Masz kłopoty ze skarbówką? Donieś na siebie!
5 lutego 2014Niemieckie przepisy podatkowe dopuszczają zgłoszenie samooskarżenia przez podatnika, który nie rozliczył się w należyty sposób z urzędem skarbowym. Po uiszczeniu przez niego zaległych podatków, urząd odstępuje od wniesienia oskarżenia o przestępstwo przeciwko niemu i skruszony grzesznik, uboższy o przelaną na konto skarbówki sumę, może powrócić na łono uczciwych obywateli.
Zgodne z prawem, ale czy uczciwe?
Ten model działania, wykorzystujący instytucję tzw. czynnego żalu, jest zgodny z przepisami, ale budzi sporo wątpliwości natury moralnej i skłania jego krytyków do wyrażania opinii, że w gruncie rzeczy stanowi wygodną furtkę dla tych, którzy starają się uchronić część dochodów przed niemieckim fiskusem na tajnych kontach za granicą. W razie grożącej im wpadki wystarczy, że zgłoszą samooskarżenie i unikną kary. Owszem, zapłacą zaległe podatki, ale tylko za ten okres, który nie został jeszcze objęty przedawnieniem, co jest dużo lepsze niż perspektywa powędrowania na jakiś czas za kratki.
Polskie przepisy w tej materii są ostrzejsze. W myśl artykułu 16 paragraf 5 Kodeksu karnego skarbowego zgłoszenie samooskarżenia nie przyniesie korzyści sprawcy, jeśli organ ścigania dysponuje już faktami świadczącymi o popełnieniu przez niego przestępstwa. Czynny żal pomaga wtedy, kiedy mamy do czynienia z zaniedbaniem obowiązków przez podatnika i w grę wchodzą stosunkowo niewielkie sumy podlegające rozliczeniu podatkowemu.
W Niemczech jest inaczej. Samooskarżenie stanowi wygodną deskę ratunku dla bogaczy deponujących duże pieniędze na kontach w tak zwanych rajach podatkowych, najczęściej w Szwajcarii i Luksemburgu. Po każdym zakupie przez władze któregoś z krajów związkowych CD z danymi o osobach utrzymujących takie konta, do niemieckich izb skarbowych wpływa kolejna fala samooskarżeń podatników, którzy chcąc uniknąć grożącej im kary pospiesznie uiszczają zaległe sumy.
Przypadek Alice Schwarzer
Najnowszym przykładem, potwierdzającym tę prawidłowość, jest sprawa Alice Schwarzer, czołowej niemieckiej feministki, założycielki i redaktorki naczelnej kobiecego dwumiesięcznika "Emma" i wziętej uczestniczki najrozmaitszych, telewizyjnych talk show, w których występuje zwykle w roli autorytetu moralnego, zabierającego głos w sprawach dotyczących praw kobiet.
Jak się okazało, Alice Schwarzer otworzyła w latach osiemdziesiątych konto bankowe w Szwajcarii, do której chciała się wtedy przenieść z powodów osobistych. W roku ubiegłym pani Schwarzer skorzystała z instytucji czynnego żalu i zgłosiła urzędowi skarbowemu, że nie rozliczyła właściwie dochodów z odsetek z sumy na tym koncie zdeponowanej. Po zapłaceniu zaległych 200 000 euro jej sprawa została zakończona.
Mówiąc ściślej, zostałaby zakończona, gdyby nie media, które ją nagłośniły. W rezultacie mamy w tej chwili do czynienia z publiczną dyskusją na jej temat, o tyle interesującą, że sama Alice Schwarzer występuje w niej w roli ofiary, skarżącej się na naruszenie jej sfery prywatnej i będącej obiektem publicznej nagonki.
Większość uczestników publicznej dyskusji w sprawie redaktorki "Emmy" krytykuje ją za brak odwagi do przyznania się do winy i przeproszenia za popełniony błąd, przeciwstawiając jej przypadek biskup Margot Käßmann, b. zwierzchniczki Ewangelicko-Luterańskiego Kościoła Krajowego Hanoweru, zatrzymanej w lutym 2010 roku przez policję za przejechanie samochodem skrzyżowania na czerwonym świetle. Jak się okazało, bp Käßmann była pod wpływem alkoholu. W cztery dni później pani biskup złożyła samokrytykę i ustąpiła z urzędu.
Czy zrezygnować z samooskarżenia?
W medialnej wrzawie wokół Alice Schwarzer po nagłośnieniu przez media jej kłopotów z fiskusem, znacznie ważniejszym wątkiem od jej reakcji na nie jest pytanie, czy Niemcy nie powinny zrezygnować z utrzymywania w prawie podatkowym instytucji czynnego żalu. Zdania w tej materii są podzielone.
Moraliści, tacy jak katolicki teolog i psychiatra Manfred Lütz, bronią tego rozwiązania jako wygodnej dla podatników i urzędu skarbowego drogi uniknięcia dodatkowych korowodów biurokratycznych po ujawnieniu nieprawidłowości w rozliczaniu podatków. - Każdy może popełnić błąd i należy mu dać prawo do uporania sią z nim o własnych siłach - twierdzi dr Lütz.
Część polityków widzi to inaczej. Wiceprzewodniczący frakcji SPD w Bundestagu Hubertus Heil podkreśla, że samooskarżenie broni sprawcy tylko w sprawach podatkowych i jest wyjątkiem w niemieckim prawie karnym. Z tej drogi uniknięcia odpowiedziałności nie mogą, na przykład, skorzystać ani malwersanci, ani osoby przyłapane na używaniu narkotyków. Dlatego należy z niej zrezygnować.
Rozwiązanie pośrednie proponuje socjaldemokratyczny minister finansów w Nadrenii Północnej-Westfalii Norbert Walter-Borjans. Jego zdaniem należy je utrzymać w przypadku osób winnych urzędowi skarbowemu stosunkowo niewielkie sumy. Natomiast milionerów, ukrywających duże pieniądze za granicą na tajnych kontach, należy surowo karać za przestępstwa podatkowe. Na inny aspekt tego zagadnienia zwraca uwagę ekspert finansowy CDU Norbert Barthle. - Instytucja samooskarżenia jest nam potrzebna tak długo, jak długo będziemy mieli do czynienia z rajami podatkowymi. Tylko w ten sposób nasze państwo może odzyskać należne mu podatk -, powiedział w wywiadzie dla telewizji publicznej ARD.
Carla Bleiker / Andrzej Pawlak
red. odp.: Małgorzata Matzke