1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Lata 2000-2015. „Sojusznicy z problemami” . PODCAST

Wojciech Szymański | Jacek Stawiski | Bartosz Paturej
17 lutego 2024

Wojna w Iraku, konstytucja UE, Erika Steinbach. To tematy, które na początku 21. Wieku podzieliły Polskę i Niemcy.

Kanclerz Gerhard Schroeder i premier Leszek Miller w listopadzie 2002 roku
Kanclerz Gerhard Schroeder i premier Leszek Miller w listopadzie 2002 roku Zdjęcie: picture-alliance/dpa

Razem w Europie. Sojusznicy z problemami (2000-2015) PODCAST

01:05:20

This browser does not support the video element.

W XXI wiek Polska wchodzi już jako członek NATO, ale jeszcze nie Unii Europejskiej. Gdy w 2003 roku Warszawa staje murem za USA, które atakuje Irak, wywołuje to niezadowolenie w Berlinie. Nie brakuje też innych sporów – o konstytucję UE, czy o powojenne wypędzenia Niemców. W 2004 roku Polska wchodzi do UE. Oba państwa korzystają na nowej sytuacji. Cieniem na relacjach kładzie się jednak – i to na długie lata – projekt gazociągu Nord Stream - rosyjsko-niemieckiego projektu ponad głowami Polaków, Bałtów i Ukraińców. O tym wszystkim Wojciech Szymański i Jacek Stawiski rozmawiają w kolejnym odcinku podcastu Deutsche Welle "Wrogowie, Sąsiedzi, Sojusznicy". Tym razem naszymi gośćmi są: dr Anna Kwiatkowska z Ośrodka Studiów Wschodnich oraz prof. Felix Ackermann z z Uniwersytetu w Hagen.

W nowe tysiąclecie – w XXI. wiek – Niemcy wprowadza nieznana wcześniej w tym kraju koalicja rządowa, złożona z socjaldemokratycznej SPD i – tu nowość – Zielonych. Na czele rządu, powołanego w 1998 r., stoi Gerhard Schroeder. Jego kanclerstwo przypada na niełatwe czasy. Niemiecka gospodarka jest w głębokim kryzysie, mówi się, że Niemcy to „chory człowiek Europy”. 

W tym czasie w Polsce kończą się rządy Jerzego Buzka – pierwszego premiera w III RP, któremu udało się przetrwać na stanowisku całą kadencję. Po wyborach jesienią 2001 r. władzę przejmuje koalicja SLD-UP-PSL z Leszkiem Millerem jako szefem rządu. Prezydentem jest zaś Aleksander Kwaśniewski, którego w 2000 r. Polacy wybrali na drugą kadencję.

Polska jest już wtedy w NATO, ale jeszcze nie w Unii Europejskiej. To stanie się dopiero w 2004 r. Jest to oczywiście temat wypełniający także stosunki polsko-niemieckie, w których nie brakuje sporów o udział w wojnie w Iraku czy politykę historyczną. Wystarczy wspomnieć Erikę Steinbach i Centrum przeciwko Wypędzeniom, które napsuło sporo krwi w relacjach polsko-niemieckich.

W poprzednim słuchowisku przyglądaliśmy się latom 90., w których zajmowano się sprawami fundamentalnymi, gdy kładziono podwaliny dla nowych relacji polsko-niemieckich. Chodziło o tak podstawowe sprawy jak uznanie granicy, zbudowanie normalnych, dobrosąsiedzkich stosunków, w końcu o wprowadzenie Polski do zachodniej struktury bezpieczeństwa, czyli do Sojuszu Północnoatlantyckiego. I wygląda na to, że na początku lat dwutysięcznych nastał moment, kiedy można się było w końcu pokłócić i poobrażać. Nie brakuje bowiem opinii, że około 2003 r., stosunki polsko-niemieckie były tak złe, jak jeszcze nigdy po 1989 r. Chodziło przede wszystkim o trzy sprawy – projekt konstytucji UE, wojnę w Iraku i działalność Związku Wypędzonych.

Gerhard Schroeder i Joschka FischerZdjęcie: picture-alliance/Ulrich Baumgarten

Dziś te spory nieco wyblakły, ale też i wcześniej musiały ustąpić miejsca najważniejszemu procesowi politycznemu, czyli akcesji Polski do Unii Europejskiej, za którą Niemcy bardzo mocno optowały, chociaż cieniem kładły się na dobrych intencjach RFN m.in. okresy przejściowe, które zostały wprowadzane dla poszczególnych branż polskiej gospodarki i polskich pracowników, którzy chcieli pracować w Niemczech.

