1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Komentarz: Merkel w Chinach – trudny taniec na linie

Matthias von Hein
25 maja 2018

Niemcy zbliżają się do Chin, także za sprawą polityki Trumpa. Pekin jest bardziej przewidywalnym, ale wcale nie łatwiejszym partnerem niż USA. Prawdziwe wyzwania czekają jednak samą Europę. KOMENTARZ

Merkel i Xi Jinping w Pekinie
Merkel i Xi Jinping w Pekinie Zdjęcie: Reuters/J. Lee

Wśród innych światowych polityków Angela Merkel może uchodzić niemalże za ekspertkę od Chin. Jej jedenasta, od objęcia stanowiska kanclerza, wizyta w Państwie Środka miała być w zasadzie rutynowa podróżą na rozpoczęcie nowej kadencji. Ale cóż jest rutyną w czasach, gdy amerykańska administracja podważa międzynarodowy porządek? Podczas rozmów prowadzonych w Chinach przez Merkel, przy stole ciągle siedział niewidzialny Donald Trump. Sytuacja wymagała od Merkel sporej zręczności - z jednej strony musiała zabiegać o partnerstwo z Chinami w ważnych sprawach międzynarodowych, ale z drugiej nie mogła pozwolić Chinom, by ją przytłoczyły. A w dodatku, musiała uważać, aby nie zepsuć relacji z Białym Domem.

Partner, na którym można polegać

To, że to Chiny są obecnie bardziej spolegliwym i przewidywalnym partnerem, Donald Trump bardzo wyraźnie pokazał w czasie wizyty Merkel w Pekinie. Zaledwie w kilka godzin po tym jak Merkel i chiński premier Li Keqiang zaapelowali do przywódcy Korei Północnej Kim Dzong Una o udział w planowanym spotkaniu z Trumpem, ten ostatni właśnie je odwołał.

W Pekinie usłyszano też słowa wypowiedziane przez przewodniczącego Rady Europejskiej Donalda Tuska, który komentując wycofanie się USA z umowy atomowej z Iranem stwierdził, że „kto ma takich przyjaciół, ten nie potrzebuje wrogów”. W czasie spotkania z Merkel premier Li Keqiang mógł z przyjemnością ogłosić, że Chiny w odniesieniu do Iranu  zachowują się „świadomie swojej odpowiedzialności”. Słowa „w przeciwieństwie do Stanów Zjednoczonych” nie zostały wprawdzie wypowiedziane, ale wybrzmiały w uszach wszystkich. Do tego obrazka pasuje, że niemal w tym samym momencie prezydent Francji Emmanuel Macron rozmawiał w Petersburgu z Władimirem Putinem o możliwościach ratowania umowy atomowej.

Komentator DW Matthias von Hein

Pekin i Berlin, Chiny i Europa stają się sobie coraz bliższe. Cóż za ironia, że w takich sprawach jak ochrona klimatu, wolny handel czy nawet Iran, bliżej jest do chińskiej jednopartyjnej dyktatury, niż do tradycyjnie najważniejszego, demokratycznego partnera po drugiej stronie Atlantyku. Niedawny sondaż pokazuje, jak bardzo wryło się to już w świadomości niemieckiego społeczeństwa. Na pytanie, czy USA są partnerem, na którym można polegać, pozytywnie odpowiedziało zaledwie 14 procent ankietowanych. Na to samo pytanie w odniesieniu do Chin pozytywnie odpowiedziało 43 procent.

Rozbieżności pozostają

Ale nawet jeśli – jak ujął to chiński przywódca Xi Jinping – dwustronne stosunki osiągnęły „niespotykany dotąd zakres i głębię”, to pozostaje jeszcze cały wachlarz rozbieżności. Jako zasługę należy przypisać Angeli Merkel, że w charakterystyczny dla siebie chłodny sposób porusza te kwestie. Merkel jest jedyną Europejką, która w Pekinie zabiera głos choćby w sprawie praw człowieka. Ale także w kwestiach gospodarczych niemiecka kanclerz postawiła sprawę jasno. Bo Pekin wciąż nie postępuje tak zgodnie z regułami jak sam twierdzi i jest o wiele bardziej protekcjonistyczny niż USA pod rządami Trumpa.

Chińska policjantka w okularach rozpoznających twarzeZdjęcie: Getty Images/AFP

Dokąd zmierzają Chiny, Merkel mogła się przekonać w Shenzen – mieście, które 30 lat temu nawet jeszcze nie istniało, a dzisiaj jest centrum chińskiego przemysłu przyszłości. Pojazdy i kierowcy są tam bez wyjątku rejestrowani, śledzeni i rozpoznawani przez system kamer wideo. Chińskiemu komitetowi centralnemu udaje się połączyć dyktaturę i najnowocześniejszą technologię. Także na zachodzie kraju w niespokojnej prowincji Xinjiang, z dala od trasy podróży Merkel, działa bezwzględny system inwigilacji obywateli, który przerasta najgorsze koszmary George'a Orwell'a. Xi Jinping – najpotężniejszy szef partii od czasów Mao – nie ukrywa swoich ambicji: Chiny chcą wspiąć się na sam polityczny i gospodarczy szczyt. Swoje metody rządzenia chcą zaś uczynić konkurencją dla liberalnych demokracji. Chiny realizują swoje cele z wielką konsekwencją, cierpliwością i elastycznością w detalu. Ale nie wszystkie te cele leżą w interesie Europy.

Nie tylko partner, także konkurent

Aby przetrwać między dwoma centrami – Waszyngtonem i Pekinem – Europa musi wyzwolić się z męczącego zajmowania się samą sobą i znaleźć drogę do nowej jedności, do czynu i zdecydowania. Ale grę pod tytułem „dziel i rządź” Pekin opanował do perfekcji. Europejczycy muszą to zrozumieć – nie tylko gospodarczo, ale przede wszystkim politycznie Chiny są nie tylko partnerem, ale też konkurentem.

Pomiń następną sekcję Dowiedz się więcej