Koniec Berlinale: Polacy także wyróżnieni
20 lutego 2011Staroń artysta
Operator Wojciech Staroń otrzymał Srebrnego Niedźwiedzia Berlinale za wkład artystyczny do filmu „El Premio”. „Gosiu, dziękuję za ten film” - powiedział odbierając statuetkę w kierunku żony, która jest także współproducentką meksykańsko-argentyńsko-polsko-niemiecko-francuskiej koprodukcji.
Zdjęcia Wojciecha Staronia sprawiają, że film Argentynki o reżimie lat 70-tych stał się intymnym, kameralnym obrazem tego czasu z perspektywy dziecka. Wrażliwe, poetyckie ujęcia przenoszą widza w inny świat, pozwalają dostrzec coś na pierwszy rzut oka niewidocznego, co dzieje się w duszy bohaterów - głównie dziewczynki, której rodzice muszą się ukrywać. Staroń, który od kilku lat żyje w Argentynie i realizował tam już film dokumentalny z dziećmi przyznaje, że te doświadczenia bardzo pomogły mu w realizacji "El Premio", gdzie celowo nawiązał do dokumentacyjnego stylu.
„Jutro będzie lepiej”, ale dziś jest... wspaniale
Drugie wyróżnienie dla Polski powędrowało do rąk reżyserki Doroty Kędzierzawskiej. Polka zwyciężyła w kategorii Generation Kplus za obraz "Jutro będzie lepiej", który opowiada o trzech bezdomnych chłopcach na rosyjskim dworcu. Kędzierzawska zapytana któtko potem o pierwsze wrażenia powiedziała zachwycona: „Może powinnam powiedzieć, że „jutro będzie lepiej...”, ale tym razem tak nie pasuje, bo już dzisiaj jest wspaniale!”.
Obraz Kędzierzawskiej dostał także Grand Prix Niemieckiej Organizacji Wspierającej Dzieci (Deutsche Kinderhilfswerk) jako wyróżnienie dla najlepszej pełnometrażowej fabuły oraz The Peace Film Award na koniec gali, która zamykała sekcję Generation Kplus. Jury Berlinale nagrodziło film polskiej reżyserki za „piękne połączenie zabawy i humoru w pełnej napięcia historii przetrwania”.
Film z Iranu wzruszył najbardziej
Najważniejszą nagrodę Berlinale, czyli Złotego Niedźwiedzia otrzymał po raz pierwszy obraz z Iranu: „Nadir i Simon. Separacja”. Film zgarnął także dodatkowe wyróżnienia dla trzech aktorów - za najlepsze kreacje. Irańska produkcja "Nadir i Simon. Separacja" od momentu wyświetlenia na festiwalu uchodziła za największego faworyta.
Iran odgrywał w tym roku na festiwalu w Berlinie szczególne znaczenie. Reżyser Panahi, który został zaproszony do jury festiwalu, ale nie dostał pozwolenia na wyjazd z Iranu, był wprawdzie nieobecny, ale podczas ceremonii wręczania nagród jego pusty fotel miał symboliczną wymowę. Panahi dostał także honorowy tytuł reżysera roku. W obliczu aktualnych wydarzeń w krajach arabskich nagrody dla irańskich filmowców nabrały szczególnej wymowy.
Dalsze nagrody
Nagrodę Specjalną Jury pod przewodnictwem Isabelli Rossellini otrzymał w tym roku Węgier Beli Tara za opowiesc o śmierci boga „Turyński koń”. Za najlepszego reżysera uznano natomiast nieoczekiwanie 42-letniego Niemca Ulricha Kohlera, który zaprezentował na Berlinale melodramat „Sleeping Sickness” (Bezsenność). Oryginalnie zrealizowany fim opowiada o lekarzu kameruńskiego szpitala, który rozstaje się z żoną wracającą do Niemiec. Wyróżniony został także inny Niemiec, Andreas Veiel, reżyser dramatu o głównych postaciach RAF w latach 70-tych. Jego debiutancki film fabularny pt. "Kto jak nie my" otrzymał nagrodę Alfreda Bauera.
Tegoroczne Berlinale nie przejdzie jednak chyba do historii jako wyjątkowe wydanie festiwalu. Tym razem słychać było wiele głosów krytycznych odnośnie doboru filmów i poziomu niektórych produkcji. Łącznie pokazano blisko 400 filmów. Na tegoroczne Berlinale przyjechało też zdecydowanie mniej międzynarodowych gwiazd filmowych, niż w latach poprzednich.
Pozostał natomiast polityczny profil festiwalu - tak bardzo typowy dla Berlinale. Na tej imprezie z reguły brak jest wielkiego patosu i widowiska, obecne są natomiast nowoczesność, życie codzienne i kameralny charakter produkcji. Berlin jakby coraz bardziej stawiał na eksperymenty sztuki filmowej, a coraz mniej na gwiazdy i popularne kino.
Róża Romaniec, Berlin
Red. odp.: Andrzej Pawlak