1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Zjazd niemieckich postkomunistów w Getyndze

Andrzej Pawlak2 czerwca 2012

Widmo krąży nad Getyngą, gdzie zaczął się zjazd partii Lewica. Widmo początku końca eksperymentu z utrzymaniem przy życiu komunizmu pod inną nazwą.

Zdjęcie: Clemens Bilan/dapd

Walki frakcyjne należą do najświętszych tradycji partii komunistycznych, z tym wszakże, że nikt się do nich oficjalnie nie przyznaje, tylko mówi o postępie w poszerzaniu wewnątrzpartyjnej demokracji. Mimo to tradycja zobowiązuje i niemieccy postkomuniści z partii Lewica są jej wierni. Rzadko kiedy jednak jakakolwiek skłócona partia jest bliższa samozagłady niż Lewica.

Gdzie kucharek sześć...

...tam trudno jest wybrać szefa kuchni, a raczej partii. Na zjeździe Lewicy w Getyndze o stanowisko jej przewodniczącego ubiega się aż dziesięcioro kandydatów. Miało ich być 11, ale jedenasty i zarazem najważniejszy - Oskar Lafontaine - sam się wycofał w ubiegłym tygodniu, kiedy nie udało mu się skłonić innych, żeby dobrowolnie mu ustąpili miejsca.

Pozostałą dziesiątkę należy podzielić przez dwa i w ten sposób otrzymamy pomysł na uratowanie Lewicy z kryzysu. Wzorem Zielonych postkomuniści chcą mieć na czele polityczny tandem. Złożony z towarzysza i towarzyszki, żeby podkreślić zasadę równouprawnienia. W zasadzie mogli to mieć bez przepychanek podczas zjazdowych obrad, bowiem Oskar Lafontaine zgodził się podzielić odpowiedzialnością za partię z towarzyszką Sahrą Wagenknecht, która prywatnie towarzyszy mu w codziennym życiu, ale nie zgodzili się na to inni, którzy też nie boją się odpowiedzialności.

Oskar Lafontaine i Sahra WagenknechtZdjęcie: picture-alliance/dpa

Udział w zjeździe zapowiedziało 550 delegatów. Wspólnymi siłami mają wyciągnąć partię z kryzysu, który dał o sobie z całą mocą znać po przegranych wyborach do parlamentów krajowych w Nadrenii Północnej-Westfalii i Szlezwiku-Holsztynie, w których dla Lewicy zabrakło miejsca.

Dlaczego? Bo w łonie partii trwa ostry spór ideologiczny pomiędzy skrzydłem fundamentalistów, z Sahrą Wagenknecht na czele, będącą programowo swoistą reinkarnacją Róży Luxemburg, z frakcją reformatorów pod wodzą 54-letniego Dietmara Bartscha, który odważył się przeciwstawić samemu Oskarowi Lafontaine. Czy mu to wyjdzie na dobre, trudno powiedzieć. Szanse na stanowisko szefa partii ma bowiem także  Bernd Riexinger i dwie panie: Katja Kipping i Katharina Schwabedissen. 

Dietmar BartschZdjęcie: AP

Początek końca?

Do tej pory Lewica zdawała się zadowalać rolą wiecznego opozycjonisty i pryncypialnego krytyka nieludzkich stosunków w zjednoczonych, "kapitalistycznych aż do bólu" Niemczech. Ale to się powoli przeżyło, a co bardziej ambitnym działaczom Lewicy, takim jak wspomniany wyżej Bartsch, także przejadło. Dietmar Bartsch marzy o przekształceniu Lewicy w typową partię wyborczą, dla której zwycięstwo w wyborach i udział we władzy jest ważniejszy niż wcielanie w życie jej ideologii.

Sahra Wagenknecht woli natomiast trzymać się linii krytycznego obserwatora niepokojących zjawisk w gospodarce i społeczeństwie, w czym - mówiąc szczerze - jest naprawdę dobra. Jest bowiem nie tylko atrakcyjną kobietą, ale także utalentowaną publicystką i oratorką. Cały szkopuł jednak w tym, że nawet jej najbardziej słuszne uwagi są przysłowiowym wołaniem na puszczy, gdyż bez udziału Lewicy we władzy pryncypialna Sahra skazana jest na rolę pod tytułem "gadał dziad, a raczej: baba, do obrazu".

Sahra WagenknechtZdjęcie: picture alliance/dpa

Szef frakcji Lewicy w Bundestagu, Gregor Gysi, ostrzegł, że jeśli na zjeździe w Getyndze nie uda się przezwyciężyć kryzysu i wewnętrznych podziałów i zacząć wszytko od nowa, zjazd zakończy się fiaskiem, a w najgorszym przypadku doprowadzi do rozpadnięcia się Lewicy na dwie skłócone ze sobą partie o orientacji ortodoksyjbej i pragmatycznej, cokolwiek te słowa w przypadku Lewicy dziś znaczą.

Badania demoskopijne zdają się potwierdzać jego obawy. W ankiecie, przeprowadzonej na zlecenie agencji DPA, tylko co piąty Niemiec wierzy, że Lewica jest w stanie wejść do jakiejkolwiek koalicji rządowej i po zjeździe w Getyndze stanie mocniej na nogach. Poparcie niemieckiego elektoratu dla niej i jej programu systematycznie spada. W  wyborach do Bundestagu w 2009 roku wynosiło ono prawie 12 procent, w tej chwili natomiast już tylko od 5 do 6 procent, co znaczy, że w roku przyszłym partia może mieć duże kłopoty z przekroczeniem wyborczego progu 5 procent, a to byłby jej koniec. 

Andrzej Pawlak (afp, dpa, rtr)

Red.odp.:Barbara Cöllen