Lekarze bez Granic o imigrantach: UE musi zmienić politykę
Peter Hille / Agnieszka Rycicka6 sierpnia 2015
Śmierć, trauma i biurokratyczna ściana. Ekspert organizacji humanitarnej opowiada o dramacie tonących na Morzu Śródziemnym.
Reklama
DW: Na skutek wywrócenia się łodzi u wybrzeży Libii prawdopodobnie utonęły właśnie setki osób. Jednostka Lekarzy bez Granic była nieopodal. Byliście w stanie ratować rozbitków?
Florian Westphal: Jeden z naszych statków, „Dignity 1”, dotarł na miejsce katastrofy i załoga była w stanie wyciągnąć z wody kilka osób. W tej chwili nie możemy powiedzieć, ile osób zginęło. Mówi się, że na pokładzie wywróconej łodzi mogło znajdować się 700 osób. Musimy spodziewać się najgorszego.
DW: Czy możecie im udzielać pomocy na pokładzie? Czy „Dignity 1” jest wyposażona w sprzęt medyczny?
- Mamy zarówno personel, jaki i sprzęt, który umożliwia udzielenie przynajmniej pierwszej pomocy. Wielu uchodźców jest poważne odwodnionych, są bardzo spragnieni, ponieważ spędzili wiele godzin na wodzie bez dostatecznej ilości płynów. Inni mają rany, które należy opatrzyć. Uchodźcy z bardziej podstawowymi problemami medycznymi muszą, naturalnie, trafić do szpitali na lądzie, jednak dopóki to możliwe, pomagamy im na pokładzie.
Syryjska codzienność [GALERIA]
Minęły 4 lata od wybuchu wojny domowej w Syrii. Echa zamachów bombowych, tortur i porwań cywilów do dziś powodują traumę wśród mieszkańców.
Zdjęcie: Reuters/H. Khatib
Ciężka praca
Dwóch chłopców w Homs jedzie po wodę dla swoich rodzin. Muszą przewozić ją w wielkich kanistrach. Sieć wodociągowa została zniszczona. Miasto Homs jest trzecim, co do wielkości, w Syrii. Dochodzi tam do zaciętych walk między rebeliantami i siłami rządowymi. Miasto zostało poważnie zniszczone podczas walk w ostatnich latach.
Zdjęcie: Reuters
Brak wody
Bąbelki wody wydobywają się z uszkodzonych rur wodociągowych i tworzą kałuże na ulicy. Dla tych chłopców jest to tak kuszące, że piją z nich wodę. W Aleppo, w upalne dni, taki widok jest na porządku dziennym. Miejscowa ludność cierpi z powodu powszechnego niedoboru wody pitnej.
Zdjęcie: Reuters
Zasilanie awaryjne
Syryjska kobieta i jej syn starają się donieść bezpiecznie do domu kartony z żywnością. W mieście Aleppo, gdzie wciąż dochodzi do walk, brakuje prawie wszystkiego. W całym kraju ludzie cierpią z powodu powszechnego braku energii elektrycznej, dostępu do wody pitnej, żywności i leków.
Zdjęcie: picture-alliance/dpa
Tło wojny
Worki z piaskiem, mury ochronne, spalone samochody - to wynik wojny domowej w Aleppo. Syryjska armia przez miesiąc walki odzyskała dużą cześć miasta zajętą przez rebeliantów. Wcześniej teren ten był całkowicie odcięty od świata.
Zdjęcie: Reuters/Muzaffar Salman
Pole bitwy
Duma i Damaszek są jednym z najbardziej spornych obszarów w syryjskiej wojnie domowej. Od początku konfliktu, według ocen ONZ, zginęło w nich ponad 190 tysięcy osób. Blisko dziesięć milionów Syryjczyków, czyli prawie połowa ludności, uciekło z kraju.
Zdjęcie: Reuters/Mohammed Badra
Zagrożenie życia
W Syrii nikt nie może czuć się bezpiecznie. Na zdjęciu: matka z dzieckiem w Aleppo próbuje się schronić po ataku sił rządowych. W północnej części Syrii ludność cywilna może czuć się zagrożona. W każdej chwili może znaleźć się w krzyżowym ogniu walczących ze sobą stron.
