1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Komentarze prasy niemieckiej, poniedziałek, 23 maja 2011

23 maja 2011

Liberałowie nie zasiądą w parlamencie krajowym Bremy. Zwycięzcami w sobotnich wyborach są socjaldemokraci i partia Zielonych. Co to znaczy dla krajobrazu politycznego w Niemczech?

Symbolbild Presseschau Deutschland

„Na Północy nic nowego!” – obwieszcza FRANKFURTER RUNDSCHAU. „Jens Boehrsen jest bezspornie jedynym kandydatem na pierwszego burmistrza (i premiera w Bremie, przyp. red.). Dobrze mu się rządzi z Zielonymi. Oni natomiast zdementowali wszelkie spekulacje o tym, że jako nowa siła polityczna w Niemczech mogliby zaproponować obsadzenie politykiem partii Zielonych urzędu premiera w kolejnym landzie (pierwszy to Badenia Wittenberga, przyp. red.). Ale Bremeńczycy są realistami i wiedzą, że w złej finansowej i ekonomicznej sytuacji, w jakiej znajduje się ich najmniejszy w Niemczech kraj związkowy, potrzebują stabilnej sytuacji politycznej”.

Berlińska TAGESSPIEGEL zauważa, że ”to przede wszystkim chyba Jens Boehrnsen sprawił, że SPD jest ponownie pierwszą siłą polityczną w Bremie. Urzędujący od 2005 roku Boehrsen stał się tak popularny, jak jego poprzednik Henning Scherf. Ten rozsądny i cichy burmistrz zaskarbił sobie sympatię przede wszystkim suwerenną postawą, kiedy po dymisji prezydenta Horsta Kohlera przejął czasowo obowiązki głowy państwa”.

Monachijska SÜDDEUTSCHE ZEITUNG sądzi, że „Brema na północy i Badenia Wirtembergia na południu Niemiec symbolizują sukces partii Zielonych, dawnej partii protestu i anty-partii, która obecnie stała się partią z największym potencjałem na przyszłość – z mnóstwem możliwości, i jeszcze większym spektrum ryzyka, jeśli weźmie się pod uwagę Stuttgart (wywołująca protesty budowa dworca podziemnego, przyp.red.). Nad Wezerą Zieloni po raz pierwszy zasiedli w parlamencie krajowym. Tak więc Brema jest dla nich znanym już poletkiem działania; Badenia-Wirtembergia zaś to teren im nieznany. Możliwe, że te dwa zwycięstwa wyborcze na Południu i na Północy stanowią punkt kulminacyjny i na razie koniec sukcesów Zielonych”.

BERLINER ZEITUNG wskazuje na przegraną liberałów. „Zwycięstwo wyborcze FDP w Bremie byłoby dla Philippa Röslera pierwszym sukcesem. Jednakże liberałowie ponieśli klęskę. Wyborcy wystawili im rachunek za szarpiące nerwy personalne przepychanki między kandydatami na stanowiska w kierownictwie partii i w ministerstwach. Była to kara za spory, zawiść i brak zdolności przywódczych”.

KÖLNER STADT-ANZEIGER uważa, że „wyniki wyborów (w Bremie, przyp. red.) są alarmujące dla partii zasiadających w Bundestagu – poza partią Zielonych. SPD udało się tylko częściowo przeciągnąć na swoją stronę elektorat konserwatywno-liberalny. To dotyczy też CDU. Co Unia (CDU/CSU, przyp.red.) ma jeszcze do zaoferowania? FDP i Partia Lewicy znajdują się w krajobrazie partyjnym Niemiec na antypodach i borykają się z dość podobnymi do siebie problemami wiarygodności”.

DER NEUE TAG bilansuje sytuację polityczno-ekonomiczną w Bremie. „Unia została znokautowana i to w kraju związkowym, który ma rekordowe zadłużenie w wysokości 18 mld euro, w mieście na prawach landu ze wskaźnikiem bezrobocia wynoszącym 11,8 procent, w którym 13 procent mieszkańców żyje z zapomogi społecznej Hartz IV. Jednakże nie ma tam mowy o zmianie nastrojów. (…) Utrata politycznego znaczenia FDP trwa, ostatkiem sił utrzymuje się koalicja CDU/CSU i FDP z Angelą Merkel. Tylko, że bez Zielonych już prawie nic nie jest możliwe”.

WESTDEUTSCHE ZEITUNG z Düsseldorfu stwierdza, że „pod wrażeniem tych wyborów należałoby też skończyć z unikaniem dyskusji na temat reform struktur federalnych Niemiec. Czyż nie udałoby się w ten sposób zaoszczędzić pieniądze? Czy nie przecenia się na przykład wpływów Bremy (miasto na prawach landu, przyp. red.) na politykę na poziomie federalnym? Czy w ogóle taki mały ośrodek władzy pasuje do Niemiec, które stały się od zjednoczenia większym państwem?”

NEUE PRESSE podejmuje wątek udziału po raz pierwszy w Niemczech młodzieży w wyborach do parlamentu krajowego. Brema obniżyła wiek wyborczy do 16 lat. „Młodzież nie wybierała ani partii skrajnie prawicowej ani lewicowej, lecz postawiła krzyżyk przy jednej z partii obywatelskich. Nie ma więc powodu, aby dalej odmawiać młodzieży prawa głosowania w wyborach, które jest prawem podstawowym. Polityczna świadomość nie ma widocznie nic wspólnego z pełnoletniością. A i niekiedy trudno jest zdiagnozować duchową dojrzałość także wśród dorosłych”.

Opracowała: Barbara Coellen

Red.odp.: Bartosz Dudek