkim dalsza emigracja do Palestyny albo do USA. Tymczasem sami alianci nastawieni byli raczej na repatriację dipisów do krajów, których obywatelami te osoby były przed wojną, a więc też do Polski...

To jest zrozumiałe. Dipisi byli ogromnym problemem, dodatkowo dosyć kosztownym. Co więcej, grupa ludzi nie chcących wracać do Polski stale się powiększała. Między połową 1946 roku a końcem 1947 roku z Polski do amerykańskiej i angielskiej strefy okupacyjnej wyjechało około 150 000 ocalałych Żydów. Ilość wyjazdów wzmogła się po pogromie w Kielcach w lipcu 1946 r. Kwestie antysemityzmu i zagrożenia fizycznego były tutaj kluczowe. To jest grupa, która świadomie nie wróci już do Polski. Trzeba teraz będzie znaleźć dla niej miejsce, do którego mogłaby wyemigrować, a to też nie jest proste.

Sam wyjazd z Polski to była jednak bardzo złożona kwestia...

To była trudna decyzja, podejmowana w niezwykle trudnym momencie. Ta decyzja, czy zostać, czy wyjechać, była decyzją, którą wiele rodzin zazwyczaj podejmowało na przestrzeni kilku lat. Tu musiala być podjęta stosunkowo szybko. Warunki życia w obozach dla Displaced Persons też nie zawsze były dobre. Ci ludzie znajdując się na terenie Niemiec, nie mogli podejmować żadnej pracy. Uzależnieni byli od pomocy z zewnątrz i tak tkwili w poczuciu często beznadziei i braku perspektyw. To działo się przecież jeszcze przed powstaniem państwa Izrael. Jednocześnie w obozach w Niemczech tworzy się ich nowa tożsamość, w dużej mierze oparta na odcięciu się od tego, co było przed wojną. Ale jak można odciąć się od miejsca, w którym się wychowało, czy od języka, który często jest jedynym językiem, jaki się zna? Odciąć się od kultury, od całego zakorzenienia? To były dramatyczne sytuacje.

Gdy liczba osób w obozach dla dipisów żydowskich dramatycznie wzrosła, placówki te znalazły się wręcz na granicy kryzysu humanitarnego...

Na pewno tak było, choć tu znowu sytuacja była zróżnicowana. Obozy były zakładane w różnych miejscach. Mamy na przykład obozy dla dipisów w Bawarii, które są urządzane w hotelach, w malowniczych miejscach, w Alpach. Ale były też obozy, w których panowały dramatycznie złe warunki życiowe, przeludnienie straszliwe, też braki jedzenia, czy wysoka przestępczość. Sytuacja była więc w nich często bardzo trudna.

Niemieckie wydanie książki „Dipisi. Żydzi polscy w amerykańskiej i brytyjskiej strefach okupacyjnych Niemiec, 1945-1948”Zdjęcie: Harrassowitz Verlag

Ważną rolę w odseparowaniu Żydów polskich od pozostałych dipisów z Polski odegrał Raport Harrisona, wskazujący zarówno na problemy bytowe, jak i na antysemityzm występujący tuż po wojnie obozach.

Raport ten był rzeczywiście czymś, co wiele zmieniło. Sytuacja Żydów w okupowanych powojennych Niemczech bardzo szybko stała się tematem nagłaśnianym przez prasę na świecie. Szczególnie trudne było ich położenie w strefie bytyjskiej, gdzie największy obóz w Bergen-Belsen utworzony był właściwie na części terenu byłego obozu koncentracyjnego.

Sytuacja w strefie amerykańskiej wyglądała inaczej dzięki raportowi wysłannika rządu Stanów Zjednoczonych, Earla Harrissona z lata 1945 roku, który postulował oddzielenie Żydów od dipisów innych narodowości. Dzięki temu właśnie w Niemczech, w Monachium, w strefie amerykańskiej, powstaje to, co potem kojarzono właśnie najbardziej z dipisami, czyli duże obozy w Feldafing, w Landsbergu, w Föhrenwaldzie, które stają się centrami odrodzonego życia żydowskiego.

