1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW
MediaNiemcy

Media społecznościowe. Nie tylko rozrywka

17 listopada 2020

Na pierwszy rzut oka, memy, zdjęcia, wideo w sieci wydają się śmieszne, ale ich tło może być dużo poważniejsze, niż się wydaje.

Skrót "Q" oznacza ruch QAnon - ugrupowanie, które rozpowszechnia teorie spiskowe
Skrót "Q" oznacza ruch QAnon - ugrupowanie, które rozpowszechnia teorie spiskoweZdjęcie: picture-alliance/Zuma/S. Babbar

Przeżyć po raz kolejny rok 2020? Nie, dzięki - tak pomyśli pewnie wielu. Nawet osoby podróżujące w czasie, prawdopodobnie wolałby zawrócić. Sugerują to ostatnio tzw. memy - zabawne kombinacje tekstowo-obrazkowe na każdy temat, które krążą w internecie.

Szczególnie popularne są obecnie memy na temat koronawirusa. W samym środku pandemii, aby przetrwać kryzys, wiele osób pomaga sobie poczuciem humoru. Memy są fenomenem internetowym, którym użytkownicy chętnie i często się dzielą. Memy parodiują i krytykują, ale z przymrużeniem oka. Wynika to ze znaczenia tego słowa, które jest pochodzenia greckiego: „mimema - naśladowanie”. Memy wykorzystują coś, co już istnieje i nadają temu humorystyczny charakter. Ale nie zawsze są one wyłącznie nieszkodliwą formą rozrywki. Głównie w USA już dawno stały się częścią kampanii wyborczej prowadzonej w internecie. Dan Pfeiffer, były dyrektor ds. komunikacji prezydenta Baracka Obamy jest przekonany, że każdy obrazek, każdy mem, każde wideo jest kolejnym elementem układanki, która ma przekonać wyborców.

„Współczesne kampanie polityczne są nowoczesną wojną informacyjną, masowymi operacjami propagandowymi stosującymi tweety wysyłane przez boty, które podsycają oburzenie i manipulują doniesieniami. Strony na facebooku prowadzone z rejonów byłego Związku Radzieckiego docierają do większej liczby osób niż dziennik New York Times. A kraje takie jak Rosja, starają się aktywnie ingerować w wybory”- pisze Dan Pfeiffer w artykule dla internetowego magazynu „Wired”.

„Generał w wojnie na memy”

Szczególnie w USA często memy są używane do stwarzania dobrej atmosfery. Znaczącym przykładem jest Donald Trump Junior, który na Instagramie nazywa siebie „generałem w wojnie na memy” i dzieli się wieloma takimi obrazkami. Jeden z nich, który udostępnił również jego ojciec na Twitterze, był szczególnie kontrowersyjny. Pokazuje on obecnego prezydenta USA wskazującego palcem do kamery oraz wyświetlający się nad nim napis: „W rzeczywistości oni nie ścigają mnie, ale Ciebie". Stoję im tylko na drodze”. Twitter zablokował tweeta z tym memem – co utwierdziło Trumpa w jego przekonaniach.

Zablokowany na Twitterze, wciąż widoczny na Instagramie kontrowersyjny mem TrumpaZdjęcie: Donald Trump Jr./Instagram

W Niemczech i innych krajach europejskich taka „wojna informacyjna” nie jest jeszcze rozpowszechniona na taką skalę. Ale także tutaj zautomatyzowane programy komputerowe -wspomniane boty- napędzają kampanie wyborcze i dyskusję publiczną w mediach społecznościowych. Można to zauważyć w obecnej debacie na temat pandemii. Nie tylko zwolennicy komunikacji politycznej przejmują media społecznościowe dla własnych celów. Wykorzystują je także radykalne ugrupowania do rozpowszechniania swoich przekonań wśród osób o podobnych poglądach lub do przekonania tych, którzy są jeszcze niezdecydowani.

Chcesz skomentować ten artykuł? Zrób to na facebooku! >>

Radykalizacja osób zaprzeczających istnieniu koronawirusa postępuje w zawrotnym tempie, wyjaśnia ekspert internetowy i autor Sascha Lobo w swojej rubryce w „Spieglu”: „Osoby zaprzeczające istnieniu koronawirusa przechodzą nigdy wcześniej niewidzianą pandemiczną radykalizację w czasie rzeczywistym”.

Ekspert jest przekonany, że taka „błyskawiczna radykalizacja” może mieć miejsce wyłącznie w mediach społecznościowych i w połączeniu z nimi. Ale „nie można traktować osób zaprzeczających istnieniu koronawirusa czy nonkonformistów jako stałego ugrupowania. Ten ruch w lecie 2020 roku był czymś innym niż jesienią, między innymi dlatego, że jest teraz dosłownie zarażony ideologią spiskową QAnon".

Tego lata na facebooku pojawił się kolejny fenomen. Nagle, w grupach, które nie miały nic wspólnego z tematem koronawirusa, pojawiły się nawoływania do demonstracji antycovidowych. I tak w grupie współjazdy okazyjnej na facebooku wybuchła dyskusja o obostrzeniach pandemicznych. Następnie kilku użytkowników złożyło skargę lub opuściło grupę.

„Potrzebujemy umiejętności korzystania z mediów”

To dowód na to, że media społecznościowe są doskonałą pożywką dla takich ruchów. Pierwotnie założone w celu łączenia ludzi ze sobą oraz wymiany informacji, cele te mogą szybko i diametralnie się zmienić. „Jeżeli wykorzystywane są tylko te źródła informacji, które potwierdzają własną opinię, prowadzi to do coraz większego rozdrobnienia odbiorców”, wyjaśnia lingwista Lars Bülow z Uniwersytetu Wiedeńskiego w wywiadzie dla DW.

Z jednej strony, media społecznościowe tworzą związek ludzi o podobnych poglądach - pewną zbiorowość, „z drugiej strony, pojawia się też indywidualne uczestnictwo polityczne”. Media społecznościowe dają szansę na zainicjowanie procesów demokratycznych. „Widzimy to w feminizmie czy polityce klimatycznej” - powiedział Bülow. „Ale stwarzają również pewne ryzyko, jeśli używają ich osoby zaprzeczające obecności koronawirusa”.

Osoby zaprzeczające istnieniu Covid-19 spotkały się w Kolonii wiosną 2020 r.Zdjęcie: picture-alliance/dpa/Flashpic

Na tym właśnie polega dylemat, że boty i algorytmy kształtują codzienne życie w sieci i zazwyczaj bezwiednie wpływają na decyzje i kształtowanie opinii publicznej. W imponujący sposób pokazuje to dokument Netflixa zatytułowany: "The Social Dilemma", w którym byli pracownicy największych firm technologicznych w Dolinie Krzemowej je demaskują.

Coraz głośniejsze są apele, by zabronić ustawowo manipulacji danymi w sieci. Wielu polityków i działaczy wzywa do wprowadzenia regulacji i przepisów prawnych, które umożliwiłby odpowiedzialne cyfrowe współistnienie. 

„Potrzebujemy kompetencji medialnej, która zaczyna się w wieku szkolnym”- domaga się Michael Johann z Instytutu Mediów, Wiedzy i Komunikacji na Uniwersytecie w Augsburgu. Żeby jak najwięcej osób zdało sobie sprawę, że zielona żaba na zdjęciu przesłanym przez WhatsApp'a nie jest tylko zabawną ilustracją, lecz może być nawet odniesieniem do skrajnych prawicowców w USA.