1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Kolonia. Szczepienia tam, gdzie sytuacja jest trudna

Peter Hille
10 maja 2021

Szczepić tam, gdzie mieszka duża liczba osób zarażonych koronawirusem. To prosta idea pilotażowego projektu w Kolonii. Czy projekt ma przyszłość?

Wieżowiec w kolońskiej dzielnicy zwanej potocznie "Koelnberg"
Wieżowiec w kolońskiej dzielnicy zwanej potocznie "Koelnberg"Zdjęcie: Peter Hille/DW

Kompleks wieżowców wpisuje się w krajobraz Kolonii niczym gigantyczny statek kosmiczny, który zboczył z trasy i wylądował na łące na południu miasta. Ten betonowy kolos wybudowano w 1973 roku na skraju wsi Meschenich. Dziś na tzw. Koelnbergu mieszka około 4000 osób z 60 krajów.

W ten piątkowy poranek niektórzy z mieszkańców wieżowca wstali wyjątkowo wcześnie. Z białymi kartkami papieru i żółtymi kartami szczepień w rękach pielgrzymują w małych grupach wiejską drogą do ośrodka Caritasu. Dołączają do kolejki ludzi, która już o godzinie ósmej ustawia się przed ceglanym budynkiem z zielonymi okiennicami.

„Trzeba się bać, że złapie się koronawirusa”

Biała kartka papieru w dłoni Sahina Aydogana jest już podpisana. Jest to formularz udzielenia zgody na szczepienie przeciwko COVID-19. – Chcę się zaszczepić, żeby znów poczuć się bezpieczniej – mówi 42-latek. – Mieszkamy w okolicy, w której wszystko jest bardzo zagęszczone. W windzie, na klatce schodowej czy podczas zakupów trzeba się bać, że złapie się koronawirusa – wyjaśnia.

Kolejka w deszczu przed Caritasem w MeschenichZdjęcie: Peter Hille/DW

Pandemia koronawirusa uderzyła tu z większą siłą niż w bogatszych rejonach Niemiec. Aydogan mówi, że zna wielu, którzy przeszli COVID-19. Unikanie siebie wzajemnie jest tu często trudne, wielu ludzi żyje w ubóstwie, rodziny z czwórką dzieci mieszkają na 50 metrach kwadratowych. Państwo płaci dobre 400 euro na utrzymanie długotrwale bezrobotnych, dla uchodźców kwota ta jest nieco niższa i wynosi około 350 euro. Do tego dochodzi fakt, że wielu mieszkańców przebywa w Niemczech dopiero od niedawna i ma trudności z odnalezieniem się w gąszczu przepisów obowiązujących w czasie pandemii.

Projekt pilotażowy Kolonii

Michael Kliem, który jest tu lekarzem rodzinnym, może to potwierdzić. – Wielu na Koelnbergu żyje w fatalnych warunkach – mówi po zdjęciu kombinezonu ochronnego i maski. Kliem odpowiada za szczepienia w tym dniu. Zorganizował je wspólnie z Caritasem i zarządem miasta.

Lekarz Michael KliemZdjęcie: Peter Hille/DW

Zgodnie z oficjalną kolejnością szczepień w Niemczech młodsi pacjenci Kliema, którzy nie maja chorób współistniejących, nie powinni byli być jeszcze szczepieni. Kolonia chce jednak zaszczepić jak najwięcej osób w dzielnicach o szczególnie wysokiej liczbie zakażeń i dlatego zadbała o szczególne zezwolenie i zabezpieczyła dodatkowe szczepionki. Miasto mówi o projekcie pilotażowym, który ma zapobiec niebezpieczeństwu, inne miasta chcą pójść w jego ślady. – To pomaga nam wyhamować przypadki infekcji – mówi Kliem. – Cieszymy się, że nasi pacjenci przychodzą – dodaje.

