1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Komentarz: Czas skończyć z odwracaniem wzroku

Soric Miodrag Kommentarbild App
Miodrag Soric
3 lipca 2020

Wybuch epidemii COVID-19 w koncernie Toennies otworzył wszystkim oczy: warunki pracy w przemyśle są koszmarne. Okazja do radykalnej zmiany rzadko była tak korzystna, uważa Miodrag Soric. KOMENTARZ

Zakłady Tönnies Zdjęcie: Imago Images/biky/M. Stepniak

Są rzeczy, o których nie chce się wiedzieć więcej. Na przykład, jak konkretnie produkuje się kiełbasę. Albo jak sąsiadka-staruszka finansuje swoją opiekunkę z Polski. Z jakiej strony internetowej nastoletni bratanek ściąga filmy, jeszcze zanim ukażą się w kinach. Kto i w jaki sposób seksualnie molestuje dzieci. Albo co się dzieje w rzeźniach. Są tematy, przy których społeczeństwo chętnie odwraca wzrok. Z reguły boli, gdy nieprzewidziane zdarzenia nagle zmuszają nas, by patrzeć.

Takim zdarzeniem jest pandemia koronawirusa, ściślej – jej wybuch w zakładach mięsnych Toennies w Westfalii. Nareszcie zmusiła polityków i mieszkańców do dokładnego przyjrzenia się, jak obniżane są płace pracowników kontraktowych i jak coraz bardziej pogarszają się warunki socjalne. Jak tydzień po tygodniu wykorzystywane są tysiące ludzi z Rumunii, Polski albo Bułgarii, niszczone i w końcu, gdy zachorują, „usuwane” do swoich ojczyzn. Jak popsute, nie nadające się już do użytku radio. Pracownicy Toennies są traktowani jak „ludzie do jednorazowego użytku”, już jakiś czas temu uskarżał się katolicki ksiądz. Ponad 1500 z tych ludzi zaraziło się w międzyczasie koronawirusem, niektórzy muszą być leczeni na oddziale intensywnej terapii.

Szansa na zasadnicze zmiany

Autor komentarza Miodrag Soric

By zapobiec rozprzestrzenianiu się wirusa, politycy zarządzili w dwóch powiatach tak zwany lockdown. Zamknięte zostały wszystkie szkoły i przedszkola, muzea, baseny, kina i przede wszystkim ubojnia. W jednym z tych powiadów restrykcje już zostały zniesione, w innym jeszcze nie.

Gdyby do okolic Toennies miała wrócić codzienność i nie nastąpiłyby zasadnicze zmiany, byłoby to tragiczne. Oznaczałoby przegapienie szansy, która może nie wrócić tak szybko. Szansy zreformowania potężnej gałęzi przemysłu w tym regionie – przemysłu mięsnego; okazji do położenia kresu wyzyskowi tysięcy ludzi, perspektywy przywrócenia nadwyrężonego wskutek skandalu wizerunku Niemiec za granicą i w końcu możliwości powstrzymania zataczającej coraz szersze kręgi brutalizacji społeczeństwa.

Nareszcie ostrzejsze przepisy

Jeszcze są to tylko plany rządu, ale Bundestag przypuszczalnie wkrótce zatwierdzi zaostrzenie przepisów. Umowy o dzieło mają być ograniczone, a nawet wręcz zabronione. Berlin ponadto chce wprowadzić bardziej surowe przepisy dotyczące transportu zwierząt i doprowadzić do tego, by hodowla zwierząt była zgodna z rytmem i warunkami życia właściwymi dla danego gatunku. Rzeczywiście, mięso stworzeń nie może być zdegradowane do taniego, masowego towaru.

I nagle także przedsiębiorca Clemens Toennies chce wszystko robić inaczej. On i zarząd koncernu – ten koncentrat przedsiębiorczych mankamentów – zdaje się zrezygnować z oporu przeciwko zmianom w ich branży. Ale nikt nie powinien dać się omamić: królowie kotletów zbyt często przyrzekali zmiany, by potem kierować się już tylko zawartością swoich portfeli. Przy tym jest anachronizmem fakt, że akurat tak nowoczesny i uprzemysłowiony kraj, jakim są Niemcy, eksportuje wieprzowinę aż po Chiny. I jest hańbą, że w środku Niemiec możliwa jest taka współczesna forma niewolnictwa.

Małostkowa argumentacja

Ale nie wszyscy w Niemczech przyklaskują zaostrzeniu przepisów w przemyśle mięsnym. Bo w efekcie doprowadzą one do podwyżek cen żywności. I nagle pojawia się małostkowa argumentacja – nikt nikogo nie zmusza do pracy w Niemczech. Zaprzecza temu już Ustawa Zasadnicza. „Godność człowieka jest nienaruszalna” – głosi jej zapis. Podstawowe prawa obywatelskie są zagwarantowane wszystkim ludziom między Renem i Odrą – bez względu na to, skąd pochodzą, w co wierzą, czy są starzy czy młodzi, bogaci czy biedni.

W rzeczywistości do przyjazdu do Niemiec zmusza ludzi z Europy Wschodniej i Południowo-Wschodniej ich często niewyobrażalna w Niemczech bieda albo choroba kogoś z najbliższych. Większość nie dostaje za swoją morderczą pracę nawet ustawowej płacy minimalnej. A ich pracodawcy zmuszają ich do nadgodzin, za które nie dostają żadnego wynagrodzenia.

Nawet jeżeli w Guetersloh lockdown wkrótce się zakończy: przemysł mięsny musi się radykalnie zmienić, najlepiej w całej Europie. Przemysł ten istnieje dla ludzi – a nie odwrotnie.

Chcesz skomentować nasze artykuły? Dołącz do nas na Facebooku! >>