1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Masowi mordercy i ich naśladowcy. Skąd nowe mordy? Badania

Kersten Knipp 27 lipca 2016

Nieprzypadkowo masakry, taka jak w Monachium, mogą następować jedna po drugiej. Dużo przemawia za tym, że tego typu przestępstwa szybko znajdują następców. Decydującą rolę odgrywa przy tym sposób relacjonowania wydarzeń.

Deutschland Berichterstattung Presse zum Amoklauf in München
Masowi mordercy mogą być pewni, że wzbudzą zainteresowanie. Na zdjęciu reporterzy w MonachiumZdjęcie: Getty Images/J. Koch

Szaleniec z Monachium uderzył 22 lipca – pięć lat po tym, jak norweski ekstremista Anders Breivik zamordował 77 osób. Niewykluczone, że Breivik był wzorem dla monachijskiego zamachowca, którego ofiarą padło dziewięć osób.

Jedno jest pewne: masowi mordercy często znajdują naśladowców. Odpowiednie dane pochodzą dotąd przede wszystkim z USA. Fatalne skutki masakr dokonywanych przez szaleńców są za oceanem aż nadto obecne: statystycznie co 12 i pół dnia ma tam miejsce zbiorowe zabójstwo z co najmniej czterema zabitymi. W szkołach takie czyny rejestruje się co 32 dni.

Amerykańska matematyczka Sherry Towers z Arizona State University badała, czy istnieje jakiś związek między tego typu przestępstwami. Przede wszystkim chciała się dowiedzieć, czy znajdują one naśladowców. W tym celu przeanalizowała 468 zbiorowych zabójstw dokonanych na terenie USA między lutym 2005 a styczniem 2013.

Fatalna siła przyciągania

Analiza wykazuje, że związek między tego typu przestępstwami istnieje. – Znajdujemy wyraźne wskazówki mówiące o tym, że do strzelaniny z co najmniej czteroma zabitymi pobudzają dokonane tuż przedtem podobne wydarzenia – wyjaśnia Towers. Największe niebezpieczeństwo powtórzenia czynu przez naśladowców istnieje w ciągu pierwszych 13 dni po jego dokonaniu. Ryzyko kolejnych strzelanin wzrasta w tym czasie o 22 procent.

Co skłoniło sprawcę z Monachium do jego czynu? Policja konfiskuje jego osobiste rzeczyZdjęcie: picture-alliance/dpa/T. Hase

Towers zauważa, że bardzo istotną rolę odgrywa dostępność odpowiedniej broni. Niebezpieczeństwo, że młodociani padną ofiarą strzelaniny, jest w USA pięciokrotnie wyższe niż w innych wysoko uprzemysłowionych krajach. 87 procent osób poniżej 14 roku życia, które zginęły z broni palnej, żyło w Stanach Zjednoczonych.

Stosunkowo mały wpływ wywiera natomiast fakt, czy sprawca jest chory psychicznie czy nie. Tym większy jest natomiast rodzaj i sposób relacjonowania tego typu wydarzeń. Świadomie lub nieświadomie mogą one inspirować młodocianych.

„Teza o zaraźliwym sposobie myślenia jest przekonująca” – pisze w swojej pracy Towers. „Chwiejne psychicznie młode osoby mogą być podatne na wizję samobójstwa z poprzedzającą go strzelaniną, jeżeli przedtem o podobnej donosiły media. Badania wykazały też, że doniesienia o morderstwach i samobójstwach zwiększają liczbę takich czynów”.

Siła obrazu

Dużą wagę przypisuje mediom także amerykański antropolog i socjolog Loren Coleman. W swojej książce o naśladowcach masowych morderstw wskazuje, że w relacjach o nich należy zwracać uwagę na dobór słów. Nie powinno się pisać o „uwieńczonych sukcesem” atakach lub o „nieudanych” samobójstwach. Zaleca też unikanie posługiwania się stereotypami o „sympatycznym chłopcu z sąsiedztwa” albo o „pomyleńcu odludku”.

Wykładająca na Uniwersytecie Princeton socjolog Zeynep Tufekci zwraca uwagę na siłę obrazu: uzbrojeni po zęby zamachowcy albo sprawcy strzelanin sugerują wszechmoc – i odpowiednio zapraszają do naśladowania. Media powinny więc oszczędnie posługiwać się takimi zdjęciami, podobnie zresztą jak nazwiskami zamachowców. Ich publikowanie sugeruje popularność, której życzą sobie potencjalni naśladowcy.

Identyfikacja z pragnącymi zemsty

W Niemczech naukowcy od stosunkowo niedawna zajmują się badaniem masowych morderstw. Zapoczątkował je czyn ucznia z Erfurtu Roberta S., który w gimnazjum zastrzelił 16 osób, po czym popełnił samobójstwo.

Decyzja o zabiciu szeregu osób nie rodzi się z dnia na dzień, tylko powstaje miesiącami, uważa prawniczka i kryminolog Britta Bannenberg z Gießen. Najczęściej rodzi się ona przed ekranem komputera, kiedy naśladowca identyfikuje się ze swoim idolem, jednocześnie szukając uzasadnienia swoich planów.

Wielu prowadzi pamiętniki albo wymyśla fikcyjne historie, które wciela potem w życie. Potencjalni sprawcy otaczają się bronią albo jej substytutem, szkicują pożegnalne przesłania albo zastanawiają się, jak mają się ubrać na planowaną strzelaninę.

– Nieustannie czytają o innych sprawcach, oglądają odpowiednie wideo i filmy dokumentalne, grają w Ego Shooter, żeby sobie wyobrazić, jak będą realizowali swój zamiar – tłumaczy kryminolog Bannenberg.

Media dla naśladowców sprawców masowych morderstw są niezbędne, bo stawiają im do dyspozycji informacje o wcześniej dokonanych tego typu czynach. – Media odgrywają ważną rolę, bo są zaproszeniem do identyfikowania się z postaciami mścicieli i idoli, którzy dokonali już podobnych czynów – mówi Bannenberg.

Osłabienie roli idola

Tym bardziej jest ważne, żeby często spektakularnym zdjęciom z miejsca czynu przeciwstawić jego sprowadzające na ziemię tło – pisze w swoim badaniu o „fenomenie masowych morderstw” psycholog Jens Hoffmann.

Zaleca, by doniesienia o czynach szaleńców były rzeczowe. – Jeżeli młodzi sprawcy, tacy jak Robert S. z Erfurtu, nie będą pokazywani ani jako demony, ani ludzie bez winy, ich życie pokaże się w całej swojej słabości i rozdarciu. Znacznie osłabia to rolę potencjalnego idola – argumentuje Hoffmann.

Kersten Knipp / Elżbieta Stasik

Pomiń następną sekcję Dowiedz się więcej