Kontrole na granicy polsko-niemieckiej. Jedziemy z patrolem
5 grudnia 2024Komisarz Sophia Nagler melduje przez krótkofalówkę rozpoczęcie patrolu. Sierżant Tom Knie dodaje gazu i rusza policyjnym transporterem w kierunku autostrady. Codzienny patrol graniczny Bundespolizei, któremu tym razem możemy towarzyszyć.
Jest krótko po siódmej rano, o tej porze roku jeszcze szarówka. Wieje i mży. W przygranicznym Frankfurcie nad Odrą ulice już są pełne samochodów. Mieszkańcy miasta i sąsiednich, polskich Słubic jadą do pracy. Na moście między oboma miastami jest przejście graniczne dla pieszych i samochodów osobowych. Drugie leży kilka kilometrów na południe, na Autostradzie Wolności. To jeden z głównych szlaków transportowych między Europą Wschodnią i Zachodnią. Codziennie przejeżdza tędy ponad 60 tysięcy samochodów osobowych, ciężarówek i autobusów.
Od kiedy w grudniu 2007 roku Polska przystąpiła do obszaru Schengen, granica stała się prawie niewidzialna. Zlikwidowano dawne punkty graniczne, budki i szlabany; samochody przejeżdzały szybko, podróżujący nie zauważali nawet, że są już na terytorium drugiego państwa. A potem przyszedł rok 2021.
Ryzyko przy każdej kontroli
– Przez nasz teren przebiega tak zwany szlak białoruski – wyjaśnia André Behlendorf z Policji Federalnej we Frankfurcie nad Odrą. To trasa, którą cudzoziemcy z Bliskiego Wschodu czy Afganistanu starają się dostać do Unii Europejskiej. Od kiedy Aleksander Łukaszenka ułatwił wjazd cudzoziemcom do Białorusi, droga ta stała się alternatywą dla niebezpiecznego szlaku śródziemnomorskiego.
Od 2021 corocznie przez Polskę do Niemiec docierało kilkanaście tysięcy osób. Choć europejskie prawo zakłada, że cudzoziemiec musi złożyć wniosek azylowy w pierwszym kraju, przez który wjechał do Unii, Niemcy z reguły nie odsyłali migrantów do Polski, uznając, że władze polskie łamią Konwencje Genewską. W końcu jednak Berlin postanowił ograniczyć niekontrolowaną migrację. Po prawie 16 latach od wejścia Polski do Schengen, w październiku ubiegłego roku na mostach we Frankfurcie nad Odrą, Schwebus albo Kuestrin znowu pojawiła się Bundespolizei.
Bundespolizei, czyli policja federalna, w Niemczech na granicach pełni funkcje polskiej Straży Granicznej. Ochrania granice, zwalcza przestępczość transgraniczną, pilnuje bezpieczeństwa na autostradach czy lotniskach. Policja federalna we Frankfurcie nad Odrą, w której służą Sophia Nagler i Tom Knie, jest odpowiedzialna za 80-kilometrowy odcinek granicy polsko-niemieckiej, mniej więcej od miejscowości Lebus, po Ratzlow. W ciągu ośmiu godzin policyjny transporter przejeżdża jakieś 150, 200 kilometrów po autostradzie i drogach lokalnych. Niby niedużo, ale to jazda od kontroli do kontroli. W ciągłym napięciu.
– Kontrola samochodu, tak jak mieszkania, to najbardziej nieprzewidywalna sytuacja w naszej pracy – tłumaczy Tom Knie podczas obserwacji na pasie awaryjnym autostrady. – Kierowca jest na „swoim” terenie, może się przygotować, my – nie. Może to być kontrola, gdy nic nieprzyjemnego się nie zdarzy. Może dojść do słownej utarczki z kimś, kto się spieszy. Ale kierowca może też wyciągnąć nóż. Ze wszystkim trzeba się liczyć.
Dlatego na prawie każdą sytuację przewidziano obowiązkowe wyposażenie. Kamizelka kuloodporna, broń, zapas 50 sztuk amunicji, pałka teleskopowa, kajdanki, krótkofalówka, ale i specjalistyczna apteczka, z wyposażeniem umożliwiającym zamknięcie rany w płucach czy podwiązanie tętnicy. Dodatkowe 8 kilogramów, które każdy policjant ma na sobie bez przerwy. W bagażniku leżą ciężkie kamizelki kulodporne, do szybkiego zarzucenia na wierzch, gdyby się okazało, że przestępca ma nie tylko pistolet, ale i kałasznikowa. I oczywiście rozwijana kolczatka do zatrzymania samochodu, którego kierowca dobrowolnie zatrzymać się nie chce.
