1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Komentarz: Trzeba podtrzymać dialog z Polską

Wagener Volker Kommentarbild App
Volker Wagener
20 marca 2018

Wizyta Angeli Merkel w Warszawie nie załatwia żadnego problemu, ani na świecie, ani w stosunkach niemiecko-polskich, ale była ważna i potrzebna, twierdzi autor komentarza Volker Wagener.

Angela Merkel i Mateusz MorawieckiZdjęcie: picture-alliance/AP Photo/C. Sokolowski

Niezależnie od wszystkich aktualnych oznak napięć w stosunkach niemiecko-polskich, warto sobie uświadomić, że kiedyś było już przecież znacznie gorzej. Rok 2015 przyniósł zasadnicze zmiany polityczne i społeczne w obu krajach. W Polsce do władzy doszedł PiS, a w Niemczech Angela Merkel otwarła granice dla ponad miliona uchodźców. Niemcy poczuli się oburzeni wskutek nagłego pojawienia się w Polsce tonów nacjonalistycznych, a Polacy kiwali z niedowierzaniem głową słysząc o niemieckiej "kulturze powitania". Od tamtej pory obie strony mają sobie niewiele do powiedzenia, z wyjątkiem paru uwag krytycznych.

Coś więcej niż czysta symbolika polityczna

Kiedy, tak jak w tej chwili, czujemy się przytłoczeni natłokiem problemów, zarówno w stosunkach wzajemnych, jak i w ramach UE, wizyta u jednego z najbliższych sąsiadów i partnerów może być sprzyjającą okazją do wyjaśnienia sobie przyczyn napięć i niepokojów. Obowiązujące obie strony rytuały polityczne wykraczają daleko poza wymogi protokołu dyplomatycznego. Zwłaszcza wtedy, kiedy mowa jest o polityce zagranicznej. Dlatego pierwsze wizyty zagraniczne świeżo zaprzysiężonego szefa danego państwa liczą się szczególnie. Wizyta Angeli Merkel w Polsce była tego kolejnym dowodem. Była ona naładowana ważną symboliką polityczną i dowodziła utrzymywania się po stronie niemieckiej woli wywiązania się z dawnej obietnicy zintegrowania i osadzenia Polski na stałe w strukturach europejskich.

Autor komentarza Volker Wagener

Obok dopiero co wcześniej zakończonej wizyty kanclerz Merkel w Paryżu, trudne obecnie stosunki w trójkącie Paryż - Berlin - Warszawa są swoistym probierzem kłopotów z dawną i nową, większą Unią Europejską. Na jej głównej osi, Berlin - Paryż, obserwujemy obecnie przesunięcie się punktu ciężkości. W ubiegłych latach wszystkie trzy kraje Trójkąta Weimarskiego znacznie się zmieniły pod względem politycznym. We Francji, zdecydowany zwolennik zreformowania UE, Emmanuel Macron, zastąpił biernego w tym zakresie Francois Hollande'a. W Niemczech, silna do tej pory władza Angeli Merkel, poważnie stopniała wskutek utraty wielu głosów wyborców i ślimaczącego się procesu utworzenia nowego rządu. Świeżo zaprzysiężona pani kanclerz dysponuje dziś połową dawnej potęgi, podczas gdy w Polsce rząd PiS pełni rolę głównej placówki oporu przeciwko UE w jej dawnej formie. Krótko mówiąc, w EU nastąpiło istotne przesunięcie w układzie sił i trzeba je szybko wyważyć i zbalansować na nowo.

Polskie obawy przed utratą tożsamości narodowej

Uprzejmości wymieniane w Warszawie przez kanclerz Merkel z premierem Morawieckim i prezydentem Dudą nie mogą przesłonić poważnych rozdźwięków pomiędzy Berlinem, Warszawą i Brukselą. Dotyczą one zarówno polityki migracyjnej jak i bezpieczeństwa energetycznego, czego symbolem stał się gazociąg Nord Stream 2, nie mówiąc o sporze wokół reformy polskiego sądownictwa, która budzi poważne zastrzeżenia Brukseli. Ale za tym wszystkim kryje się coś więcej. Coś znacznie ważniejszego.

Na Zachodzie Europy naiwnie wierzono, że po zakończeniu zimnej wojny dojdzie do automatycznego zrównania Wschodu z Zachodem, oczywiście pod batutą tego ostatniego i na jego warunkach. Oczywiście, nic takiego się nie stało. Jak słusznie zauważył bułgarski socjolog i politolog Iwan Krystew, hołdowanie takim poglądom było błędem o wymiarze historycznym. Dla Polaków rok 1989 nie był początkiem ich drogi do europejskiej integracji, tylko przede wszystkim odzyskaniem wolności i państwowej suwerennności.               

Merkel rozjemcą między Macronem i Europą Wschodnią w UE?

Taka sama wrażliwość na oznaki i przejawy, prawdziwego, albo urojonego, naruszania przez zachodnie państwa w UE dopiero co odzyskanej suwerenności państwowej i związanej z nią narodowej dumy, występuje także na Węgrzech, w Czechach i w innych państwach Europy Środkowo-Wschodniej. Nie jest ona jednak dostrzegana i właściwie oceniana w Berlinie i w Brukseli, na co państwa wschodnioeuropejskie wielokrotnie i unisono zwracały uwagę. Po utrzymującej się przez dziesięciolecia zależności od komunistycznej Moskwy i podporządkowaniu się narzuconej ideologii, trudno jest wymagać od nich, żeby z dnia na dzień zespoliły się bez reszty z demokratyczno-kapitalistycznym Zachodem. Dopiero teraz państwa Europy Wschodniej powoli odzyskują własną tożsamość narodową.

Właśnie dlatego w UE w dalszym ciągu będą utrzymywać się podziały i różnice w modelu życia społecznego w różnych krajach. Właśnie dlatego Emmanuel Macron mówi o "Europie dwóch prędkości", co wywołuje zdecydowany opór nie tylko w Warszawie. Jeśli nie chcemy zaostrzyć dodatkowo tego sporu, mądrym posunięciem byłoby ożywienie, od dawna przecież istniejącego, ale równie długo pozostawionego w uśpieniu, ważnego elementu dialogu politycznego, jakim jest Trójkąt Weimarski.   

Powołano go do życia w 1991 roku w celu rozwoju współpracy między Polską, Niemcami i Francją w ramach UE i NATO, ale w 2016 roku rząd PiS praktycznie zamroził jego działalność. Tymczasem właśnie teraz, chyba bardziej niż kiedykolwiek przedtem, potrzebujemy sprawnej platformy dialogu politycznego między Francją i Niemcami z jednej strony i Polską z drugiej, która wysuwa dziś na plan pierwszy własne interesy, różne od niemieckich i francuskich. Potrzebujemy też kogoś, kto potrafi skutecznie je łagodzić i pełnić rolę rozjemcy. Kto wie, czy właśnie to nie jest najważniejszym i zarazem najtrudniejszym zadaniem dla Angeli Merkel podczas jej czwartej, ostatniej już kadencji jako kanclerz Niemiec.

Volker Wagener / tł. Andrzej Pawlak

Czego Polacy oczekują po wizycie Angeli Merkel w Warszawie?

01:02

This browser does not support the video element.