Kto za, kto przeciw?
27 kwietnia 2011Celem każdego referendum jest uzyskanie odpowiedzi "Tak" lub "Nie" na pytanie będące jego przedmiotem. Ustawa Zasadnicza dopuszcza przeprowadzenie referendum na szczeblu federalnym tylko w przypadku nowego podziału Niemiec na kraje związkowe. Tak było w roku 1996, gdy w Berlinie i Brandenburgii zorganizowano plebiscyt w sprawie połączenia obu landów w nowy kraj związkowy. Nieznaczna większość berlińczyków głosowała wtedy na "Tak"; ale zdecydowana większość wyborców z Brandenburgii opowiedziała się przeciwko takiemu rozwiązaniu i projekt upadł.
Referendum po niemiecku
W Republice Federalnej Niemiec obowiązuje system demokracji przedstawicielskiej, co różni ją na przykład od Szwajcarii, której system polityczny, oparty na referendach i inicjatywach, jest najbardziej zbliżony do pełnej demokracji bezpośredniej. W Niemczech elementy takiego modelu demokracji utrzymano tylko na szczeblu lokalnym, obwarowując je wymaganiami, które sprawiają, że ta forma podejmowania decyzji stanowi raczej wyjątek, niż regułę.
Aby wynik referendum stał się obowiązującym prawem, zgodnie z Ustawą Zasadniczą musi w nim wziąć udział przynajmniej 25 procent osób uprawnionych do głosowania, przy czym przynajmniej 25 procent z nich powinno głosować na "Tak". W rezultacie bardzo rzadko wynik referendum przesądza o przyjęciu rozwiązania będącego jego przedmiotem.
Dowodem na to są liczne przykłady plebiscytów, które przyciągnęły większą uwagę niemieckiej opinii publicznej. Tak było w kwietniu 2008 roku, w którym mieszkańcy Berlina mieli się wypowiedzieć na temat planowanego zamknięcia historycznego lotniska Tempelhof w centrum miasta. Zwolennicy zachowania lotniska nie zdołali zmobilizować wystarczającej liczby uczestników plebiscytu i ponieśli porażkę.
W kwietniu następnego roku, także w Berlinie, zorganizowano referendum poświęcone wprowadzeniu do szkół obowiązkowego nauczania religii. Przeciwko nauce religii opowiedziało się ponad 50 procent uczestników referendum. Niecała połowa była "Za". Ponieważ stanowili tylko 16 procent uprawnionych do głosowania, a więc mniej niż obowiązujące 25 procent, referendum niczego nie zmieniło.
Inaczej było w Bawarii w roku 2010, kiedy uczestnicy referendum zgodzili się na wprowadzenie zakazu palenia papierosów we wszystkich lokalach gastronomicznych oraz w tym samym roku w Hamburgu, gdzie wskutek ważnego referendum władze wycofały się z projektu wprowadzenia sześcioletniej szkoły podstawowej.
Jak to będzie po Stuttgarcie?
Referendum w sprawie budowy nowego dworca centralnego w Stuttgarcie zasługuje na szczególną uwagę nie tylko dlatego, że ma zadecydować o przyszłości największego projektu infrastrukturalnego w całej Europie, ale także - a może przede wszystkim - dlatego, część niemieckich polityków widzi w nim zapowiedź zmian w obecnym modelu demokracji przedstawicielskiej.
Ta wyjątkowo droga inwestycja wzbudziła taką falę protestów, nasiloną dodatkową brutalną akcją policji wobec przeciwników nowego dworca, że mimo późniejszej akcji mediacyjnej, której formalnie nic nie można było zarzucić, zaważyła na wynikach wyborów do Landtagu Badenii-Wirtembergii.
Jeżeli planowane referendum zgromadzi wymaganą liczbę uczestników i doprowadzi do wycofania się przez władze landowe z budowy podziemnej stacji kolejowej, można mniemać, że podobny los mógłby spotkać inne, nielubiane w społeczeństwie, inwestycje, takie jak nowe autostrady, lotniska czy linie energetyczne. Niewykluczone jednak, że są to obawy na wyrost.
Arne Lichtennberg / Andrzej Pawlak
Red. odp.: Iwona D. Metzner