1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Losy wydawnictw NRD

Silke Bartlick (mm)16 marca 2009

Lipskie Targi Książki, które właśnie dobiegły końca, to dobra okazja aby w 20 lat po zjednoczeniu Niemiec bliżej przyjrzeć się temu, co jeszcze ostało się po niegdysiejszych enerdowskich oficynach wydawniczych.

Oficyna Brockhaus ma nieprzerwaną tradycję od 1805 roku
Oficyna Brockhaus ma nieprzerwaną tradycję od 1805 rokuZdjęcie: picture-alliance/ dpa

Krajobraz wydawniczy wschodnich Niemiec bardzo się przerzedził. Z 78 państwowych wydawnictw, jakie działały w NRD, obecnie samodzielną działalność prowadzi zaledwie tuzin. Liczba ich pracowników się przerzedziła, a obroty, jakie osiągają, to raptem jeden procent obrotów całego rynku księgarskiego w Niemczech.

Co doprowadziło do takiej redukcji?

Prześledźmy to na przykładzie wydawnictwa literatury dziecięcej, nazywającego się dziś Beltz&Gelberg.

Wydawnictwo to obchodziło właśnie 60-lecie istnienia, lecz nie zawsze działało pod tą nazwą. Kiedyś w NRD nazywało się ono DDR Verlag fuer Kinderbuecher - i do momentu upadku komunizmu wydało ogółem 4700 tytułów w nakładzie 270 milionów egzemplarzy.Potem wydawnictwo to sprywatyzowano i sprzedano przez Niemieckie Powiernictwo.

Zanim doszło do obecnej formy i nazwy, zmieniało jeszcze kilkakrotnie właścicieli i nazwy: był to Meissinger Verlag, Middelhauve Verlag i różnie się z nim działo. Od 2003 roku wcielono je w oficynę Beltz&Gelberg.

Wydawnictwo Reclam popularyzowało literaturę m.in w formie małych , tanich kieszonkowych wydań.

Oznacza to, że enerdowskiej schedy wciąż ubywało: pracowników, siedziby, archiwum. Zachodnia oficyna Beltz&Gelberg uplasowała je na wschodnioniemieckim rynku - ze szczególnym punktem ciężkości. Wydawane są tam książki dla dzieci, które były poczytne w NRD.

Taki los, nie zawsze kończący się happy-endem, jak w wypadku DDR Kinderverlag, typowy jest właściwie dla rynku wydawniczego, który pozostał po komunistycznych czasach. Przekonał się o tym wydawca Christoph Links, który opracował analizę na temat losów enerdowskich wydawnictw pod tytułem "Prywatyzacja i jej konsekwencje". Jak twierdzi, o losach enerdowskich wydawnictw przesądził ich brak przygotowania od strony ekonomicznej.

Brak wiedzy i kapitału

-"Wydawnictwa enerdowskie były źle przygotowane do wejścia na wolny rynek. Wszystkie one były małymi monopolistami. Dziś w Niemczech działa 2800 profesjonalnie prowadzonych wydawnictw, które pracują w warunkach normalnej konkurencji. Kiedyś w NRD istniało 78 wydawnictw i każde z nich zajmowało się konkretnym działem. Inny był też popyt na książki. Wydawnictwa sprzedawały wszystko na pniu i nikt nie musiał martwić się ani o reklamę, ani o zbyt. Każde z wydawnictw miało też duży lektorat sprawujący pieczę artystyczną. Takie struktury nie przystawały do gospodarki rynkowej."

Do tego doszło jeszcze i to, że wydawnictwa były źle wyposażone pod względem technicznym i miały znikomy kapitał własny, ponieważ były przeważnie własnością państwa albo partii i tam odprowadzały cały zysk.Powiernictwo, które po upadku NRD przeprowadzało prywatyzację, przeważnie rezygnowało z rozpisywania przetargu. Zamiast tego decydowało się raczej na przekazanie wydawnictw w ręce zachodnioniemieckich nabywców.

Potem sprawy potoczyły się tokiem typowym dla gospodarki rynkowej: nowi właściciele wzięli to, co było dla nich przydatne, kilka intratnych licencji, kilku interesujących autorów i szybko zwijali produkcję we wschodniej części kraju. Tym bardziej, że nadzór ze strony Powiernictwa był bardzo niedbały i nikt nie kontrolował, czy ktoś się wywiązuje z zobowiązań danych w momencie przejmowania wydawnictwa, czy nie.

Brockhaus, Reclam & Co.

Siedziba Aufbau Verlag przy Hackescher Markt w Berlinie.Zdjęcie: picture-alliance/dpa

Wzór ten powiela się właściwie w przypadku całej reszty wydawnictw o długich tradycjach, które swe macierzyste oficyny miały we wschodniej części Niemiec jeszcze przed utworzeniem NRD w 1949 roku, jak choćby Brockhaus, Bibliographisches Institut, Insel czy Reclam. Po powstaniu NRD przeważnie je upaństwowiono, a ich pierwotni założyciele z reguły startowali po raz drugi ze swymi wydawnictwami w zachodniej części Niemiec.

Po przełomie w NRD te wschodnioniemieckie oficyny wcielono z powrotem w zachodnie, macierzyste firmy i dziś we wschodniej części Niemiec pozostały po nich raptem małe biura, mieszczące tylko przedstawicielstwa.

Wyjątkiem jest wydawnictwo Aufbau-Verlag, którego skomplikowana i przez długi czas przynosząca owoce prywatyzacja - dziś jest przedmiotem sprawy sądowej.

Zdarzają się też przypadki z przeciwnego bieguna, tzn. oficyn, które we wschodnich Niemczech powstały już po przełomie i dobrze prosperują, jak na przykład Verlag fuer Zeitgeschichte.

Christoph Links twierdzi, że o ile polityczna konsolidacja obydwu części Niemiec powiodła się, o tyle na polu gospodarczym była ona fiaskiem. Tak jak właśnie było i jest w wypadku wydawnictw książkowych.