Komentarz: Horst Seehofer – podżegacz na ławie rządowej
8 września 2018Horst Seehofer nie jest żadną marginalną postacią. Jest obecnym ministrem spraw wewnętrznych, zasiadał też już w rządzie federalnym jako minister zdrowia. Od lat jest także czołowym politykiem partii ludowej – CSU, która od dziesięcioleci z absolutną większością rządzi w Bawarii – przez ostatnią dekadę Seehofer był jej przewodniczącym. Jest zatem politykiem z centrum społeczeństwa. Teraz zajął stanowisko: „Kwestia migracji jest matką wszystkich problemów politycznych w tym kraju” – powiedział w wywiadzie dla „Rheinische Post”.
Jest to mocne i jasne przesłanie. Jednoznacznie zostaje zdefiniowana przyczyna wszystkich problemów w Niemczech: imigracja. Równie jasno zostaje zidentyfikowany sprawca: imigrant. Dzięki temu znani są odpowiedzialni: ci wszyscy, którzy tolerują imigrację i wpuszczają imigrantów do kraju – na pierwszym miejscu oczywiście kanclerz.
Racja bytu dla ksenofobów
Jest to oświadczenie, które rozumieją wszyscy prawicowi populiści i ksenofobowie. Jest to przesłanie, na które może się powołać każdy „zatroskany obywatel”, który wrzeszczy „Niemcy dla Niemców – obcokrajowcy won!”, albo przy każdej, nadarzającej się okazji urządza nagonkę na ludzi o cudzoziemskim wyglądzie – on zawsze już to wiedział. Teraz zrozumiał to też nareszcie minister spraw wewnętrznych.
Jeszcze ważniejszy niż to przesłanie, jest ten, który je roztrąbił. To, co wczoraj uważane było jeszcze za wyłączne stanowisko tych, którzy plasowali się na skrajnie prawicowym marginesie politycznego spektrum, jest teraz reprezentowane przez polityczny mainstream. Nie dziwi, że szef AfD Alexander Gauland z zadowoleniem przytakuje: „Seehofer ma całkowitą rację w swojej analizie”. Dzięki niemu partia Gaulanda, która postawiła sobie za cel radykalną zmianę społeczeństwa, zrobiła istotny krok do przodu: Horst Seehofer otworzył drzwi do politycznego centrum społeczeństwa.
Migranci? Niepożądani!
Ale jego przesłanie dotarło także do imigrantów. Niezależnie od tego, czy urodzili się w Niemczech, żyją w nich od dziesięcioleci czy przyjechali dopiero niedawno: mile widziani nie są. Niezależnie od tego, jak dobrze lub mniej dobrze są zintegrowani, czy są rozpoznawalni na pierwszy rzut oka jako imigranci, czy nie. Są „problemem”, są „matką wszystkich problemów”. Imigranci zostają naznaczeni, jako tacy są wykluczeni ze społeczeństwa. Bo też nie można rozróżniać między „dobrymi” i „złymi” imigrantami.
Oczywiście, że nie panuje w Niemczech atmosfera pogromu. I naturalnie nie rozpadną się nagle liczne związki i przyjaźnie latami zbudowane przez ludzi z tłem migracyjnym i bez niego. Ale tak dzieli się społeczeństwo. Tak się to zaczyna: sposobem mówienia. Zaczyna się budować nienawiść, tworzyć grupy „my” i „ci”, a owi „ci” są oczywiście zawsze winni – cokolwiek by to było. Rozróżnianie ma biologiczne podłoże. Tak już jest i nic nie da się przeciwko temu zrobić.
Przyuczenie do rozłamu społeczeństwa
Jest to dokładnie ten rozłam, do którego zawsze dążyli i który praktykowali prawicowi populiści i nacjonaliści. Teraz zostaje on przyspieszany z ławy rządowej. Co jeszcze wczoraj było potępiane, dziś jest uznanym stanowiskiem: wolno przecież w końcu powiedzieć swoje zdanie!
W taki oto sposób Seehofer nie tylko umacnia swoją wypowiedzią skrajnie prawicowy margines społeczeństwa i go dalej legalizuje. Jednocześnie przesuwa populizm, ksenofobię i antyislamizm do centrum społeczeństwa. Sprawia, że stają się one cenzuralne, odpowiadające normom. Seehofer igra z ogniem, by później jako strażak wyciągnąć z niego korzyści.
Zwycięzcą jest…
Nie jest przy tym tak ważne, jak dalece Seehofer z przekonania dzieli prawicowo-populistyczne poglądy, a ile z tego jest polityczno-taktyczną gierką, by umocnić przed wyborami w Bawarii pozycję swoją i swojej partii. Z jakiegokolwiek powodu, wznieca on pożar, który zniszczy wiele z tego, co sprawiło, że ten kraj stał się w ostatnich dziesięcioleciach miejscem tak wartym do życia – zarówno dla tych z tłem migracyjnym, jak i bez niego.
I w efekcie przestanie odgrywać rolę, czy AfD dojdzie do władzy, czy nie – bo jej polityka i pozycja polityczna rozprzestrzenia się i jest na najlepszej drodze, by zatriumfować. Będzie wówczas bez znaczenia, kto zostanie zwycięzcą – Gauland czy Seehofer, i jak będzie się nazywała partia, która wcieli w życie tę politykę. Dlatego najwyższy czas zdeklarować się i wysłać przesłanie: tylko nie tak, panie Seehofer!