1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Komentarz: Steinbach demaskuje samą siebie

Dudek Bartosz Kommentarbild App
Bartosz Dudek
16 stycznia 2017

Erika Steinbach opuszcza CDU w atmosferze skandalu. I udowadnia jak nieszczera była jej retoryka.

Zdjęcie: picture alliance/dpa/B. von Jutrczenka

Erika Steinbach była jedną z najstarszych stażem posłanek CDU. W Bundestagu reprezentowała tę partię nieprzerwanie od 1990 roku, niedawno zapowiedziała, że nie ma już zamiaru kandydować w jesiennych wyborach parlamentarnych. W Polsce znana była przede wszystkim jako kontrowersyjna szefowa Związku Wypędzonych. Funkcję tę piastowała od 1998 do 2014 roku. Okazała się sprawną organizatorką i lobbystką. To jej upór sprawił, że w końcu niemiecki rząd powołał do życia fundację „Ucieczka, Wypędzenie, Pojednanie”. To, że dziś o jej wystąpieniu z CDU piszą wszystkie poważne media, oznacza, że także w Niemczech stała się rozpoznawalna, choć jest to raczej wątpliwa sława.

Autor komentarza Bartosz Dudek jest kierownikiem Sekcji Polskiej DW

Niewątpliwie do sławy tej przyczyniły się polskie media czyniąc z niej (a wręcz demonizując) uosobienie niemieckiego rewanżyzmu. Rozgłos, jaki zyskiwała w Polsce swoimi często skandalicznymi wypowiedziami, odbijał się echem w doniesieniach niemieckich korespondentów z Warszawy i rykoszetem wracał do Niemiec. Trudno się oprzeć wrażeniu, że sama Steinbach szybko odkryła ten mechanizm i zaczęła wykorzystywać go do własnych celów. Faktem jest, że z szeregowej posłanki awansowała do roli twarzy narodowo-konserwatywnej frakcji w CDU zwanej „kręgiem berlińskim”. Tym tłumaczyć należy też okazywane jej przez szefową CDU awanse i honory.  CDU, jako partia ludowa, zawsze szczyciła się tym, że łączy w sobie różne środowiska i nurty. Merkel pokazywała się ze Steinbach właśnie po to, by zademonstrować, że dba o narodowo-konserwatywnych wyborców. Dlatego też Merkel popierała pomysł „widocznego znaku”, upamiętnienia przymusowych wysiedleń, choć nie w takiej formie, w jakiej życzyłaby sobie tego Steinbach i jej „ziomkowie”. Fundacja, która powstała, jest wynikiem szerszego politycznego i społecznego kompromisu a jej koncepcja, przynajmniej teoretycznie, zakłada traktowanie fenomenu wysiedleń w perspektywie europejskiej i w duchu dialogu z sąsiadami Niemiec. 

Rozgłos, jaki zyskała Steinbach za sprawą polskich mediów miał też swoje dobre strony. To właśnie dzięki nim wyszło na jaw, kim naprawdę jest Steinbach. Jak się okazało, szefowa Związku Wypędzonych „wypędzoną” wcale nie była. Urodziła się w okupowanej Polsce jako córka niemieckiego żołnierza. „Nie trzeba być wielorybem, żeby angażować się na rzecz wielorybów” – skwitowała te doniesienia. To pokazuje, że swoją funkcję szefowej Związku Wypędzonych traktowała wyłącznie w kategoriach lobbizmu i trampoliny do kariery. To, że efektem jej działań były często szkody, a nawet dewastacja delikatnych relacji polsko-niemieckich, było dla niej ceną, którą bez wahania gotowa była zapłacić za realizację swoich ambicji.

Za tą tezą przemawiają także ostatnie lata politycznej działalności Eriki Steinbach. W klubie poselskim CDU przez wiele lat była przewodniczącą grupy roboczej „Prawa człowieka i pomoc humanitarna”. To, że swoją partię opuszcza akurat na znak protestu przeciwko polityce uchodźczej Angeli Merkel, ma w sobie coś z demaskacji. Często powtarzane przez Steinbach słowa, że wymuszone ucieczki i wysiedlenia są „zbrodnią przeciwko ludzkości” są w tym kontekście drwiną. I dowodem, jak nieszczera i wybiórcza była jej retoryka.

Wystąpienie Steinbach z CDU to dobra wiadomość dla wszystkich tych, którym na sercu leżą dobre relacje polsko-niemieckie. Jej głos poza partią przestanie się liczyć. I tak będzie lepiej.

Bartosz Dudek