W obozach dla dipisów w Niemczech wiele osób planowało wyjazd dalej. Jakie były realne szanse tej grupy na emigrację?

Na tym etapie absolutnie minimalne. Poza nielegalnym przedostaniem się do Palestyny, niezwykle trudnym logistycznie. Inne możliwości emigracji ograniczała przede wszystkim niechęć państw przyjmujących. Dopiero w połowie 1948 r., kiedy powstaje państwo Izrael, otwiera się w pełni droga do Izraela. W tym samym czasie, po przegłosowaniu przez Kongres amerykański Displaced Persons Act pojawia się też możliwość wyjazdu do USA.

Większość z tych, którzy się wówczas kwalifikują na emigrację do Stanów Zjednoczonych, to nie są osoby, które ocalały na terenie Poski albo Niemiec, lecz na terenie Związku Radzieckiego. W USA panował wówczas strach przed komunizmem. Stąd wiele osób, zamierzających wyjechać do USA, pisze w życiorysach, że przeżyło Zagładę na terenie okupowanej Polski. Związek Radziecki jest przez nich w ich osobistej historii emigracji wymazywany.

Wskazuje pani w swej książce na rolę życia kulturalnego jako elementu integrującego społeczność, podobnie jak szkolnictwo. W Monachium przez pewien czas funkcjonowało zaraz po wojnie nawet szkolnictwo wyższe.

Tak, w 1946 r. w Monachium powstał Uniwersytet UNRRY. Był to uniwersytet międzynarodowy i to było jedno z niewielu miejsc, gdzie dipisi żydowscy uczestniczyli w tych samych zajęciach co dipisi polscy, czy inni dipisi wschodnioeuropejscy. Szybka organizacja szkolnictwa była ważna jednak przede wszystkim ze względu na dzieci w obozach dipisów. Były to często dzieci, które przeżyły Zagładę w ukryciu, w polskich rodzinach, czy klasztorach.

W szkołach w obozach zapewniano im edukację, ale budowano też ich tożsamość żydowską. Przygotowywano ich do emigracji jako Żydów. Wydaje mi się, że przy wszystkich problemach jakie się pojawiały, to jednak szczególnie w przypadku dzieci próby ułatwienia im powrotu do społeczności rzeczywiście się powiodły.

Symbolem odrodzonego życia żydowskiego mogą być narodziny licznych dzieci w obozach, a także zawieranie małżeństw.

To jest taki powojenny „Babyboom”, coś charakterystycznego też dla wielu innych społeczności. To jest bardziej złożone zagadnienie. Dopiero od niedawna prowadzi się badania, patrzące na to trochę inaczej aniżeli na odradzanie się społeczności po wojnie, czyli coś wyłącznie pozytywnego. Tymczasem były to związki ludzi często nie znających się zbyt dobrze. Samotne kobiety były po wojnie w bardzo trudnej sytuacji. Wszystkie te osoby były w bardzo trudnym momencie emocjonalnym. Nie zmienia to oczywiście faktu, że śluby młodych dipisów były ważnym elementem życia w obozach, a rodzące się dzieci symbolem nadziei w bezpośrednio powojennej niepewności.

W obozach działały szkoły zawodowe. Pomoc z zewnątrz przychodziła z organizacji charytatywnych jak UNRRA czy Joint (Joint Distribution Committee)?

Tak, i potem Jewish Relief Unit (JRU) i również różnego rodzaju żydowskie organizacje charytatywne. One pomagały, jak umiały. Ta pomoc w dużej mierze była uzależniona od tego, w jakim stopniu ich pracownicy zostali przygotowani na konfrontację z dipisami – z trudną społecznością, z traumą ocalałych z Zagłady. Bywały niezwykle kompetentne osoby pracujące w organizacjach pomocowych, doświadczone w pracy tego rodzaju, które rzeczywiście potrafiły coś zrobić. Ale było też, jak wiemy, dużo młodych osób z Europy Zachodniej czy Stanów Zjednoczonych, które w powojennych Niemczech chciały przeżyć „przygodę swojego życia”. I ich pomoc w tak niezwykle złożonej sytuacji bywała co najmniej niewystarczająca, a często błędna.