„BioNTech jest najlepszy”

Tak, jak 19-letnia Angelina, która chce podać tylko swoje imię. – Nie robię tego ze względu na wakacje ani nic takiego – mówi. – Chcę tylko czuć się bardziej bezpieczna. Wiele osób chodzi bez masek i nie przestrzega zasad. Doświadczam tego cały czas jako sprzedawczyni – tłumaczy. Na białej kartce Angeliny jest napisane, żeby ma otrzymać szczepionkę firmy Johnson & Johnson. – To dobrze, bo wystarczy tylko jedna dawka – mówi.

W kolejce: Angelina, która chce się zaszczepićZdjęcie: Peter Hille/DW

Wady i zalety szczepionek są tematem dyskusji w kolejce oczekujących, podobnie jak zwykle rozmawia się o gwiazdach futbolu. – BioNTech jest najlepszy – mówi młody mężczyzna w szarej bluzie z kapturem. – Nawet lepszy niż Moderna – dodaje inny, również w szarej bluzie z kapturem. A AstraZeneca? – W porządku, ale nie rewelacyjna – brzmi odpowiedź.

Strach przed skutkami ubocznymi

Pojawia się niepokój. Większość zakładała, że wszyscy zostaną zaszczepieni i to szczepionką firmy Moderna. Teraz przekaz jest taki: nie, zaszczepieni zostaną tylko ci, którzy mieszkają na określonych ulicach i to szczepionką firmy Johnson & Johnson. Ale tłok jest wielki, dlatego Caritas spontanicznie prosi o szczepionki AstraZeneki, aby móc zaszczepić wszystkich oczekujących.

– W takim razie lepiej wrócę jutro – mówi Hediye Batici, wychodząc kilka kroków z kolejki. – Zasięgnęłam informacji i chcę BioNTech – mówi. – W końcu mam dopiero 47 lat – wyjaśnia. Szczepionki AstraZeneca i Johnson & Johnson nadal mają złą reputację w Niemczech. Obawy przed rzadkimi zakrzepami krwi jako efektem ubocznym są duże.

„Ten, kto dziś odejdzie, jutro nie wróci”

Wśród oczekujących wyróżnia się szczególnie jeden mężczyzna, z którym witają się prawie wszyscy. Amir Rakhsh-Bahar ma na sobie czarną pikowaną kurtkę, pod maską wydaje się być uśmiechnięty. Od jedenastu lat jest pracownikiem socjalnym w ośrodku dla młodzieży po drugiej stronie ulicy. Szczepionkę dostał już jakiś czas temu, przed sześcioma miesiącami przeszedł też infekcję koronawirusem. – Ja i moi koledzy pomogliśmy ludziom wypełnić 150 wniosków – mówi. Chodzi o wspomniane białe kartki. – Wszystkie dotyczyły Moderny – tłumaczy i dodaje, że teraz można je wyrzucić.

Amir Rakhsh-Bahar jest od 11 lat pracownikiem socjalnymZdjęcie: Peter Hille/DW

Rakhsh-Bahar ma już dość zamieszania wokół szczepionek. – Ten, kto dziś odejdzie, jutro na pewno nie wróci – mówi. Sam 33-latek wychował się na Koelnbergu i wydaje się, że zna tu prawie wszystkich. Z ośrodka Caritasu przechodzi do kompleksu wieżowców, obok boiska piłkarskiego ze sztuczną trawą, na które przez lata zbierał datki. Na rogu stoi chłopiec w rękawicach bokserskich. – Jesteś pewien, że nie wyszedłeś podczas kwarantanny? – woła do niego Rakhsh-Bahar. – Tak, przysięgam – brzmi posłuszna odpowiedź.

Stygmatyzacja

Pracownik socjalny wskazuje na balkon na piątym piętrze. – Tam się wychowałem – mówi. Z tępym hukiem nagle na asfalt upadają śmieci. Ktoś zrzucił je z jednego z wyższych pięter. Rakhsh-Bahar wyjaśnia, że to niestety jest normalność. – To nie jest usprawiedliwienie, ale wyniesienie śmieci zajmuje 20 minut. A teraz musisz się jeszcze obawiać, że złapiesz koronawirusa w windzie – wyjaśnia.

