1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Komentarz: Trump sieje niezgodę w NATO

Riegert Bernd Kommentarbild App
Bernd Riegert
8 czerwca 2020

Zapowiedziane wycofanie części oddziałów z Niemiec nie ma pod względem wojskowym większego sensu. Dla egocentrycznego prezydenta USA nie ma to jednak znaczenia. OPINIA

Zdjęcie: imago images/ZUMA Wire/D. Mills

Ta groźba wisiała w powietrzu już od dawna. Teraz jednak prezydent USA zdaje się zabierać do działania. Donald Trump chce najwidoczniej ukarać Niemcy za to, że za mało wydają na obronę. Ten krok kapryśnego prezydenta jest pod wieloma względami niestosowny.

Pod względem wojskowym wycofanie 9500 żołnierzy z Niemiec nie ma większego sensu. Nie kryje się też za tym żadna rozpoznawalna strategia. Amerykańscy żołnierze stacjonowani w Niemczech służą głównie w ramach NATO w strukturach podporządkowanych dowództwu armii USA w Europie i Afryce. Utrzymują wielką bazę lotniczą Ramstein, szpital wojskowy i poligon. Są to ważne filary architektury NATO; z obroną Niemiec w ścisłym znaczeniu tego słowa nie mają one jednak wiele wspólnego.

Jeśli teraz żołnierze ci przeniesieni zostaną do Polski, a część do USA, Trump osłabi swoją własną armię i całe NATO. Chodzi więc o czysto polityczną decyzję, by wzmocnić nacisk na niemieckiego sojusznika.

Radość na Kremlu?

W ramach Sojuszu powinno się właściwie współpracować w duchu zaufania, a nie uciekać się do szantażu czy gwałtownych działań. Trump nie uznał nawet za stosowne oficjalnie poinformować rządu w Berlinie tak, jak przewiduje to traktat o stacjonowaniu wojsk USA w RFN. To prawda – Niemcy nie osiągną ustalonego już w 2014 r. na szczycie NATO celu podniesienia do 2024 r. swoich wydatków na obronę do poziomu 2 proc. PKB. USA i inni sojusznicy mają prawo, by to krytykować, ale wycofując żołnierzy sami się osłabiają.

Prezydent Rosji cieszy się, że czołowe mocarstwo sieje niezgodę we własnym sojuszu. Pod tym względem szef Kremla Władimir Putin nie mógłby wymarzyć sobie lepszego prezydenta od Trumpa. Putina raduje wszak wszystko, co osłabia NATO.

Natomiast radość Polaków jest przedwczesna. Przeniesienie oddziałów na wschód Warszawa postrzega jako dowód uznania dla rządu PiS za jego wierność Trumpowi. Tymczasem do Polski trafią nie tyle jednostki bojowe co – jeśli w ogóle – sztaby dowodzenia. Permanentne stacjonowanie większych jednostek byłoby naruszeniem porozumienia NATO – Rosja i sprowokowałoby gniew Kremla.

Oczywiście działanie prezydenta USA, który w swoim kraju znajduje się pod dużą presją, można postrzegać jako element walki wyborczej. Cztery lata temu Donald Trump obiecał zwrot do budżetu USA "milionów dolarów z NATO". To oczywiście niemożliwe, ponieważ w NATO każdy płaci za swoje własne oddziały. Za stacjonowanie wojsk USA w Europie czy gdzie indziej także nikt nie płaci. Pomimo to Trump chce zademonstrować swoim źle poinformowanym zwolennikom, że sojusznicy będą musieli tańczyć tak, jak on im zagra.

Ten epizod pokazuje ponownie, że europejscy sojusznicy nie mogą już polegać na lokatorze Białego Domu. To sygnał dla Europejczyków, by bardziej zaangażować się w swoją obronę i rzeczywiście wydawać na nią więcej pieniędzy.

 

Niniejszy komentarz to opinia korespondenta DW, która niekoniecznie odzwierciedla stanowisko Redakcji Polskiej DW.