1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Kunduz: jak było naprawdę?

11 grudnia 2009

Spraw nalotu w pobliżu Kunduzu nie schodzi z łamów gazet. Tabloid "Bild" twierdzi, że dużą rolę w tej akcji odegrali żołnierze specjalnej jednostki operacyjnej KSK.

Żołnierze specjalnej jednostki operacyjnej KSK
Żołnierze specjalnej jednostki operacyjnej KSKZdjęcie: AP

KSK to specjalna jednostka operacyjna Bundeswehry, stworzona w 1994 roku na wzór elitarnych oddziałów komandosów SAS w armii brytyjskiej, czy Delta Force w USA. W dwa lata później uzyskała pierwszy kształt organizacyjny i została zakwaterowana w koszarach w Calw w Badenii-Wirtembergii.

Liczy 1100 żołnierzy - głównie zawodowych i kontraktowych, podoficerów i oficerów. Składa się z dowództwa, sztabu, czterech kompanii komandosów, kompanii głębokiego zwiadu i kompanii wsparcia. Do akcji weszła po raz pierwszy w 1998 roku. Od 2002 r. działa również w Afganistanie, w ścisłej współpracy z jednostkami specjalnymi armii amerykańskiej, polującymi na Bin Ladena i przywódców talibów.

Co wie Bild, a co minister zu Guttenberg?

Po ataku na cysterny w KunduzZdjęcie: AP

W dzisiejszym (10.12.09) wydaniu "Bild" twierdzi, że w ataku lotniczym z 4. września w odległości ok. 7 km od Kunduzu na dwie, uprowadzone 3. września wieczorem przez talibów cysterny z paliwem, który kosztował życie 142 osób, w tym wielu cywilów i dzieci, istotną rolę odegrało przynajmniej pięciu oficerów i podoficerów ze specjalnej jednostki operacyjnej KSK. Służyli oni radą komendantowi bazy polowej Bundeswehry w rejonie Kunduzu, pułkownikowi Georgowi Kleinowi, który wezwał na pomoc lotnictwo. Amerykański bombowiec typu B1 ze specjalnym wyposażeniem fotograficznym miał rozpoznać sytuację wokół uprowadzonych cystern.

Po 90. minutach pilot bombowca odnalazł obie cysterny i zameldował, że zebrał się wokół nich tłum ludzi. Przesłane przez niego zdjęcia dawały nieostry i niewyraźny obraz. Pewne jednak było, że cysterny utknęły w odległości 6. kilometrów od niemieckiego obozu w Kunduzie. Czy mogły posłużyć talibom do ataku na obóz?

Task Force 47

Wspomniana przez "Bild" piątka oficerów i podoficerów z KSK należała do grupy uderzeniowej "TF 47". W skład jej dowództwa wchodził również pułkownik Klein. Task Force 47 składa się ze zwiadowców Bundeswehry i komandosów z KSK. Ich zadaniem jest, między innymi, zapobieganie we wszelki możliwy sposób atakom talibów na żołnierzy niemieckich w Afganistanie i ich bazy. Z tego powodu jednostka Task Force 47 miała w obozie w Kunduzie własne stanowisko dowodzenia, wyposażone w najnowocześniejszy sprzęt łączności i pozostawała w stałym kontakcie z dowództwem sił ISAF w Afganistanie.


KSK jako zwiad do specjalnych poruczeń

Razem z oficerem dowodzącym operacjami lotniczymi z ramienia Task Force 47, pułkownik Klein obserwował zdjęcia nadawane 4. września w czasie rzeczywistym z pokładu dwóch amerykańskich myśliwców typu F-15E, które miały dokonać przelotu na niskim pułapie nad uprowadzonymi cysternami. Za pośrednictwem tego oficera pułkownik Klein wydał pilotom myśliwców rozkaz zrzucenia dwóch bomb o wagomiarze 227 kilogramów. Ze znanym dziś wszystkim dobrze, tragicznym skutkiem.

Jednostka KSK jest tajna, więc się jej nie wymienia


Potknął się na aferze swojego resortu - były minister obrony Franz Josef JungZdjęcie: AP

Zarówno w NATO-wskich jak i niemieckich dokumentach o nalocie w pobliżu Kunduzu, wspomina się wielokrotnie o roli, jaką odegrała w nim jednostka Task Force 47. Ministerstwu obrony wiadomo również doskonale, że w obozie w Kunduzie stacjonowali zwiadowcy Bundeswehry i komandosi z KSK. Nie było również żadną tajemnicą specjalne stanowisko dowodzenia grupy TF 47 na terenie obozu.

"Bild" twierdzi, że były minister obrony Franz Josef Jung był o tym wszystkim poinformowany, ale nie podzielił się swą wiedzą wtedy, kiedy zabierał głos publicznie na temat nalotu. Rzecznik prasowy nowego ministra obrony oznajmił dziennikarzowi tabloidu "Bild", że o roli Task Force 47 mówiono na posiedzeniu komisji obrony 6. września. Podczas tego posiedzenia nie wspomniano jednak, że w jej skład wchodzą także komandosi z KSK.


Pytania (na razie) bez odpowiedzi

Coraz nowe informacje ujawniane przez "Bild" skłaniają do pytań, czy to już rzeczywiście wszystko? Czy były minister obrony i jego następca informują parlament i opinię publiczną o tym, o czym mają prawo i obowiązek informować, czy też nie znają, bądź zachowują do swej wyłącznej wiadomości inne szczegóły tej akcji, do których krok po kroku udaje się dotrzeć dziennikarzom "Bild-Zeitung"?

dpa, rtr, afp Susanne Eickenfonder / Andrzej Pawlak

red. odp. Elżbieta Stasik

Pomiń następną sekcję Dowiedz się więcej