1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Człowiek Tuska w Brukseli. Piotr Serafin komisarzem UE?

13 sierpnia 2024

Donald Tusk namaścił na kandydata Polski na komisarza UE swojego najbliższego współpracownika w Brukseli. Piotr Serafin – urzędnik, nie polityk - zna dwa z trzech ośrodków władzy w UE jak własną kieszeń.

Symbolbild: EU Kommission | Brüssel, Belgien
Zdjęcie: James Arthur Gekiere/NurPhoto/picture alliance

Jeszcze w poniedziałek słychać z okolic Komisji plotkę, że kandydatem Polski na komisarza UE mógłby zostać Władysław Kosiniak-Kamysz. Ale brzmi to nieprawdopodobnie, bo bez jednego z liderów rządzącej w Polsce koalicji ta trudna układanka mogłaby się rozsypać. Pracując w Brukseli trudno byłoby też polskiemu ministrowi obrony utrzymać kontrolę nad własną partią. No i przede wszystkim – byłoby dziwne, gdyby premier Donald Tusknie wysłał do Berlaymont kogoś z własnego obozu.

We wcześniejszych miesiącach w mediach polskich i europejskich padały inne nazwiska. W kontekście zapowiadanego przez Ursulę von der Leyen utworzenia urzędu komisarza do spraw obrony spekulowano, czy do Brukseli wybierze się Radosław Sikorski. Szef polskiego MSZ jednak jasno dał znać, że na aktualnym fotelu w rządzie Tuska jest mu bardzo dobrze. „Gazeta Wyborcza” oceniała – jako niewielkie - szanse m.in. prezydenta Warszawy Rafała Trzaskowskiego czy byłego posła do PE, Krzysztofa Liska. Ale od samego początku jedno nazwisko brzmiało najbardziej prawdopodobnie.

Lider bez konkurencji

Donald Tusk potrzebował w Komisji kogoś, komu w stu procentach ufa. Kogoś, kto przy okazji za bardzo by nie urósł politycznie, bo były szef Rady Europejskiej, znający się z większością szefów państw i rządów, pośrednictwa w kontaktach z Ursulą von der Leyen przecież nie potrzebuje. I wreszcie kogoś, kto umie się poruszać w architekturze unijnego rządu oraz po meandrach unijnego prawa. I tak się składa, że kogoś takiego miał.

„Zawsze pracowałem na rzecz silnej, bezpiecznej Polski w zjednoczonej Europie i to się nie zmieni” – napisał na X Piotr Serafin po tym, jak Donald Tusk potwierdził jego kandydaturę. I nazwał nominata „bliskim współpracownikiem, prawą ręką” z czasów, gdy sam Tusk był szefem Rady Europejskiej.

„On się nie zna na Parlamencie” – dochodzi z jednego źródła. „Ale zna się na Radzie” – odpowiada drugie. Należałoby dodać – i „zna” się również na Komisji. Bo choć w dotychczasowej karierze w Brukseli Piotr Serafin głównie pracował na stanowiskach związanych właśnie z gremium szefów państw i rządów, to zdążył doskonale poznać specyfikę pracy unijnych komisarzy. Radosław Sikorski w swoich mediach społecznościowych nazwał go „doświadczonym dyplomatą i ekspertem”.

To prawda, bo Serafin – choć jeśli zostanie komisarzem, to być może najbardziej „politycznej” i najmniej „urzędniczej” Komisji od początku jej istnienia – zawsze mocniej związany był urzędniczą, a nie polityczną odnogą Unii Europejskiej.

Szerpa, czyli łącznik

Urodzony w 1974 r. w niespełna dziesięciotysięcznym Sulęcinie w województwie lubuskim, około 50 km od granicy polsko-niemieckiej, kończy studia ekonomiczne w warszawskiej Szkole Głównej Handlowej i prawnicze na UW. Potem robi podyplomówkę z integracji europejskiej na uniwersytecie w Sussex i trafia do Urzędu Komitetu Integracji Europejskiej – instytucji, która koordynowała proces akcesyjny Polski do UE i była kuźnią późniejszych kadr urzędniczych wysyłanych z Warszawy na stanowiska w Brukseli.

Serafin dochodzi tam do stanowiska dyrektora Departamentu Analiz i Strategii UKIE, a później, już po akcesji, w latach 2008-2009 - podsekretarza stanu. Gdy UKIE włączono do MSZ, również został tam podsekretarzem stanu, a potem przez dwa lata pracował jako zastępca szefa gabinetu Janusza Lewandowskiego, polskiego komisarza Unii Europejskiej ds. budżetu.

