1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Rumuńscy lekarze: „Każdy jest lepiej chroniony niż my”

Cristian Stefanescu
19 grudnia 2020

Aż jedna trzecia rumuńskich lekarzy pracuje za granicą. To najwyższy odsetek na świecie. Rozmawiamy z tymi, którzy zostali w Rumunii i są na pierwszej linii frontu walki z pandemią.

Rumunia - są łóżka do intensywnej terapii, ale brakuje personelu
Nowe łóżka do intensywnej terapii w Bukareszcie, ale w całym kraju brakuje personelu medycznegoZdjęcie: Cristian Stefanescu/DW

– Jako lekarka na OIOM-ie jestem gotowa na to, by ratować ludzkie życie, ale nie byłam przygotowana na to, by ryzykować własne – mówi Dana Tomescu, która jest ordynatorką Oddziału Anestezjologii i Intensywnej Terapii kliniki Fundeni w Bukareszcie. Lekarka wchodzi w słowo reporterowi DW, który pyta ją o doświadczenia związane z pandemią. Tomescu zaznacza, że czuje się „zagrożona”. Od miesięcy walczy bowiem bez przerwy o życie pacjentów z COVID-19, u których choroba ma wyjątkowo trudny przebieg. – Lęk przed pierwszym kontaktem z pacjentami nie jest już tak silny jak na początku, ale to nie znaczy, że całkowicie zniknął – tłumaczy.

Wysoka śmiertelność wśród medyków

Wśród rumuńskich medyków śmiertelność w wyniku zakażenia koronawirusem jest wysoka. Związek zawodowy „Solidaritatea Sanitara” mówił na początku grudnia o 6,8 przypadkach śmiertelnych na 1000 infekcji w tej grupie zawodowej. Wskaźnik ten jest wyższy niż wśród osób w tym samym wieku pracujących w innych zawodach.

W rozmowie z DW wielu lekarzy wspomniało o chaosie, niewłaściwym zarządzaniu, korupcji i braku środków ochronnych. – Większość masek, których używamy, jest w rzeczywistości przeznaczona na budowę. Widnieje na nich nawet napis: „nie do użytku medycznego”. Filtrują kurz, dym, ale niestety nie chronią przed COVID-em. Ludzie na ulicy są lepiej chronieni niż my – mówi lekarz pracujący w innym szpitalu w Rumunii. Chce zachować anonimowość, podobnie jak większość lekarzy, rozmawiających z reporterem. Wielu z nich uzasadnia to dyktatorskim stylem zarządzania szpitalami. Lekarze obawiają się represji ze strony przełożonych, którzy często są mianowani na stanowiska według politycznych kryteriów, a także w zależności od tego, czy są faworyzowani.

Podczas pożaru w szpitalu młody lekarz ratował pacjentów z COVID-19Zdjęcie: picture alliance/AP Photo

O tym, że faworyzowanie i złe zarządzanie mogą być śmiertelne w swoich skutkach, świadczy tragedia, do której doszło w szpitalu powiatowym w miasteczku Piatra Neamt we wschodniej części kraju. W listopadzie w pożarze na tamtejszym oddziale intensywnej terapii zginęło 15 pacjentów. Catalin Denciu, odważny lekarz, który próbował ratować pacjentów przed płomieniami, teraz sam przebywa w jednym z belgijskich szpitali. Oparzenia, które odniósł, zagrażają jego życiu.

„Lekarze wyjechali z Rumunii”

Rumuński system opieki zdrowotnej był permanentnie niedofinansowany już przed pandemią. Rumunia przeznacza na niego jedynie 5-6 procent krajowego produktu brutto, co stanowi około połowę średniej w UE. Klinika Fundeni, w której pracuje Dana Tomescu, jest jedną z najlepszych w kraju i na tle innych jest pozytywnym przykładem. Dzięki darowiznom na terenie szpitala zostały ustawione specjalne kontenery z dodatkowymi łóżkami do intensywnej terapii wraz z niezbędnym sprzętem potrzebnym do opieki nad pacjentami z COVID-19. – Brakuje jednak personelu – przyznaje Dana Tomescu.

– To w końcu nie łóżka opiekują się pacjentami! – dodaje inny lekarz, który pracuje w Rumunii. – Można i ustawić 7 tysięcy nowych łóżek, ale nie rozwiąże to problemu, bo brakuje lekarzy, pielęgniarek i pielęgniarzy, którzy zajmowaliby się pacjentami. Lekarze wyjechali z Ruminii –  mówi z goryczą.

Z majowego badania OECD wynika, że jedna trzecia wykształconych w Rumunii lekarzy pracuje w innym kraju. To największy odsetek na świecie. Za Rumunią w statystykach uplasowały się Zimbabwe, Belize i Dominikana. Według danych Niemieckiego Towarzystwa Lekarskiego większość lekarzy pracujących w Niemczech pochodzi z Rumunii (stan na rok 2019).

Niech przyjdą na OIOM

Oprócz niskich płac i złych warunków pracy w porównaniu z innymi europejskimi krajami rumuńscy lekarze w czasie pandemii zmagają się także z absurdalnymi oskarżeniami koronasceptyków. Podczas demonstracji wykrzykują oni: „Precz z dyktaturą lekarzy” czy „Lekarze-kłamcy!”

Dana Tomescu dostała od małej dziewczynki rysunek i życzeniaZdjęcie: Cristian Ștefănescu/DW

– To ludzie, którzy nie czekają na argumenty, bo przecież już wszystko wiedzą – uważa Dana Tomescu. – Chętnie zaprosiłabym ich do nas, żeby zobaczyli, jak wygląda praca z pacjentami covidowymi. Powinni doświadczyć, jak to jest, kiedy traci się pacjenta, który umiera z powodu choroby, której niedawno jeszcze nie znaliśmy – dodaje. Być może wówczas koronasceptycy wreszcie zrozumieliby, że „jedyne, co muszą zrobić, to wykonać codziennie kilka małych gestów, by nie kpić z naszej pracy i życia innych ludzi”. Chodzi o proste rzeczy, takie jak zachowywanie dystansu, noszenie maseczki i przestrzeganie zasad higieny.

Koronasceptycy zasilają również szeregi prawicowego Sojuszu Jedności Rumunów (AUR), który po wyborach 6 grudnia po raz pierwszy zasiądzie w rumuńskim parlamencie. Również na forach internetowych i wśród komentarzy nie da się nie zauważyć, że narzekanie na lekarzy, a także środki podjęte w walce z pandemią, stało się czymś w rodzaju „narodowego sportu”. Można odnieść wrażenie, że Rumuni tylko wtedy pozytywnie wypowiadają się o lekarzach, kiedy ci ciężko ranni trafiają do zagranicznych szpitali – tak, jak młody lekarz z Piatry Neamt, który dosłownie stanął w ogniu, by ratować swoich pacjentów.

Koronawirus. Włoscy lekarze walczą z traumą

03:23

This browser does not support the video element.