Temat szkoleń zawodowych jest też niezwykle ciekawy. Ludzie w obozach dipisów to była niezwykle zróżnicowana grupa. Byli wśród nich ludzie, którzy mieli przygotowanie zawodowe, inni nie mieli go wcale, czy mieli takie, które w żaden sposób nie przekładało się na pracę za granicą, w krajach, do których w końcu wyemigrowali. Do tego dochodził brak znajomości języka. Szkolenie zawodowe rzeczywiście pozwalało w wielu przypadkach na emigrację, jako już specjaliści. Często potem te osoby na emigracji nawet do końca życia pracowały w zawodach wyuczonych w obozie.

Duże obozy stawały się też miejscem zatrudnienia dla miejscowej ludności, przede wszystkim dla Niemek. Pojawiały się pierwsze mieszane małżeństwa żydowsko-niemieckie.

Tak, ale takie intymne relacje, szczególnie żydowsko-niemieckie, czy polsko-niemieckie, były wówczas bardzo źle odbierane przez społeczność dipisów. Kwestie zatrudniania Niemców czy Niemek na przykład jako lekarzy pracujących w obozach, czy kobiet pomagających przy dzieciach to też było zupełne odwrócenie sytuacji wojennej i coś niezwykle ciekawego. Dipisi, którzy mieszkali poza obozami, w Monachium na przykład – tam była dość duża grupa osób, która nie rejestrowala się w obozach - często mieszkali w tych samych mieszkaniach co Niemcy. To była też nowa i trudna sytuacja.

Finalnie ilu dipisów żydowskich z Polski pozostało w Niemczech, a ilu wyemigrowało dalej?

Wiemy na pewno, że po wojnie łącznie z obozów DP około 80 000 Żydów emigrowało do USA, większość – prawie 140 000 – do Izraela, około 20 000 osób do innych krajów. W Niemczech pozostało około 10 % z 250 000, czyli 25 000 osób, w większości Żydów polskich.

Ci, którzy pozostali, włączali się często w odnawianie życia żydowskiego w Niemczech. Stawali się założycielami odnawianych gmin żydowskich, jak historyk i wieloletni szef Niemieckiej Organizacji Syjonistycznej Arno Lustiger we Frankfurcie nad Menem.

Były to osoby, które zostały z różnych względów w Niemczech. Często osoby chore, którym nie pozwalano na wjazd do innych krajów. Kwestia emigracji do Palestyny, a potem do Izraela też nie była bezproblemowa. To nie były łatwe warunki do życia dla osób na przykład w starszym wieku, z problemami zdrowotnymi. Często też poodnajdowane rodziny nie chciały się rozstawać, jeśli części osób nie zezwalano na wspólną emigrację. W Izraelu osoby ocalałe z Zagłady były imigrantami, ktorzy często nie tak do końca byli akceptowani jako członkowie społeczności. Ich historie wojenne nie były tymi historiami, na których miało być zbudowane nowe państwo. To nie były proste wyjazdy i łatwe budowanie sobie nowego życia. Pewnie dlatego też wiele osób zdecydowało się pozostać w Niemczech. W międzyczasie osoby te mieszkały już w Niemczech od kilku lat, nauczyły się języka, uczyły się, lub pracowały. I ta ich decyzja o pozostaniu, choć pod wieloma oczywistymi względami bardzo trudna, jest też zrozumiała.

Lubisz nasze artykuły? Zostań naszym fanem na Facebooku! >> 

*Dr. hab. Katarzyna Person jest historyczką, wicedyrektorką Muzeum Getta Warszawskiego. Jest redaktorką i współredaktorką pięciu tomów dokumentów z Podziemnego Archiwum Getta Warszawskiego, autorką książek o historii Żydów w czasie Zagłady i w okresie bezpośrednio powojennym. W 2023 r. ukazał się w Harrassowitz Verlag w Wiesbaden niemiecki przekład jej książki pt. „Dipisi. Żydzi polscy w amerykańskiej i brytyjskiej strefach okupacyjnych Niemiec, 1945-1948”.