Stygmatyzacja: mieszkańcy niechętnie rozmawiają z dziennikarzamiZdjęcie: Peter Hille/DW

Podobnie jak w prawie każdym większym niemieckim mieście, koloński Koelnberg jest uważany za skupisko ludzi w trudnej sytuacji społeczno-ekonomicznej. Ale beton tutaj wydaje się wyglądać szczególnie groźnie. Kiedy na potrzeby niemieckich filmów telewizyjnych szuka się scenerii dla handlu narkotykami, przestępczości gangów lub prostytucji, firmy produkcyjne chętnie tutaj przyjeżdżają. Również relacje o Koelnbergu są zazwyczaj niepochlebne. Mało kto zapomina wspomnieć o licznych szczurach czy zwłokach, które w 2014 roku zostały wyrzucone z dziewiątego piętra. Dlatego wielu mieszkańców na widok kamer czy dziennikarzy reaguje wrogo. Ktokolwiek tu mieszka ma na sobie piętno.

To nie sprawia radości

Rakhsh-Bahar i jego koledzy chcą zadbać o to, aby dzieci z Koelnbergu mimo wszystko miały perspektywę. W normalnych czasach oferują zabawy i gry, opiekę i wyżywienie. A podczas pandemii? – Naszym celem jest przynajmniej dopilnowanie tego, aby zadania domowe były odrobione – mówi. – To jest bardzo bolesne, kiedy musisz powiedzieć ośmiolatkowi: nie, nie możesz się tu bawić. Trudno jest się do tego zmusić. Chodzi o podstawowe potrzeby dzieci – tłumaczy.

Za chwilę „Stumpi" będzie testowany na obecność koronawirusaZdjęcie: Peter Hille/DW

W ośrodku młodzieżowym, w każdym pomieszczeniu przy indywidualnych stolikach siedzi pięcioro dzieci. Sześciolatek, którego wszyscy tutaj nazywają Stumpi, jest pochylony nad swoją pracą domową. Linijka po linijce zapisuje w zeszycie literę K, obok zdjęć świecy i kaktusa. – To nie jest trudne – mówi. – Ale nie sprawia też radości – dodaje.

Przed drzwiami ośrodka dla młodzieży Nasir Hassan Khalef czeka z dwójką swoich dzieci na wydanie posiłków. 35-latek pochodzi z Sindżaru w północnym Iraku, a od czterech lat mieszka w Niemczech. Czy on też pójdzie na szczepienie? – Nie, nie mogę – mówi Khalef. On, jego żona i trójka z sześciorga ich dzieci mieli właśnie koronawirusa. – Ból głowy, kaszel, przeziębienie, wszystko – opowiada.

Ozdrowieńcy: rodzina KhalefZdjęcie: Peter Hille/DW

„Wiele osób nie zostało jeszcze zaszczepionych”

Tymczasem na zewnątrz Caritasu kolejka wyraźnie zmalała. Po trzech godzinach oczekiwania nadeszła również kolej Angeliny i Sahina Aydogana. Teraz wszystko idzie szybko. Dezynfekcja, szczepienie, plaster, powrót na świeże powietrze. Angelina oddycha głęboko, mimo maski. – Czuję się wyzwolona – przyznaje. – Można teraz to wszystko wreszcie pozostawić w tyle i spojrzeć do przodu. Nie trzeba mieć już obaw w pracy. To trwa od półtora roku – stwierdza.

Sahin Aydogan podczas szczepieniaZdjęcie: Peter Hille/DW

Sahin Aydogan jest również pełen nadziei. – Obecnie szukam pracy – mówi. – Z powodu koronawirusa szukanie stało się jeszcze trudniejsze. Może teraz, gdy się zaszczepiłem, będę mieć większe szanse – rozważa. A potem dodaje, że powinno się powtórzyć tę akcję jeszcze kilka razy, bo wiele osób w okolicy nie zostało jeszcze zaszczepionych. Na razie jednak nie wiadomo, czy projekt pilotażowy w Kolonii będzie mógł być kontynuowany. Zarząd miasta poinformował, że po prostu nie ma wystarczającej ilości szczepionek.

Chcesz skomentować ten artykuł? Zrób to na Facebooku! >>