W roli głównej: intuicja
Podczas rozmowy, Tom Knie nie przestaje pracować ani na moment. Jego oczy podążają za każdym samochodem, który przejeżdża autostradą. Ułamki sekund, więcej czasu na myślenie nie ma. Z czasem wyrabia się intuicja, jak mówi Tom.
– Rejestracja z kraju pozaunijnego, przyciemniane szyby, sporo miejsca, w którym można ukryć więcej ludzi – wymienia, na co od razu zwracają uwagę. – Łączymy te informacje, z uwzględnieniem aktualnej sytuacji.
Policjanci znają na pamięć numery rejestracyjne ze wschodnich województw Polski. Oczywiście, zaznacza Tom Knie, to może nic nie znaczyć, a z drugiej strony są inne cechy, które zwracają uwagę. Wszystkich zdradzać nie chce. – Ale i tak zawsze zdarza się coś po raz pierwszy. Kiedyś zatrzymaliśmy samochód, w którego bagażniku stłoczonych było parę osób, a nam nie wpadłoby do głowy, że może się tam zmieścić jedna.
Nagle ruszamy. Uwagę Toma Knie zwrócił ukraiński bus z przyciemnianymi szybami. Policjanci go wyprzedzają, włączają napis „Follow me” (Jedź za mną – red.) i kierują się na najbliższy parking. Tym razem to spokojna kontrola. Kierowca współpracuje, odpowiada mieszanką angielsko-niemiecką, pokazuje papiery, zachowuje spokój. Z tyłu pasażerowie, w większości kobiety, z ukraińskimi paszportami. Wszyscy jadą do Holandii, do pracy albo w odwiedziny do krewnych. Parę minut i bus rusza dalej.
Busy czy cieżarówki ze stłoczonymi w środku nielegalnymi imigrantami to obecnie – wbrew wyobrażeniom – rzadki widok. Od wprowadzenia kontroli przemytnicy zmodyfikowali sposób działania. Najczęściej dowożą cudzoziemców tylko do samej granicy i tam ich zostawiają. Mówiąc tylko, w którym kierunku ci mają dalej się kierować, albo kupują im bilet na pociąg. Tym samym sami unikają wpadki podczas kontroli po niemieckiej stronie.
Sophia najlepiej pamięta sprawę sprzed roku, krótko po tym, jak trafiła do jednostki we Frankfurcie. Dostali zawiadomienia od mieszkańców o dużych grupach cudzoziemców, w sumie może nawet ponad 200 osób. Kilka patroli, w tym ten Sophie, pojechało na miejsce. Cudzoziemcy przed policją się nie chowali, wydawało się wręcz, że im ulżyło. Okazało się, że było ich jakieś 60 osób. Przemieszczali się, więc różni ludzie z różnych wsi zgłaszali tę samą grupę. Mężczyźni, kobiety, dzieci, większość z północnej Afryki. Próbowali coś powiedzieć: w swoich językach, gestami, mimiką.
– W takiej sytuacji człowiek musi umieć oddzielić siebie, jako człowieka, od funkcjonariusza państwowego – mówi 30-letnia policjantka. – To coś, do czego potrzeba czasu, rutyny. To nie jest tak, że nie współczuje, alo współczuje tylko dzieciom. Czterdziestolatkowi współczucie już się nie należy? Gdy widzę ludzi, którzy w cienkim ubraniu, wycieńczeni spędzili 3 dni w warunkach, w których nie chciałabym być parę godzin, lub gdy słyszę, przed czym uciekli, współczuję. W ciągu roku pracy na granicy doceniłam to, co mam i jak dobre mam życie.
Na szczęście, mówią Sophia i Tom, nie muszą sami decydować, co robić z cudzoziemcami w takiej sytuacji. – Mamy przepisy, które regulują, co należy zrobić.
Musimy zidentyfikować każdego
– Nie możemy zawrócic kogoś, o kim nie wiemy, kim jest – tłumaczy André Behlendorf. Bo przecież to może być przestępca albo terrorysta. Zwykłe zawrócenie go do Polski nie eliminuje zagrożenia, a tylko je przenosi. Zresztą, ludzie zawróceni regularnie próbują wjechać ponownie. Za drugim razem może się udać. Dlatego każda osoba, której nie można zidentyfikować, jest zabierana do centrali. Tam sprawdza się ją dalej. – Sprowadzamy na przykład tłumacza, który ma stwierdzić, czy dana osoba przedstawiająca się jako Syryjczyk, faktycznie mówi syryjskim dialektem arabskiego.
