Kulturalna polska jesień w Berlinie
17 października 2012Berlin-Mitte. Centrum turystycznego i kreatywnego Berlina pełne ekskluzywnych i odlotowych knajpek, butików i przede wszystkim renomowanych galerii. Przy Tucholskistrasse, między kultowymi Torstrasse i Oranienstrasse galeria Aando Fine Art, stosunkowo młoda, bo rezydująca w tym miejscu od 2009 r., od początku na bardzo wysokim poziomie. Zaraz przy wejściu instalacja, oryginalne połączenie malarstwa i wideo. Przyciąga uwagę. I ludzie wchodzą. Jedni tylko popatrzą i wyjdą. Inni sięgają po ulotkę informacyjną. Autorką prac jest Adriane Wachholz, artystka urodzona w Opolu, żyjąca w Dortmundzie. Jej projekt „Every context has its frame” powstał dla Kunsthalle Bielefeld, w i dla przestrzeni tamtego miejsca. W Berlinie prace sprawdzają się w nowym otoczeniu. Udany eksperyment, właściwie wbrew idei tego projektu, tzw. sztuki miejsca, związanej z tylko jedną przestrzenią.
Ważny jest artysta
Dla odwiedzającej galerię, z reguły międzynarodowej publiczności, narodowość czy pochodzenie artysty są drugorzędne. Nabierają znaczenia dopiero, kiedy zwiedzający chcą się o nim czegoś więcej dowiedzieć. Ważna jest twórczość, albo jest dobra, coś sobą reprezentuje, albo nie. Taki jest też profil galerii skupiającej artystów z Korei, Izraela, Skandynawii i z Polski, bo polskie korzenie ma Adriane Wachholz. W Polsce żyje i mieszka także na stałe związana z galerią Agata Bogacka, absolwentka warszawskiej ASP, przez krytyków nazywana „jedną z najbardziej błyskotliwych nowych postaci na scenie młodej sztuki w Polsce”.
– Nie wybieramy artystów na podstawie ich kraju pochodzenia. Kryterium jest jakość ich pracy i właściwie jest przypadkiem, że akurat Agata i Adriane są z Polski, chociaż u obydwu jest ta nieuchwytna, poetycka nuta, charakterystyczna dla polskich artystów – mówi Veit Rieber, historyk sztuki, menadżer galerii Aando Fine Art.
Międzynarodowość galerii jest też ważna dla jej egzystencji, zwłaszcza w tak globalnym tyglu, jakim jest Berlin. Także galerzyści, marszandzi, mimo niewątpliwie ciężkich czasów dla sztuki, przyjeżdżają do Berlina właśnie po to, by znaleźć ciekawych, znanych czy nowych na rynku artystów. Obecność w tym konglomeracie polskich artystów świadczy tylko o ich wysokim poziomie, dodaje Veit Rieber: „Nieprzypadkowo wielu polskich artystów jest chętnie zapraszanych przez renomowane galerie, są chętnie widziani na wystawach, wielu na stałe współpracuje z galeriami w Berlinie. To wszystko wybitni twórcy, by wymienić tylko Zbigniewa Rogalskiego, czy Sławomira Elsnera. Polska wydaje rzeczywiście sztukę na najwyższym poziomie.”
Wybór jest duży
We wrześniu w ramach CTM Festival berlińska publiczność usłyszała krakowską Sinfoniettę i „Music for Solaris”. Polscy autorzy, m.in. Gabriela Cichowska, Iwona Chmielewska, Adam Jaromir, Jeż Jerzy byli gośćmi berlińskiego międzynarodowego festiwalu literatury. W październiku w Akademii Sztuki na Placu Paryskim publiczność usłyszy fragmenty książki Joanny Olczak-Ronikier „Korczak. Próba biografii”, tłumaczonej właśnie na język niemiecki. Gościem „księgarni kryminalnej Miss Marple” była Izabela Szolc i jej „Cichy zabójca”. Polska jest w centrum zainteresowania tegorocznego wydania festiwalu filmu poetyckiego Zebra.
Polscy muzycy zadomowili się już wręcz w klubie jazzowym b-flat i w browarze kulturalnym (Kulturbrauerei).
W październiku berlińska publiczność po raz pierwszy usłyszy World Orchestrę Grzecha Piotrowskiego, w berlińskim Freies Museum prezentowane jest „6 metrów przed Paryżem” Eustachego Kossakowskiego. To samo muzeum we współpracy z warszawską Fundacją Arton zaprosiło w ramach Festiwalu Światła Krzysztofa Keda Olszewskiego. Wybór kultury z polskim akcentem jest ogromny. Nie znaczy to, że prezentacja polskiej kultury w Berlinie nabrała własnej energii. Niezmiennie potrzebuje wsparcia, równie niezmiennie wytrwale propaguje ją „z urzędu” Instytut Polski. Po latach szukania klucza, by polska kultura i sztuka rzeczywiście docierała do docelowej grupy – niemieckiej publiczności, Instytut klucz ten, jak się wydaje, znalazł.
Dzieciaki-Polaki
Wielu polskich artystów obecnych w berlińskim krajobrazie kulturalnym, to żyjący w Niemczech emigranci, choćby Adriane Wachholz, Adam Jaromir, Sławomir Elsner, czy prezentowana też w październiku w Instytucie Polskim Anna Kott. Emigrantami jest także wielu odbiorców sztuki. I tu, mimo wydawałoby się tak bogatej oferty polskiej sztuki, zwłaszcza młode pokolenie czuje niedosyt.
- Wielu emigrantów, to osoby związane ze sztuką i w pewnym momencie zaczęło nam brakować kontaktu z żywą polską kulturą - mówi Magdalena Ziomek-Frąckowiak, od 2000 roku w Niemczech, historyk sztuki i przewodnicząca Polsko-Niemieckiej Inicjatywy Kooperacji Kulturalnych agitPolska. Inicjatywa założona sześć lat temu w Bremie postanowiła połączyć znajomość obydwu krajów i propagować polską kulturę w Niemczech i niemiecką w Polsce. Z powodzeniem. Dziś agitPolska, aktywny już głównie w Berlinie, zaprosił też tej jesieni do stolicy Niemiec Annę Novą, wokalistkę polsko-niemiecką i Czesława Mozila, reemigranta polsko-duńskiego.
- Oboje artyści dzielą los „dzieciaka Polaka”, który kiedyś, gdzieś został wywieziony przez rodziców i mieszkając w Niemczech jak Ania, czy tak jak Czesiu w Danii, cały czas zastanawiali się nad powrotem - tłumaczy Magdalena Ziomek-Frąckowiak. Założyciele agituPolska, między 30-ką i 40-ką powoli czują się już „podstarzali”, bo do ich pracy przyłącza się dzisiaj kolejne pokolenie polskich emigrantów, jak mówi Magdalena Ziomek-Frąckowiak: "nie znających już granicy między Polską i Niemcami, wolni od traumy emigranta żyjącego w poczuciu bycia obywatelem drugiej kategorii, wolni od konfliktów politycznych".
Żyjący w Berlinie artyści i odbiorcy sztuki, zwłaszcza ta młoda i najmłodsza emigracja infekuje z kolei Polską zaprzyjaźnionych Berlińczyków, którzy w ten sposób zaczęli cenić i przede wszystkim dostrzegać polską kulturę i sztukę.
Elżbieta Stasik, Berlin
red.odp.: Małgorzata Matzke
red. odp.: