1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Medycy z obcym paszportem mile widziani

Adam Peszke opracowanie
2 kwietnia 2024

64 tysiące lekarzy z zagranicy pomaga funkcjonować niemieckiej ochronie zdrowia. Niejeden szpital już by sobie bez nich nie poradził.

Deutschland Sondershausen 2024 | Oberarzt Jordanoski bei Patientenversorgung in Schockraum
Goran Jordanoski z Macedonii Północnej pracuje w szpitalu w TuryngiiZdjęcie: Michael Reichel/dpa/picture alliance

Dzwonek telefonu komórkowego wywołuje Gorana Jordanoskiego do oddziału ratunkowego. Trzeba się zająć pacjentem w sali urazowej. 43-letni specjalista z Macedonii Północnej kieruje centralnym oddziałem ratunkowym w szpitalu w Sondershausen w Turyngii.

Ten internista i lekarz pogotowia ratunkowego jest jednym z 64 tysięcy zagranicznych medyków, pracujących w niemieckich  szpitalach, gabinetach lekarskich i placówkach badawczych – na łączną liczbę 421 tysięcy czynnych zawodowo lekarzy. Nie tylko dla szpitala w Sondershausen, należącego do prywatnego operatora klinik KMG z kilkunastoma placówkami w Turyngii, Brandenburgii i Meklemburgii-Pomorzu Przednim, imigranci ze stetoskopem  są już od dawna niezbędni.

Znaczenie zagranicznych lekarzy

– Bez lekarzy z zagranicy  w naszej ochronie zdrowia  nie udałoby się utrzymać obecnego standardu – mówi wiceprzewodnicząca Federalnej Izby Lekarskiej (BÄK) Ellen Lundershausen. Przyznaje jednak, że brakuje ich również w ich krajach ojczystych.

Henriette Neumeyer, wiceprzewodnicząca Niemieckiego Zrzeszenia Szpitali (DKG) ocenia, że zagranicznych medyków potrzebują głównie wschodnioniemieckie kraje związkowe. 

200 organizacji i stowarzyszeń medycznych podkreśliło ostatnio znaczenie imigrantów dla systemu ochrony zdrowia. „Opieka medyczna i pielęgniarska w Niemczech nie chce i nie może zrezygnować z ich wkładu” – głosi opublikowana w połowie marca Deklaracja na rzecz Demokracji i Pluralizmu.

Goran Jordanoski, szef oddziału ratunkowego w Sondershausen w Turyngii, mieszka w Niemczech od 2011 roku Zdjęcie: Michael Reichel/dpa/picture alliance

Przede wszystkim szpitale

Według danych krajowych izb lekarskich w samej tylko Turyngii i Brandenburgii jedna czwarta lekarzy pracujących w szpitalach pochodzi z zagranicy. W Meklemburgii-Pomorzu Przednim – jedna piąta. Według BÄK w całych Niemczech 80 procent zagranicznych lekarzy pracuje w klinikach – „ponadproporcjonalnie często” w mniejszych placówkach i poza większymi miastami. W Sondershausen klinika KMG z oddziałami medycyny wewnętrznej, chirurgii ogólnej i wypadkowej, geriatrii i medycyny ratunkowej obsługuje powiat Kyffhäuser, który ma raczej wiejski charakter. Liczba pacjentów hospitalizowanych wynosi tam rocznie 6 tysięcy, a dochodzących 15 tysięcy.

Prawie połowa medyków – 30 z 63 – ma tam zagraniczny paszport, a w całej grupie KMG odsetek ten wynosi ponad 25 procent.

Liczące 21 tysięcy mieszkańców miasto powiatowe Sondershausen, oddalone o godzinę jazdy samochodem od stolicy Turyngii – Erfurtu, było przed zjednoczeniem Niemiec ośrodkiem górnictwa soli potasu. Dziś zmaga się z problemem nadmiernego starzenia się ludności i spadku jej liczby. – Zauważamy, że młodzi, wykształceni w Niemczech lekarze często chcą mieszkać w dużych aglomeracjach i nie mają ochoty na długi dojazd do pracy – mówi dyrektor kliniki Mike Schuffenhauer. 

Rosnące zapotrzebowanie na lekarzy

Zdaniem ekspertki DKG Henriette Neumeyer wiąże się to z ogólnym „trendem urbanizacyjnym”. Wiceprzewodnicząca BÄK Ellen Lundershausen zwraca z kolei uwagę na to, że absolwenci medycyny, przede wszystkim początkujący lekarze specjaliści, często szukają pracy w pobliżu miejsca, gdzie studiowali. – Jeśli ktoś studiował w Hamburgu, to jest skłonny zostać w Hamburgu. Jej zdaniem Niemcy tak czy owak kształcą od lat zbyt mało lekarzy.

Poza tym obecne pokolenia medyków inaczej wyobrażają sobie swoją pracę zawodową niż poprzednie i chcą spędzać więcej czasu z rodziną – tłumaczy Neumeyer. Dlatego jej zdaniem nie ma sprzeczności w tym, że mimo stale rosnącej liczby lekarzy wzrasta również zapotrzebowanie.

Wymagająca procedura nostryfikacji

Z kolei dla zagranicznych lekarzy Niemcy są zdaniem Neumeyer atrakcyjne jako miejsce pracy. – Wiadomo, że praktyczne kształcenie młodych lekarzy w niemieckich szpitalach jest bardzo dobre – potwierdza Goran Jordanoski. Mówi, że do Niemiec przyciągnęły go w 2011 roku dogodne możliwości doskonalenia zawodowego. W ojczystej Macedonii miał wówczas słabe perspektywy zawodowe, a kształcenie na lekarza specjalistę musiałby opłacić sam.

W Sondershausen z powodzeniem ukończył takie kształcenie w zakresie medycyny wewnętrznej i ratunkowej, jest lekarzem naczelnym i dyrektorem medycznym oddziału ratunkowego. 

Zagraniczni lekarze przechodzą według DKG wymagającą i często żmudną procedurę, prowadzącą do uznania ich dyplomów medycznych w Niemczech. – Nie mówi się im po prostu „zapraszamy” – wyjaśnia Neumeyer. 

Po 13 latach Jordanoski czuje się mocno zakorzeniony w regionie. – Czuję się swojsko, poznałem wielu ludzi, pacjenci są mili. Podoba mi się tu. Dodaje, że nigdy nie miał problemów z powodu swojego pochodzenia. Nie chce się przenosić do innej miejscowości ani do innego szpitala. Dla szefa kliniki Mike'a Schuffenhauera to dobra wiadomość: – Bardzo się z tego cieszymy.

(dpa/pesz)

Chcesz skomentować ten artykuł? Zrób to na facebooku! >>