Zdjęcie: KHALED KHATIB/AFP/Getty Images
Impas
Zwolennicy islamskiego Dżabhat an-Nusra protestują przeciwko reżimowi Baszara al-Assada. Jest to front obrony ludności Lewantu i paramilitarna grupa zbrojna islamistów będąca siatką Al-Ka'idy w Syrii. Wielu cywilów czuje się zagrożonych zarówno ze strony sił rządowych, jak i grup ekstremistycznych, które ciągle walczą ze sobą.
Zdjęcie: Fadi al-Halabi/AFP/Getty Images
Samoobrona
Inne zagrożenie w Syrii to ataki bojówek terrorystycznych, które śledzą i wyszukują mniejszości etniczne i religijne. Wiele z nich zaopatruje się w broń dla samoobrony. W lutym Islamscy bojownicy najechali kilka wsi w północnej Syrii i uprowadzili ponad 200 asyryjskich chrześcijan.
Zdjęcie: DW/K. Sheikho
Uchodźcy
Kurdyjscy uchodźcy z Syrii na granicy miasta Kobane szukający schronienia w Turcji. Większość z nich uciekła z terenów ogarniętych działaniami wojennymi przed ekstremistami z Państwa Islamskiego (PI) w obawie o życie.
Zdjęcie: DW/K. Sheiskho
Cierpienie
W obozach dla uchodźców na granicy syryjsko-tureckiej ludzie są narażeni na mroźną zimę. Mają nasączone wilgocią koce, materace i nieszczelne namioty. Nawet dla małych dzieci nie ma skutecznej ochrony przed zimnem. I nic nie wskazuje na to, że ich sytuacja poprawi się w najbliższej przyszłości.
Zdjęcie: Reuters/H. Khatib
10 zdjęć1 | 10
Jak duża jest flota Lekarzy bez Granic?
- Obecnie mamy dwie jednostki na Morzu Śródziemnym. Na trzecim statku pracujemy razem z "Migrant Offshore Aid Station", pozarządową organizacją z Malty.
Co już udało się Wam osiągnąć?
- Od początku maja wyciągnęliśmy z wody około 10 tys. rozbitków lub ratowaliśmy ich łodzie, aby bezpiecznie odholować je do Włoch.
I co się dzieje na miejscu? Możecie dalej zajmować się rozbitkami? Czy pieczę nad nimi przejmują włoscy urzędnicy?
- Oczywiście we Włoszech to włoscy urzędnicy przejmują odpowiedzialność za opiekę nad tymi ludźmi. Ale my również mamy tam zajęcie i dbamy o zabezpieczenie medyczne, przede wszystkim w miejscu przyjęć w miejscowości Pozzallo na Sycylii
Opiekujemy się uchodźcami, którzy na dłużej pozostają na Sycylii, oferujemy im również pomoc psychologiczną. Nie można o tym zapomnieć, ci ludzie są bardzo często straumatyzowani nie tylko sytuacją w swoim kraju, ale i strasznymi przeżyciami podczas ucieczki. I jej ostatnim, tragicznym, niebezpiecznym etapem: przeprawą przez Morze Śródziemne.
Co musiałoby się zmienić w myśleniu Europy, aby jednostka taka jak „Dignity 1” i jej podobne nie były już potrzebne na wodach Morza Śródziemnego?
- Unia Europejska i jej państwa członkowskie, między innymi Niemcy, muszą na pewno zmienić swoją politykę emigracyjną. Muszą pozwolić ludziom na legalny i bezpieczny sposób przedostawania się do Unii, aby tu mogli występować o azyl. To ukróciłoby proceder przemytniczy.
Szwecja. Nowa ojczyzna uchodźców
04:05
Cały ten ostatni incydent to kolejny dowód na to, że polityka Unii Europejskiej zmusza tych ludzi do podejmowania takiego ryzyka. Dzisiejsze prawo wyklucza bezpieczną i legalną drogę do Europy. Trzeba ryzykować życiem, ponieważ dla większości z nich po prostu nie ma innej drogi do Europy.
Florian Westphal jest szefem niemieckiej sekcji humanitarnej organizacji Lekarze bez Granic.