Prof. Felix Ackermann z Uniwersytetu w Hagen w rozmowie z Wojciechem Szymańskim przypomina z kolei, jaki był odbiór pracowników z nowych krajów UE, którzy zjawią się w Niemczech po otwarciu rynku pracy. – W Niemczech obawiano się napływu pracowników z krajów takich jak Polska. Było to rozgrywane przez skrajną prawicę w bardzo podobny sposób, jak Prawo i Sprawiedliwość przedstawiało problem imigrantów na wschodzie Polski. Wytwarzano atmosferę zagrożenia stabilności narodu. Moim zdaniem było to efektem długiego trwania rasizmu niemieckiego w stosunku do Słowian i Polski – ocenia naukowiec. Według niego, był to duży błąd, który odbija się negatywnie do dzisiaj na niemieckiej gospodarce, ale też na stosunkach sąsiedzkich.

Po wstąpieniu do UE rozpoczyna się okres zwiększania współpracy Polski i Niemiec. Nasz kraj i cały region stają się dla Berlina kolosalnie istotnym obszarem gospodarczym. W polityce idzie trochę gorzej, czego sztandarowym przykładem jest budowa przez Niemcy i Rosję gazociągu Nord Stream. Ilustracją tego, jak źle ta inicjatywa została przyjęta w Polsce może być wypowiedź ministra obrony narodowej w rządzie Prawa i Sprawiedliwości Radosława Sikorskiego porównująca tę inicjatywę do paktu Ribbentrop-Mołotow.

Awantura o wysiedlenia

Innym tematem, który mocno ciążył w relacjach polsko-niemieckich była sprawa Związku Wypędzonych i jego energicznej szefowej Eriki Steinbach, która chciała w Berlinie zbudować Centrum przeciwko Wypędzeniom. W Polsce była osobą arcykontrowersyjną, żeby wspomnieć choćby to, że w Bundestagu głosowała przeciwko uznaniu granicy na Odrze i Nysie. Istniało też poważne ryzyko, że sprawa wypędzeń nie zostanie przedstawiona w odpowiednim kontekście, gdzie skutek zostanie przemieszany z przyczyną (wywołaniem przez Niemcy II wojny światowej).

Głośnym echem odbiła się w tamtych czasach słynna okładka tygodnika „Wprost”, na której Erika Steinbach została sportretowana w mundurze SS ujeżdżającą okrakiem kanclerza Gerharda Schroedera. Inną kontrowersyjną organizacją było Powiernictwo Pruskie, które na drodze sądowej chciało dochodzić zwrot majątków zostawionych na byłych niemieckich ziemiach.

- To, gdzie dzisiaj jest Erika Steinbach pokazuje, że zastrzeżenia polskiej strony były słuszne – mówi Ackermann, który przypomina, że kontrowersyjna polityczka w styczniu 2022 r. wstąpiła do AfD, a obecnie kieruje powiązaną z partią fundacją Desiderius Erasmus.

- Na początku lat 2000 stopień obcości obu stron był niewyobrażalnie wysoki. Byliśmy 10 lat po 1989 roku, funkcjonowały wymiany na poziomach szkół, mieliśmy kontakty rządowe, ale to były bardzo podzielone społeczeństwa, odwrócone do siebie plecami. I to miało przełożenie na kontakty państwowe – mówi prof. Felix Ackermann z Uniwersytetu w Hagen, historyk i publicysta. Według niego, nikt w Niemczech nie liczył się z tym, jaką burzę w Polsce wywołają działania Eriki Steinbach.

– Ja dobrze rozumiem, że sam fakt tego, że szefowa Związku Wypędzonych była dzieckiem żołnierza Wermachtu, który stacjonował gdzieś na południe od Gdańska i miała prawo przemawiać w imieniu niemieckich uciekinierów był skandaliczny. Niemcy, jako społeczeństwo, zachowywali się czasami przypominając wzorce niemieckiego narodowego socjalizmu, a próby odcinania się od tej tradycji były zimne i wyrachowane, nie mające na celu pojednania polsko-niemieckiego – opisuje niemiecki naukowiec.

Erika SteinbachZdjęcie: picture alliance / dpa

W latach, gdy do władzy dochodził Gerhard Schroeder (1998 r.) Niemcy były w kryzysie gospodarczym. – Próbowano wprowadzać elastyczność, ponieważ system, który działał przez kilkadziesiąt lat, a więc państwo opiekuńcze, było dość sztywne, dlatego np. rynek pracy znalazł się w kryzysie. Ale to ironia, że akurat socjaldemokraci i zieloni wprowadzili do państwa niemieckiego elementy neoliberalnego sterowania państwem – mówi prof. Felix Ackermann, z którym rozmawiał Wojciech Szymański.

