Miasta pod znakiem swastyki – praca przymusowa na prowincji
23 marca 2010Nie byłoby przypuszczalnie tej wystawy, gdyby nie Friedrich Flick, robotnicy przymusowi i trójkąt miast w Górnym Palatynacie, w pobliżu Ratyzbony: Maxhuette-Haidhof, Teublitz i Burglengenfeld. W dwóch z tych trzech miast ulice noszą imię Flicka, niemieckiego przemysłowca i multimilionera, skazanego w procesie norymberskim za rabunki na terenach okupowanych przez Niemcy, zatrudnianie do pracy niewolniczej i wspieranie SS.
„Jak to możliwe, że w 2010 roku świadomie honoruje się kogoś skazanego za zbrodnie wojenne?” – pyta Chris Humbs, dziennikarz z Berlina.
Chris Humbs pochodzi z Górnego Palatynatu. W ubiegłym roku, kiedy szukał w Niemczech miejsc, gdzie honorowani są naziści, potknął się o rodzinny region. Flick przez dziesięciolecia był tam największym pracodawcą. Huta stali Maxhuette, zamknięta w 2002 roku, w swoich najlepszych czasach zatrudniała 9 tys. pracowników. Mieszkańcy wdzięczni są za to do dzisiaj.
Niechętnie pamiętają, że w tym samym koncernie w latach II wojny światowej pracowało od 40 do 60 tys. robotników przymusowych, więźniów obozów koncentracyjnych i jeńców wojennych. W wyjątkowo ciężkich warunkach.
„Sam pracowałem 20 lat temu w hucie – mówi Chris Humbs – I też nie byłem tego świadomy. Trochę wynika to z wychowania, specyfiki tego regionu. Także 20 lat temu był to temat tabu”.
Przełamać milczenie
Tabu, które dzisiaj region próbuje przełamać. Pomóc ma w tym wystawa „Trójkąt miast pod znakiem swastyki – praca przymusowa na prowincji”. Zainicjował ją skupiający blisko 30 osób projekt „Praca przymusowa”, powołany do życia w ubiegłym roku w Berlinie przez Chrisa Humbsa.
„Wystawa zawiera mnóstwo dokumentów, fotografii z regionu, wygrzebanych z lokalnych archiwów. Wiele z nich ujrzało światło dzienne po raz pierwszy” – tłumaczy współtwórczyni wystawy Sarah Jost.
Część wystawy stanowi pokazywana już w wielu miejscach wystawa Fundacji Polsko-Niemieckie Pojednanie: „Zachować pamięć. Praca przymusowa i niewolnicza obywateli polskich na rzecz III Rzeszy 1939-1945”. Jej trzon odnosi się jednak do regionu, co jest najważniejszym aspektem, uważa Chris Humbs:
„Wystawa ma rozbudzić świadomość. Nikt nie zaprzecza, że w Maxhuette pracowali robotnicy przymusowi, ale w jakich warunkach? Jak żyli? Mieszkańcy prawie nic dzisiaj o tym nie wiedzą”.
Najmniej wie młodzież, mimo niezliczonych lekcji historii poświęconych brunatnej przeszłości. Uczniowie gimnazjum w Burglengenfeld przygotowali więc swoją wystawę, miesiącami grzebali w archiwach, rozmawiali z mieszkańcami:
„Czym innym jest ogólna wiedza o pracy przymusowej, czym innym odkrycie, że też tutaj, gdzie mieszkam, gdzie znam te wszystkie kąty, 70 lat temu ludzie byli zmuszani do pracy niewolniczej. To robi wrażenie” – przyznaje gimnazjalista Baltazar Dusch.
Obydwie wystawy wsparła finansowo Fundacja „Pamięć, Odpowiedzialność i Przyszłość”, rzadko dotująca lokalne inicjatywy:
„Ważne są dla nas nie tyle same wystawy, ile rozbudzenie dyskusji. Zależy nam, żeby pamięć o pracy niewolniczej nie była muzealizowana” - argumentuje Martin Bock z Fundacji.
Ulica Flicka zostaje
Wystawa „Praca przymusowa na prowincji” jest pilotowym projektem. Ma być podstawą kolejnych wystaw, uzupełnianych lokalnymi odniesieniami.
„Uważamy, że w wielu regionach Niemiec jest względnie duża potrzeba rozprawienia się z własną, lokalną przeszłością” – uważa Sarah Jost.
Zainteresowanie zgłosił już Erfurt, gminy Badenii-Wirtembergii. W Maxhuette-Haidhof, Teublitz i Burglengenfeld proces konfrontacji z przeszłością dopiero się zaczął. Ulica imienia Flicka decyzją radnych Maxhuette, reprezentantów wszystkich partii, na razie zostaje. Propozycja jej przemianowania wywołuje bowiem tyle samo zwolenników, co przeciwników. Kilka wypowiedzi z ulicznej sondy, jaką przeprowadziła bawarska telewizja:
- „Co miałoby to przynieść? To przecież część naszej historii”
- „Jestem przeciwko, wiem od mojej teściowej, że za Flicka przynajmniej była tu praca, a to najważniejsze”.
- „Jestem za, przede wszystkim ze względu na pamięć o ofiarach, ale ludzie wiążą z tą ulicą wspomnienia. Ci, którzy tam wyrośli, pracowali w Maxhuette, zarabiali tam na życie. Myślę, że każdy musi sam zadecydować”.
W dniu otwarcia wystawy sala „Huettenschenke”, miejscowej gospody, równie zakorzenionej w lokalnej tradycji jak huta, pękała w szwach.
„Zależy nam, żeby nie redukować dyskusji do nazwy ulicy – argumentuje burmistrzyni Maxhuette-Haidhof, Susanne Plank (CSU) – Myślę, że ta wystawa jest dopiero zalążkiem dyskusji. Chyba najważniejsze jest to, że mamy odwagę stawić czoła przeszłości, zastanowić się, jak poradzić sobie z faktem, że zawdzięczamy coś zbrodniarzowi wojennemu. To trudne”.
Elżbieta Stasik
red. odp.: Marcin Antosiewicz