Merkel jako Hitler. Czy upada polityczna kultura w Europie?
17 kwietnia 2013Wszystko zaczęło się w Grecji. Przed prawie trzema laty rozwścieczeni Ateńczycy wyszli na ulice z transparentami, na których Angela Merkel była przedstawiona w esesmańskim mundurze. Od tego czasu trudno się doliczyć porównań Niemiec i niemieckiej kanclerz z nazistami. Propagowany przez Angelę Merkel kurs bezwzględnych oszczędności cementuje jeszcze tylko bardziej w oczach wielu demonstrantów potęgę Niemiec w Europie i przypomina im czasy hitlerowskiej okupacji, którą życiem przypłaciły setki tysięcy Greków. O reszcie Europy nie wspominając.
70 lat później Grecy znów widzą siebie jako ofiary. Liczba samobójstw w tym kraju wzrosła w ubiegłych latach o jedną trzecią, ponad połowa młodych Greków nie ma pracy. Z uczuciem bezsilności większość społeczeństwa obserwuje, jak kryzys niszczy ich życiowe perspektywy. Ale swoją wściekłość na Niemcy artykułują nie tylko ludzie. Oliwy do ognia dolewają także greckie massmedia. Telewizyjne debaty pełne nazistowskiej polemiki mają najlepszą oglądalność.
"Hitlerowskie Niemcy wciąż żywe"
Ale Grecja to nie jedyny kraj, gdzie sięga się po takie porównania i symbolikę. Stosuje się ją także na Cyprze, gdzie niemieckich okupantów nie było. Kiedy ostatnio strach obleciał tam drobnych ciułaczy, że będą musieli swoimi centami ratować cypryjskie banki, na plakatach podczas demonstracji pojawił się wizerunek Angeli Merkel z wąsikiem Adolfa. "Nazi Germany still alive" ("Nazistowskie Niemcy wciąż żywe") widniało na transparentach. W Hiszpanii, jeden z profesorów ekonomii pomstował na łamach jednej z najpoważniejszych gazet ekonomicznych tego kraju, że Merkel "jak Hitler wypowiedziała wojnę reszcie Europy, by tym razem zabezpieczyć sobie życiową przestrzeń gospodarczą". Pomimo, że redakcja wycofała potem ten artykuł, zatruty klimat pozostał.
Niewiele znaczy, że takie porównania i zarzuty są bezsensowne z historycznego punktu widzenia. "Są absolutnie nie na miejscu, ale są zrozumiałe z psychologicznego punktu widzenia", tłumaczy długoletni europoseł Olaf Schwencke z SPD, politolog i kulturoznawca będący prezesem Niemieckiego Zrzeszenia Europejskich Fundacji Kulturalnych (ECF). W jego przekonaniu dzieje się tak za sprawą zbiorowej pamięci narodów, które cierpiały pod hitlerowską okupacją. "Jeżeli przychodzi jakieś wyzwanie, pojawiają się tak nieadekwatne reakcje", twierdzi Schwencke.
Koniec kultury politycznej
Schwencke krytykuje niemiecką politykę za to, że w ubiegłych miesiącach nikt nikomu nie uświadomił, że akt niemieckiej pomocy jest wyrazem europejskiej solidarności, a nie chęcią pouczania kogokolwiek. Postawa "My postępujemy właściwie, więc róbcie tak, jak my" jest błędną drogą.
"Z tego powodu Niemców uważa się za belfrów i to nie tylko w Grecji", napisał w "Sueddeutsche Zeitung" grecki publicysta Petros Markaris, który nie szczędzi słów krytyki także pod adresem swojego kraju. "Prawie wszystkie narody bałkańskie czują się jak niewinne ofiary", a o Niemcach sądzi się, że "są dumni ze swoich osiągnięć i chcą żeby cała reszta Europy, a przede wszystkim wszyscy południowcy ich naśladowali" ignorując przy tym, że "południe Europy ma zupełnie inna kulturę".