– Dobrze sobie przypominam, że lata 90. były taką „doliną rozpaczy”. Społeczeństwo niemieckie nie wierzyło w swoją przyszłość. W 1997 r. większość uczniów z mojej klasy było przekonanych, że w przyszłości nie będzie mieć pracy. Trudno sobie dzisiaj wyobrazić ten poziom pesymizmu – wspomina Ackermann.

„Schroederowski kaiseryzm” i niemiecka irytacja

Stosunki polsko-niemieckie w latach 2000-2015 komentuje w podcaście Deutsche Welle dr Anna Kwiatkowska, kierowniczka Zespołu Niemiec i Europy Północnej w Ośrodku Studiów Wschodnich.

- Najważniejszymi cezurami w stosunkach polsko-niemieckich było oczywiście wejście Polski do NATO i UE – Był to sukces Polski i Niemiec, ale też kompletnie nowa sytuacja, do której oba państwa musiały się przystosować – mówi ekspertka. Niemcy przestają być tym samym krajem granicznym Wspólnoty i zyskują ogromny rynek zbytu. Sami są w trakcie zmiany postrzegania samych siebie.

Anna Kwiatkowska nazywa ten okres „schroederowskim kaiseryzmem”. Co to oznacza? – Pokazanie takiej rosnącej pewności siebie, oczekiwanie przyznania wyższego statusu polityce niemieckiej, również w sprawach międzynarodowych, chęć objęcia roli globalnego gracza, a także koniec pewnego etapu rozliczania się z historią na zasadzie „mamy swoje za uszami, ale inni też mają nie do końca czystą kartę” – ocenia. Niemcy w tym okresie chciały dystansować się od Stanów Zjednoczonych. Najważniejszym przykładem na to jest odmowa wzięcia udziału w interwencji w Iraku.

Jednak pewność siebie zyskała też Polska, która właśnie „wróciła do Zachodu”. – Stąd okres urealnienia stosunków polsko-niemieckich – mówi Kwiatkowska. - Niemcy mają podejście globalnego gracza i oczekują od Polski bycia stronnikiem i chcą widzieć Polskę lojalnie wspierającą ich politykę. Tutaj często dochodzi do różnic. Po stronie niemieckiej pojawia się irytacja, ponieważ Polska – odmiennie do RFN – traktuje USA jako najważniejszego partnera w polityce bezpieczeństwa. O ile Niemcy dopuszczają odmienne zdanie w krajach starej Europy, to polskie ostre zdanie odczytywane jest jako brak lojalności – dodaje Anna Kwiatkowska. Ekspertka OSW przypomina, że Polska była wręcz traktowana przez Niemców jako koń trojański USA w Europie.

Prof. Felix Ackermann mówił z kolei o głównej strategicznej różnicy pomiędzy Polską a Niemcami. W Polsce wszystkie liczące się siły polityczne wspierają oparcie w polityce bezpieczeństwa na Stanach Zjednoczonych. W Niemczech niemiecka lewica jest antyamerykańska, co wywołane jest czasem zimnej wojny, ale też brakiem pamięci o tym, jak skończyła się II wojna światowa i jaką rolę odegrały w niej USA.

– Inwazja w Iraku była straszną klęską i błędem. Lewica niemiecka powiedziałaby, że to nie pierwszy taki przypadek. Niemiecka lewica, szczególnie na zachodzie Niemiec, wielokrotnie również w czasie zimnej wojny opowiadała się za opcją antyamerykańską, np. podczas wojny w Wietnamie. Przegrana ZSRR w Zimnej Wojnie wcale nie oznaczało, że lewica z RFN – która mogła swobodnie kształtować swoją politykę – zmieniła zdanie. Patrząc na NRD trzeba zauważyć, że kraj nie miał takiej swobody działania jak np. PRL. Ale to, że kurs antyamerykański nie zniknął po zjednoczeniu Niemiec, jest bardzo ważne – dodaje Ackermann.

Nord Stream, czyli jak ominąć Polskę, Ukrainę i państwa bałtyckie

29 sierpnia 2006 r. rosyjski Gazprom oraz niemiecki E.ON Ruhrgas i BASF podpisały w Moskwie porozumienie dotyczące budowy gazociągu biegnącego po dnie Bałtyku, który został zbudowany, aby ominąć kraje tranzytowe takie jak Polska, Litwa, Łotwa, Białoruś czy Ukraina. Niemieccy politycy do znudzenia twierdzili, że to wyłącznie projekt biznesowy, jednak kraje takie jak Polska jednoznacznie sprzeciwiały się takim argumentom oraz samej inicjatywie Gazociągu Północnego.

– To były nasze pierwsze lata bytności w Unii Europejskiej i nie potrafiliśmy sprawnie pokazać, czym grozi ta zależność energetyczna od Rosji. Wszyscy jednak zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że jest to niebezpieczne (…) To kolejny kamyczek do ogródka kanclerza Schroedera, który w ostatnich dniach swojego urzędowania otworzył ścieżkę prawną do realizacji tego projektu. To tutaj nastąpiło zwieńczenie tej niesławnej przyjaźni Schroedera z Putinem – mówi Anna Kwiatkowska.

