1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Martin Schmitt: Znaleźć źródło problemów polskich skoczków

29 stycznia 2022

Adam Małysz był wymagającym rywalem – mówi w rozmowie z DW Martin Schmitt, legendarny niemiecki skoczek narciarski. I próbuje znaleźć przyczynę obecnych problemów polskich skoczków.

Deutschland Der der ehemalige Skispringer Martin Schmitt bei der Vierschanzentournee
Martin SchmittZdjęcie: Ulrich Wagner/imago images

DW: Wkrótce inauguracja Zimowych Igrzysk Olimpijskich w Pekinie. Czy mogą czekać nas wyjątkowe igrzyska? 

Martin Schmitt*: Miejmy nadzieję, że nie pojawią się żadne trudności w związku z pandemią. Najważniejsze, żeby sportowcy pozostali zdrowi. Czekają nas wyjątkowe igrzyska – mieliśmy okazję zauważyć to już kilka miesięcy temu w Tokio, przy okazji igrzysk letnich. Mimo utrudnień związanych z obecnością kibiców liczę na emocjonujące zawody. 

DW: Czy Pekin to dobry wybór miasta gospodarza igrzysk? 

Można się oczywiście nad tym zastanawiać, mając na uwadze dyskusje o prawach człowieka w Chinach. Wiele rzeczy nie prezentuje się, przynajmniej z naszej perspektywy, tak jak można tego oczekiwać. W tym wypadku życzyłbym sobie stanowczego sygnału ze strony Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego. Na miejscu tej organizacji odpowiedziałbym sobie na pytanie, czy to właściwy wybór gospodarza igrzysk. 

DW: Jest Pan trzykrotnym medalistą olimpijskim. Srebrny medal zdobył Pan już na początku kariery w Nagano w 1998 roku. Czy igrzyska w Azji mógłby Pan uznać za wyjątkowe w swojej karierze? 

W wyjątkowości chodzi nie tylko o to, że były one moimi pierwszymi, ale też o atmosferę na stadionie. Był on wypełniony po brzegi i było niewiarygodnie głośno. To z pewnością najgłośniejsze zawody w mojej karierze.   

DW: Po srebrze zdobył Pan wraz z drużyną Niemiec złoto w Salt Lake City w 2002 roku.  

Po igrzyskach w Japonii przeżyłem najlepszą dyspozycję w całej mojej karierze. Zdobycie złota w konkursie drużynowym w USA było również niezapomnianym przeżyciem. O czymś takim marzy każdy sportowiec.  

DW: Igrzyska w Salt Lake City miały miejsce tuż po dwukrotnym zdobyciu przez Pana Kryształowej Kuli. W 2001 roku z kolei wyprzedził Pana jedynie Adam Małysz. Których rywali wspomina Pan z największym respektem? 

Adam był wymagającym rywalem, ale sama rywalizacja oznaczała też dużo emocji i radości. To nie tylko wspaniały przed laty skoczek, ale i człowiek. Był wymagającym rywalem, ale sama rywalizacja oznaczała też dużo emocji. Zawsze był fair, ale oczywiście obaj chcieliśmy być na szczycie. Wielkim respektem jako rywala i kolegę z drużyny darzyłem także Svena Hannawalda. Ze Svenem przez cały rok nie tylko rywalizowaliśmy, ale i trenowaliśmy. W tym szacownym gronie nie mógłbym zapomnieć również o Andim Widhölzlu. W 2000 roku rywalizowaliśmy razem o Kryształową Kulę. 

DW: À propos Austriaka, Andreas Widhölzl jest teraz trenerem austriackich skoczków. Niemcy i Austriacy przewodzą Pucharowi Narodów w obecnym sezonie. Na ile stać ich w Pekinie? 

Austriakom czasami brakuje stałości. Ich lider Stefan Kraft w obecnym sezonie również nie prezentuje stałej wysokiej formy. Jeśli jednak Kraft pokazuje szczyt dyspozycji, przechodzi to na całą drużynę. W wypadku Austriaków istnieje cienka granica między tym, czy zachwycą, czy zawiodą w Pekinie. Niemiecki zespół ma z kolei dwóch topowych skoczków – Karla Geigera i Markusa Eisenbichlera. Austriacy za to mają trochę szerszy wachlarz czołówki.  