Dopóki tożsamość nie zostanie potwierdzona, cudzoziemiec jest pod kontrolą policji. A potem, jeżeli pojawią się podejrzenia, że może stanowić zagrożenie, jest kierowany do aresztu, a jego sprawa zajmują się służby i sąd. Jeżeli ma czystą kartotekę i chce ubiegać się o azyl, trafia do ośrodka recepcyjnego. Jeżeli nie chce azylu, albo zarejestrowany był w Polsce, czy innym kraju unijnym, albo pochodzi z bezpiecznego kraju, jest przewożony z powrotem na przejście.
Przez pierwsze 9 miesięcy tego roku policja federalna z Frankfurtu nad Odrą zatrzymała na granicy ponad 5,5 tysiąca cudzoziemców. Zawróconych zostało 4,5 tysiąca. Żadna osoba nie została cofnięta w lesie, bez formalnej procedury. W skali całego kraju na granicy cofnięto prawie co drugą osobę; to i tak dużo więcej niż przed wprowadzeniem kontroli.
Największą grupą zatrzymanych cudzoziemców są... obywatele Ukrainy. Tylko od początku tego roku do końca września na całej granicy zatrzymano ich prawie 6 tysięcy. – To kwestia formalności – tłumaczy sierżant Knie. Od wybuchu wojny Ukraińcy mają prawo do bezwizowego wjazdu na teren Unii. Ale obwarowane jest to dodatkowymi wymogami.
Po pierwsze, muszą mieć paszport biometryczny. Po drugie, muszą do danego kraju przyjechać bezpośrednio po ucieczce. Jeżeli przebywali już dłużej w innym, na przykład w Polsce, prawa takiego nie mają. Mogą nadal przyjechać w odwiedziny do krewnych w Niemczech, ale wcześniej muszą ściągnąć specjalną aplikację, o czym – mówi Tom Knie – najwyraźniej często nie wiedzą. A wtedy ich próba wjazdu traktowana jest jak nielegalne przekroczenie granicy.
Jedziemy za następnym samochodem. SUV z rumuńską rejestracją. Na parkingu okazuje się, że inny patrol zainteresował się ciężarówką z ormiańską rejestracją, raczej rzadką w tym regionie. Dwie kontrole przebiegają równolegle. Rumuński kierowca pokazuje dokumenty: prowadzi przedstawicielstwo rumuńskiej firmy w Niemczech. Właśnie do niej jedzie. Wszystko się zgadza. Ormiański kierowca otwiera naczepę. Jest całkowicie pusta, dopiero jedzie po towar. Policjanci oświetlają stojaki na palety pod podwoziem. Spokojnie mogą się tam ukryć 3 drobne osoby. Tym razem – pusto. Oba samochody zjeżdżają na autostradę. My jedziemy jeszcze nad Odrę.
Wcześniej przez zieloną – a raczej niebieską – granicę przemycano papierosy, na specjalnych tratwach. Cudzoziemcy rzadko z tej drogi korzystają. – Prąd jest silny, czasami ciało osoby, która utonęła, znajdowano dopiero w Zatoce Szczecińskiej – opowiada André Behlendorf, który pamięta granicę sprzed wejścia Polski do Unii. W odróżnieniu od granicy polsko-białoruskiej, tu przejścia graniczne są otwarte, ludzie wolą przechodzić lądem, bez ryzykowania życia. Sophia Nagler przez rok służby nie zetknęła sie z przypadkiem przekroczenia Odry. Ale – jak dodaje Tom Knie – na granicy zawsze wszystko może się zdarzyć po raz pierwszy. Niczego nie można wykluczyć, to byłby błąd.
Nie tylko uchodźcy, ale i przestępcy
Skutek uboczny kontroli: przez pierwsze 9 miesięcy tego roku na wszystkich granicach Niemiec zatrzymanych zostało prawie osiem tysięcy przestępców, wobec których wydany był nakaz aresztowania lub międzynarodowy list gończy. – Mówimy tu zarówno o drobnych złodziejaszkach, jak i o mordercach czy gwałcicielach – podkreśla André Behlendorf.
Przy okazji ograniczony został przemyt; i to nie tylko papierosów, ale i ludzi. Jeszcze niedawno krajowa droga przy granicy była znanym centrum prostytucji. Policjantom federalnym udawało się tam znaleźć kobiety, które zostały przez przestępców oszukane i wykorzystywane wbrew ich woli. Dziś sutenerzy też nie chcą ryzykować wzmożonej kontroli.
Na dziś już koniec patrolu. Sophia i Tom wracają do Frankfurtu, prosto na szkolenie dotyczące bezpieczeństwa. Tym razem chodzi omateriały pirotechniczne. W końcu niedługo święta i Sylwester. I to będzie w najbliższych tygodniach główny towar przemycany z Polski.
W środę (04.12.2024) minister spraw wewnętrznych, Michael Stuebgen, opowiedział się za utrzymaniem i wzmocnieniem kontroli na wschodniej granicy, kosztem pozostałych granic Niemiec.