Współodpowiedzialność Niemiec
Z kolei największy niemiecki tabloid "Bild" uważa Niemcy za ofiary i dobroczyńców Europy. "Ta dyskusja o roli ofiary jest wyrazem zadufania w sobie", krytykuje Ulrike Guérot, kierująca berlińskim biurem European Council of Foreign Relationes (ECFR), thinktanku tworzącego idee polityki europejskiej.
"Nie widać w tym ani krzty niemieckiej współodpowiedzialności". Za równie fatalne uważa ona hasła typu "Europa mówi po niemiecku", przy pomocy którego to stwierdzenia Volker Kauder, szef klubu parlamentarnego chadeków w roku 2011 dolał tylko oliwy do ognia i którego nikt mu nie zapomniał.
A przecież można by podchodzić do siebie z wzajemnym respektem, przejawiając więcej delikatności i wyczucia. "To wszystko pokazuje tylko, jak cieniutka jest powłoka kulturowego lakieru, jakim Europa pokryła się w okresie 50 lat integracji", zaznacza Ulrike Guérot.
Czy kłaść to na karb niemieckiej polityki kulturalnej ostatnich dziesięcioleci? Nie, twierdzi Ulrike Guérot. Winien jest kryzys, który przybrał rozmiary, jakich jeszcze świat nie widział. "Tu nie chodzi o kryzys euro czy zadłużenie południa Europy. Chodzi o kryzys kapitalizmu, kryzys banków, kryzys suwerenności i całego systemu".
Złożoność kryzysu
Mamy do czynienia z wysoce kompleksową sytuacją, w której brakuje kulturowej debaty. "Kiedy rzeczy stają się zbyt kompleksowe, najłatwiej sięgnąć po najprostsze odpowiedzi". W Niemczech zbyt długo na kompleksowość kryzysu odpowiadano, że to wina "leniwych Greków". Takim samym uproszczeniem inni odpowiadają teraz Niemcom: "Merkel to Hitler". Z tego względu ważni są tłumacze. "Tłumacze w pojęciu kulturowym: ludzie, którzy jeszcze łapią się w tym, co dzieje się obecnie we Włoszech, czy dlaczego Francuzi czują się jakby przejechał po nich czołg "modéle allemand"("model niemiecki").
Czy są to więc tylko zakłócenia w komunikacji? "Owszem, ale także ważna kwestia polityczna", twierdzi Olaf Schwencke. "Można się było spodziewać takiej agresji i porównań z hitlerowcami. Jeżeli pomyślano by o tym odpowiednio wcześniej, można byłoby przeciwdziałać temu przy pomocy programu zażegnania konfliktów na gruncie kulturowym, na przykład przyznając więcej środków Instytutom Goethego".
Niedofinansowana kultura
"Europa dużo zainwestowała w gospodarkę, ale zbyt mało w kulturę i wspólne wartości", twierdził Petros Markaris już na początku 2012 roku. "Z korzyścią dla obydwu stron byłoby, gdyby rozemocjonowanym Grekom przybyło trochę rozsądku, a racjonalnym Niemcom nieco empatii" - radził.
Do podobnego wniosku doszedł berliński thinktank "Wszyscy powinni nieco dać po hamulcach", radzi Ulrike Guérot. "Oczywiście, że model cypryjskiego biznesu był nieco chaotyczny, ale przymykaliśmy na to oczy i robiliśmy tam interesy. Oczywiście, że Francuzi muszą przeprowadzić reformy strukturalne, ale oni też nie są bez racji, kiedy twierdzą, że Niemcy uprawiają dumping socjalny. Każdy robi jakieś błędy.", zaznacza Ulrike Guérot. Zamiast wytykać innych palcem, trzeba prowadzić kulturowy dyskurs, radzi. "Europa byłaby tego godna".
Sabine Oelze / Małgorzata Matzke
red.odp.: Elżbieta Stasik