DW: Skoki narciarskie to silna strona jeszcze kilku innych narodów. Czy Norwegowie, Słoweńcy lub Japończycy mogą pokazać klasę na Igrzyskach? 

Gdy występują w drużynie, różnice w ramach tej piątki są niewielkie. Słoweńcy pokazali, że są bardzo mocni. Japończycy i Norwegowie również nie zostają w tyle. Ale igrzyska charakteryzują się swoją dynamiką. To, kto wygra tak ważny turniej, może też zależeć od dyspozycji w danym dniu. 

DW: W kwestii nacji skoków narciarskich trudno nie wspomnieć o Polsce, której skoczkowie zawodzą w obecnym sezonie. Jakie mogą być tego powody? Czy wyczerpało się paliwo Stefana Horngachera? 

Kamil Stoch z pewnością mógłby skakać lepiej – do tego dochodzi również ostatnia kontuzja. Zaskakujący regres dotyczy oczywiście całego zespołu – wszyscy poza Kamilem również prezentują się poniżej oczekiwań. Można się zastanawiać, czy przyczyny nie leżą w technice i kwestii materiałów, ale obecny trener Polaków Michal Doleżal to przecież uznany fachowiec. Po erze Horngachera polscy skoczkowie nie zawodzili. Sztab szkoleniowy czeka niemałe wyzwanie, by zlokalizować źródło problemów. 

DW: W weekend czekają nas kolejne zawody Pucharu Świata. Czego możemy spodziewać się w niemieckim Willingen? 

Oprócz regularnych emocji to również świetna okazja do próby generalnej przed igrzyskami.  

DW: W Titisee-Neustadt niektórzy młodzi skoczkowie pokazali swój potencjał. Czy jest on odpowiednio wykorzystywany? 

W drużynie rezerwowej mieliśmy w ciągu ostatnich kilku lat trochę trudności. Podjęto jednak różne działania w Niemieckim Związku Narciarskim, które zapewnią bardziej optymistyczną przyszłość niemieckim skoczkom. Cieszę się, że młodzi mają teraz okazję pokazać swój potencjał.  

DW: Niezależnie od tego, kto zdobędzie medale na Igrzyskach w Pekinie, rywalizacja w Pucharze Świata prezentuje się dość jednoznacznie. Największe szanse na Kryształową Kulę mają Karl Geiger oraz Ryoyu Kobayashi. Czy Geiger uchodzi za faworyta w duecie z Japończykiem? 

Faktycznie nie wygląda na to, by decydująca walka rozegrała się poza tą dwójką. Obaj oprócz najwyższego poziomu prezentują się także najstabilniej. Po igrzyskach w Pekinie czeka nas jeszcze niemało konkursów Pucharu Świata. Zobaczymy, kto będzie miał najwięcej rezerw na finiszu zmagań. W tym momencie ciężko wskazać jasnego faworyta. 

DW: Koniec sezonu czeka nas, jak zwykle, w słoweńskiej Planicy. To na Velikance oddał Pan najdłuższy skok w swojej karierze, lądując na 224 metrze. Czy odczuwa Pan szok, obserwując obecną różnicę w zawodach i odległościach po dwudziestu latach od własnego rekordu? 

Ciężko się dziwić, obserwując proces powiększania skoczni w ciągu ostatnich lat. Myślę jednak, że obecnie widzimy limit. Międzynarodowa Federacja Narciarska również powinna pamiętać o pewnej granicy bezpieczeństwa. Ciężko wyobrazić sobie loty dłuższe niż 250 metrów, co ma miejsce w norweskim Vikersund albo właśnie w Planicy.  

 

Martin Schmitt* (ur. w 1978 roku): dwukrotny zwycięzca Pucharu Świata w skokach narciarskich, trzykrotny medalista olimpijski. W swojej karierze 28 razy wygrywał konkursy PŚ. Obecnie ekspert telewizji ZDF.