1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Kazimierz w gościnie na Weddingu

15 września 2009

Krakowski Kazimierz i berliński Wedding mają z sobą więcej wspólnego, niż można by przypuszczać. Odkryli to współpracujący z sobą od trzech lat artyści obydwu dzielnic.

"Kolonie Wedding" - sztuka w miejsce przemysłu
"Kolonie Wedding" - sztuka w miejsce przemysłuZdjęcie: DW

Krakowski artysta Maciek Dyczkowski prowadzi w Berlinie galerię „Zgrzyt” pod egidą stowarzyszenia artystów „Kolonie Wedding”. W ramach Roku Polsko-Niemieckiego powołał do życia polsko-niemiecki festiwal „Konfrontacje”; w 2005 r. w Berlinie, w 2006 r. w Krakowie. Maciek Dyczkowski Berlin już opuścił, współpraca została. Od trzech lat jako „Sztuka bez granic” finansowana przez Fundację Współpracy Polsko-Niemieckiej. Artyści z Weddingu byli już w Krakowie trzykrotnie, w tym roku po raz pierwszy na Weddingu gościł Teatr Nowy z Krakowa:

- „Po co się ludzie wymieniają? Dla dialogu, szeroko pojętego dialogu międzykulturowego!” – śmieje się Dominik Nowak, aktor i współzałożyciel teatru – „Dobrze jest przyjechać tutaj, zobaczyć, co się dzieje, co robią inni.”

Na styku kultur

teatr nowy w "Kolonie Wedding"Zdjęcie: DW

Teatr Nowy powstał na krakowskim Kazimierzu: - „Mamy taki zapuszczony budyneczek w trochę zapuszczonej części Kazimierza. Trochę jak na Weddingu. Ale Kazimierz jest super dzielnicą, gdzie z jednej strony mieszkają artyści, studenci, z drugiej lokatorzy socjalnych mieszkań, którzy zasiedlili Kazimierz po wojnie, dziś już ludzie w granicach 70-80 lat. To taki klasyczny przekrój – starsi i bardzo młodzi. Stykają się więc różne kultury.”

Różne kultury i to z całego świata stykają się też na Weddingu, dawnej robotniczej dzielnicy Berlina, dziś zamieszkałej głównie przez imigrantów: z Turcji, krajów bałkańskich, arabskich i z Polski. Dzielnica o jednej z najwyższych w Berlinie stóp bezrobocia należy do socjalnie problematycznych części miasta, też z tego powodu od lat jest tam mnóstwo opuszczonych sklepów, hal fabrycznych, pustkami świecą całe kamienice. W 2002 roku władze dzielnicy i komunalna spółdzielnia mieszkaniowa DeGeWo postawiły na sztukę i za przysłowiowy grosik oddały do dyspozycji artystów kilkadziesiąt takich pustostanów, przede wszystkim w okolicach Soldiner Strasse i Osloer Strasse, w tzw. „Soldiner Kiez”. Thomas Koch, poseł dzielnicy Śródmieście jest przekonany o sensie przedsięwzięcia: - „Kultura i sztuka zmieniają charakter dzielnicy. Wystarczy popatrzeć na ulice. Pojawiają się nowi ludzie, mieszkańcy zaczynają się interesować, co się dzieje, wychodzą z domów.”

Dzielnica na tym korzysta

Teatr dziecięcy w "Kolonie Wedding"Zdjęcie: DW

Dziś w dawnej fabryce zapałek ulokowało się muzeum dla dzieci, są projekty socjalne uaktywniające młodzież, z oferty korzysta stowarzyszenie niezależnej sztuki „Kolonie Wedding” skupiające już 32 galerie. Swoją galerię „The Absence of Art” mają też dwie polskie artystki: Iwona Borkowska i Lucyna Viale. Mówi reprezentująca „Kolonie Wedding” Iwona Borkowska:

- „Głównym założeniem stowarzyszenia jest to, żeby współpracować, żeby ta dzielnica zaczęła trochę żyć i jakoś lepiej funkcjonować. Jest taka zasada, że galerie otwierane są raz w miesiącu na cały weekend i każda reprezentuje swoje prace, zaprasza mieszkańców i innych artystów”.

Iwona Borkowska i Lucyna Viale w "Kolonie Wedding"Zdjęcie: DW

Mieszkańców najtrudniej przyciągnąć, przyznaje Lucyna Viale: - „Jesteśmy taką enklawą, mieszkańcy niezbyt się interesują. Ale przychodzą dzieci, pytają, czy można tu malować. Organizowane są też różne warsztaty związane z imigrantami, wtedy przychodzą, chociaż głównie kobiety”.

- „Myślę, że w Krakowie jest inaczej” – dodaje Iwona Borkowska – „Jesteśmy na Weddingu, gdzie mieszkają głównie imigranci, a jeżeli Niemcy, to bezrobotni, ale to się powoli zmienia. Jest coraz więcej młodych, studentów, ludzi związanych ze sztuką, bo jest tu oprócz Kolonie Wedding kilka innych, atrakcyjnych miejsc – dawna zajezdnia została zamieniona na atelier dla artystów, była łaźnia miejska na sale wystawowe.”

Fragment sztuki teatru nowego "Amok moja dziecinada"Zdjęcie: DW

To jest ta zasadnicza różnica, podsumowuje Dominik Nowak:

- „W Berlinie miasto dofinansowuje sztukę, którą mieszkańcy się nie interesują, w Krakowie ludzie interesują się sztuką, której miasto nie dofinansowuje”.

Teatr Nowy przywiózł do Berlina spektakl „Amok moja dziecinada”. Jest to inspirowana masakrą w szkole w Erfurcie w 2002 r. sztuka młodego niemieckiego autora Thomasa Freyera, w tłumaczeniu Andrzeja Kopackiego i reżyserii Iwo Vedrala. Publiczność jest pod wrażeniem: – „Szokująca, niepokojąca sztuka, bardzo dynamiczna. Daje do myślenia” - mówi jeden z zapytanych widzów.

Elżbieta Stasik

red. odp. Iwona Metzner