Lewandowski swojego byłego podwładnego chwalił na łamach „Gazety Wyborczej” jako dobrego urzędnika bez ambicji politycznych. Gdy Serafin wrócił do rządu, to znów na stanowisko urzędnicze – sekretarza stanu w MSZ i ministra ds. europejskich. Ta kombinacja sprawiła, że stał się „szerpą” – co w unijnym żargonie oznacza specjalnego wysłannika szefa rządu danego państwa do UE, odpowiedzialnego za formalne i nieformalne ułatwianie mu tam życia.

Gdy Tusk przeniósł się do Brukseli na fotel szefa Rady Europejskiej, Serafin poszedł za nim. Został szefem gabinetu i był nim aż do listopada 2019 r. W tym czasie brukselskie media pisały m.in. o kompetencyjnej walce – bardzo twardej - między Komisją a Radą. Na pierwszych liniach tych starć między Donaldem Tuskiem a ówczesnym szefem KE Jeanem Claudem Junckerem stali Serafin i dyrektor gabinetu Junckera Martin Selmayr.

Kolejne trzy lata Serafin spędził Sekretariacie Generalnym Rady UE jako dyrektor ds. transportu, energii i telekomunikacji. A gdy Tusk wrócił w Polsce do władzy, zrobił swojego zaufanego współpracownika stałym przedstawicielem RP przy UE. Teraz Serafin znów zmieni gabinet.

Zmiana układu sił

Jeśli spojrzeć raz jeszcze na wszystkie zajmowane do tej pory przez Serafina gabinety, widać wyraźnie, gdzie koncentruje się jego doświadczenie i kontakty – to przede wszystkim Rada i Komisja. I jeżeli nominat polskiego premiera zostanie zaakceptowany przez Ursulę von der Leyen, a potem wyjdzie zwycięsko z grillowania przez komisje Parlamentu Europejskiego, to ta nominacja wpisze się w całościową, wielką zmianę pozycji politycznej Warszawy wobec Brukseli i pozycji Polski w UE.

Poprzedni polski komisarz, Janusz Wojciechowski, nie był ulubieńcem ani prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego, ani Ursuli von der Leyen. Będąc nominatem kraju, którego ówczesny rząd znajdował się w opozycji – i to bardzo silnej - do większości rządzącej Unią, nie miał aż takiej siły przebicia, na jaką wskazywałoby jego bardzo ważne rolnicze portfolio. Jego kadencję zakończyły zresztą masowe protesty rolników w Europie przeciwko Zielonemu Ładowi.

Jeśli Serafin zostanie komisarzem, von der Leyen zyska doświadczonego urzędnika mającego wsparcie rządzącej Polską większości, a będący z szefową KE w bardzo dobrych relacjach Tusk – dodatkowy łącznik między swoim rządem a Komisją. Choć bowiem oficjalnie komisarze reprezentują w ramach swojego portfolio interesy wszystkich obywateli UE, a nie tylko kraju, z którego pochodzą, trudno byłoby uwierzyć, że dwaj ludzie, którzy współpracują od ponad dwudziestu lat, nagle tej współpracy – zwłaszcza nieformalnej – zaniechali.

Jaka teka dla Polski? Serafin ma atuty

Według informacji „Gazety Wyborczej” Donald Tusk nieoficjalnie chce, by w polskich rękach spoczęły na pięć lat kwestie dotyczące rozszerzenia UE i gospodarki. Z kolei TVP twierdzi, że Serafin liczy na tekę komisarza do spraw budżetu.

Co przypadnie Polsce? To się dopiero okaże. Zaletą polskiego kandydata jest to, że na obu obszarach się zna. Sam przecież uczestniczył w procesie akcesji Polski do UE, a zajmował się – zarówno jako dyrektor w UKiE, jak i później zarówno jako minister ds. europejskich – m.in. arcytrudnymi negocjacjami budżetowymi. Niezależnie od tego, kto akurat był w Warszawie u władzy, miał do dyspozycji kolejne korzystne dla Polski budżety 2007-2013 i 2014-2019, do których rękę przyłożył właśnie Serafin.

Chcesz skomentować ten artykuł? Zrób to na facebooku! >>