- Widzę to, jako wiarę w stabilizację stosunków Europy Środkowej z Rosją poprzez dostawy gazu. To działało w latach 80. np. w przemyśle chemicznym. Schroeder był architektem przeniesienia tej konstrukcji bezpieczeństwa z wieku XX do XXI – ocenia prof. Felix Ackermann.

Nord Stream 2, czyli kolejna odnoga projektu łączącego Rosję i Niemcy nowym gazociągiem, była realizowana już po rosyjskim ataku na Gruzję i Ukrainę. Budowa ruszyła w 2018 r. i do 2021. Ale gaz nigdy przez niego nie popłynął. Najpierw, ponieważ Niemcy z powodów politycznych odmówiły certyfikacji tego gazociągu, a później, już po rosyjskiej pełnoskalowej agresji na Ukrainę – ponieważ został zniszczony. Do dzisiaj ostatecznie nie wiemy, kto stoi za podwodnymi wybuchami, które unieruchomiły projekt za prawie 10 mld euro.

– Nord Stream 2 budował się już po pierwszym ataku na Ukrainę, po zajęciu Krymu, po wojnie w Donbasie. Mimo tego, Niemcy zdecydowały się na podpisać memorandum o powstaniu kolejnych dwóch odnóg gazociągu. To było dla nas zawsze niezrozumiałe i wiązało się z dużym konfliktem z Niemcami. Putin dostawał zawsze przekaz z Niemiec, że cokolwiek by nie zrobił, współpraca z nim będzie kontynuowana – podkreśla Kwiatkowska. Ekspertka zaznacza, że Niemcy próbowały w ten sposób tworzyć współzależność i niejako wiązać Rosjan biznesowo, „ale od któregoś momentu było widać, że to nie działa”.

Strefa euro w kryzysie, Polska zieloną wyspą

Pierwsza dekada XXI wieku to również kryzys gospodarczy, w którym Irlandia, Hiszpania czy Portugalia popadają w potężne kłopoty. Największą jednak jego ofiarą była Grecja, której upadek groził strefie Euro. Rola Niemiec w rozwiązywaniu tego kryzysu była niebagatelna, ale to, jak Berlin podszedł np. do ratowania Grecji było przedmiotem potężnych kontrowersji i poważnej krytyki w Europie i na świecie.

Europejski kryzys zadłużeniowy trapił Unię Europejską od 2008 r. Jego przyczyn było kilka, jak choćby załamanie na rynku kredytów hipotecznych w USA od 2007 r., ale najważniejszą przyczyną, która swoje korzenie miała na Starym Kontynencie, było nadmierne zadłużenie obu sektorów: publicznego i prywatnego. Polska na tle pogrążającej się w recesji Wspólnoty jawiła się jak zielona wyspa (to zresztą motyw wykorzystany w narracji rządu Donalda Tuska z tamtego okresu).

– Byliśmy w tej grupie państw, które chciały polityki oszczędności i miały nieustający wzrost gospodarczy. Niemcy, jako społeczeństwo, dopiero się wtedy dowiadywali, że Polska sobie tak dobrze radzi gospodarczo – przypomina Anna Kwiatkowska. Według niej, w tym czasie rosły aktywa polskie w polityce zagranicznej. Jednocześnie wzrosła też rola Niemiec, którzy dyskutowali o swojej przyszłej roli w Unii Europejskiej.

Jacek Stawiski przypomniał, że w czasie szalejącego w Europie kryzysu, dokładnie 29 listopada 2011 r., przemówienie w Berlinie wygłosił ówczesny (i obecny) minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski, który oskarżył Niemcy o bezczynność i wygłosił słowa, które były wówczas komentowane w całej Europie: „Prawdopodobnie będę pierwszym ministrem spraw zagranicznych, który tak mówi, ale to powiem: mniej się obawiam niemieckiej siły, niż zaczynam bać się niemieckiej bezczynności”. W Polsce spotkały się z jednoznaczną krytyką Prawa i Sprawiedliwości. – Myślę, że Sikorski powiedział wtedy Niemcom, że ich zaniechania (…) i powolne działanie szkodzi nie tylko państwom członkowskim, ale i całej Unii Europejskiej – komentuje Kwiatkowska.

Słuchaj i subskrybuj podcast "Wrogowie - Sąsiedzi - Sojusznicy" na Apple Podcasts, Spotify, Amazon  i Onet audio

#PolacyiNiemcy_podcastDW

#WrogowieSasiedziSojusznicy7