1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Luksusowy problem Niemiec. Jak wydać miliardy na obronność

17 marca 2017

Niemiecki rząd jest w trakcie uchwalania znacznie zwiększonego budżetu na obronność. Problemem jest tylko, jak wydać te pieniądze.

Bundeswehr verlädt Panzer für den Transport nach Litauen
Zdjęcie: picture-alliance/dpa/A. Weigel

W przyszłym roku budżet RFN na obronność ma wzrosnąć o 1,4 mld euro. W roku 2016 wynosił on 34,6 mld euro. Jest to 1,2 proc. PKB.

Nowy preliminarz przewiduje, że do roku 2021 budżet Ministerstwa Obrony Narodowej wzrośnie ogólnie o 8,3 mld. w porównaniu do stanu aktualnego. Mogłoby się wydawać, że dla minister Ursuli von der Leyen powinno być to powodem do radości, ale po bliższej analizie można zrozumieć, dlaczego tak nie jest. Nawet tak znaczne podwyższenie budżetu na obronność oznacza bowiem, że RFN wciąż jeszcze nie będzie spełniać warunku obowiązującego w NATO, aby 2 proc. PKB przeznaczone było na obronność.

Poseł Tobias Lindner, zasiadający z ramienia Zielonych w komisji budżetowej i obronności Bundestagu, postrzega sceptycznie podwyższenie tego budżetu. – Ważniejsze od wydawania coraz większych sum, jest rozsądne zagospodarowanie już posiadanych środków – podkreśla Lindner.

Bundeswehra jest obecnie armią zawodowąZdjęcie: Reuters/M. Rehle

Co i gdzie kupić?

Już teraz wydanie tych pieniędzy przedstawia dla MON spore problemy, a podwyższenie budżetu nie załatwi jego kłopotów. Nie jest bowiem wcale tak prosto kupić nowy sprzęt dla armii. Nowoczesnych samolotów i helikopterów nie zamawia się z katalogu. Proces ich projektowania i produkcji wymaga dużo czasu i często są trudności z realizacją tych zamówień. Jako przykład podać można historię myśliwców „Eurofighter”, które zostały dostarczone Luftwaffe dopiero przed kilkoma laty, a właściwie miały być dostarczone jako „Jaeger 90” w roku 1990.

Także zakup sprzętu będącego na rynku nie jest rzeczą prostą. Gotowe systemy nie są bowiem dostępne natychmiast, tylko najpierw musi być zlecona ich produkcja. Firmy zbrojeniowe po zakończeniu zimnej wojny znacznie zredukowały swoje moce przerobowe i berliński MON musi stanąć w długiej kolejce klientów, którzy już dawno złożyli zamówienia. Problemy te dotyczą także zakupu części zamiennych.

Nieco prościej możnaby wydać pieniądze na zakup amunicji; składy Bundeswehry są bowiem pustawe i po cichu mówi się, że stan w magazynach jest dramatycznie niski. Ale te zakupy nie pochłoną wszystkich miliardów, jakie Ursula von der Leyen ma do dyspozycji.

W przypadku naprawdę drogich projektów trzeba natomiast liczyć się z opóźnieniami. Nie ma co liczyć na to, żeby w obecnym okresie legislacyjnym zostały podjęte decyzje o zakupie nowych okrętów bojowych MKS 180, dronów bojowych czy nowego taktycznego systemu obrony przeciwlotniczej, które wyrugować mają poważne deficyty w zdolności obronnej niemieckiej armii.

Minister Ursula von der Leyen zna bolączki swojego resortu Zdjęcie: picture-alliance/dpa/K. Nietfeld

Nie trzeba wielkich zabiegów

A to właśnie te deficyty w niemieckim systemie obrony wywołują ból głowy u sojuszników. Jak podkreśla amerykański generał Ben Hodges, głównodowodzący amerykańskich wojsk lądowych w Europie, jest on zdany na zdolność obronną swoich sojuszników. Jednak europejscy partnerzy mają zbyt mało sprawnych systemów – podkreślił gen. Hodges z w rozmowie z portalem „tagesschau.de”.

– Można mieć różnoraki wkład w zbiorowe bezpieczeństwo. Nie muszą to być od razu nowe bataliony pancerne czy jednostki artylerii. Wystarczyłyby już nawet inwestycje w cyberobronę i infrastrukturę, jak np. zakup nowych wagonów kolejowych do transportu czołgów – sugerował amerykański dowódca.

Tysiące wakatów

Część środków minister obrony mogłaby także przeznaczyć na wzmocnienie personalne armii. W Bundeswehrze jest obecnie kilka tysięcy wakatów. Chodzi przy tym przede wszystkim o specjalistów, a tych możnaby zwabić przez wyższe wynagrodzenia, tyle że w tym celu potrzebna byłaby zmiana przepisów.

Kto podjąłby taką próbę, naraża się też na zadrażnienia z ministerstwem spraw wewnętrznych. Nie ma bowiem co liczyć na to, że szef MSW Thomas de Maiziere przystanie na lepsze wynagrodzenia dla żołnierzy. W czasie, gdy on był szefem resortu obrony wiele mówiło się o tym, że służba w wojsku to „kwestia honoru”, a kandydaci do służby, którzy pytali o wynagrodzenie, traktowani byli dość podejrzliwie. Resort obrony będzie starał się więc przed jesiennymi wyborami powszechnymi raczej ominąć ten temat.

Tym bardziej, że samo tylko zwiększenie nakładów personalnych też nie rozwiąże problemów. Już teraz bowiem koszt utrzymania armii stanowi prawie 50 proc. wydatków na obronność. A jak wynika z dorocznego raportu przedstawionego przez sekretarza generalnego NATO w ubiegły poniedziałek (13.03.2017) Niemcy przeznaczają raptem 12,2 proc. budżetu obronnego na nowe wyposażenie, z badaniami naukowymi włącznie. Tak więc w tym punkcie Niemcy nie spełniają też wymogów NATO, bowiem te nakłady powinny wynosić 20 proc.

ARD/ Małgorzata Matzke

 

Pomiń następną sekcję Dowiedz się więcej