1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Milcząca większość zabiera głos. Protesty przeciwko AfD

Alexandra Jarecka opracowanie
19 stycznia 2024

Po ujawnieniu spotkania prawicowych ekstremistów z politykami AfD i CDU w Niemczech rodzi się społeczny opór. Mieszkańcy wychodzą na ulice.

Wtorkowa demonstracjaprzeciwko AfD w Kolonii
Na wtorkowej demonstracji przeciwko AfD w Kolonii spodziewano się 1000 osób, przyszło około 30 tysięcyZdjęcie: Ying Tang/NurPhoto/picture alliance

W 1958 roku pisarz Erich Kästner, spoglądając wstecz na okres nazizmu, doszedł do wniosku, że „zdarzenia z okresu 1933 -1945 trzeba było zwalczyć najpóźniej w 1928 roku. Potem było już za późno. Nie wolno czekać, aż walka o wolność będzie nazywana zdradą ojczyzny. Nie wolno czekać, aż kula śnieżna zamieni się w lawinę” – napisał Kästner.

Prawdopodobnie przekonanie to podziela obecnie tysiące osób, które wychodzą na ulice niemieckich miast – Essen, Rostocku, Lipska czy Bremy – w proteście przeciwko AfD. Demonstracje nie ustają, kolejnych 90 jest planowanych w całych Niemczech na weekend. Udział w nich przerasta wszelkie oczekiwania.

We wtorek, 16 stycznia, w Kolonii zgłoszono około tysiąca demonstrantów, a przyszło około 30 tysięcy – pomimo przeszywającego zimna. Jeden z nich zapytany przez ekipę telewizyjną, czy często już demonstrował, odpowiedział przecząco. Dla niego był to pierwszy raz. Na pytanie, dlaczego właśnie teraz, odpowiedział: – Przecież to oczywiste, znaleźliśmy się w czasach nazistowskich.

Nie tylko popularni w Niemczech artyści, jak piosenkarz rockowy Udo Lindenberg, wokalista kolońskiej grupy BAP Wolfgang Niedecken czy aktor Matthias Barndt zachęcają do udziału w protestach, ale także wiele klubów Bundesligi manifestuje swoje stanowisko. „Nigdy więcej! Przybywajcie wszyscy” – pisze FSV Mainz 05. Christian Streich, trener FC Freiburg, twierdzi, że „jest za pięć dwunasta”, a jego kolega z klubu RB Lipsk, Marco Rose, ostrzega: – Bardzo ważne jest, aby przeciwstawiać się głupocie i prawicowemu ekstremizmowi w każdej postaci.

AfD częścią politycznego spektrum

Służby ochrony konstytucji od dłuższego czasu klasyfikują AfD częściowo jako partię skrajnie prawicową. Niemniej jednak przez długi czas panowała cisza. – Myślę, że ludzie w ostatnich latach praktycznie przyzwyczaili się do tego, że AfD stała się częścią sceny politycznej – mówi Katja Hoyer, historyczka King's College w Londynie i autorka książki „Diesseits der Mauer” (Po tej stronie muru - Nowa historia NRD).

Do wyraźnego poruszenia doszło po ujawnieniu przez sieć dziennikarzy śledczych Correctiv szczegółów tajnego spotkania, które odbyło się 25 listopada 2023 roku pod Poczdamem , a w którym wzięli udział politycy AfD, CDU oraz skrajnie konserwatywnego stowarzyszenia Werteunion.

– Zapoznanie się teraz ze szczegółami tego spotkania, wywołuje szok – mówi historyczka Hoyer. –Mimowolnie myśli się o własnym przyjacielu, kolegach, sąsiadach, którzy według tych planów znaleźliby się na jakichś listach deportacyjnych.

Plany „reemigracji”

Obecny na spotkaniu skrajnie prawicowy działacz ruchu identytaryzmu z Austrii Martin Sellner potwierdził, że mówił o reemigracji. Kiedy skrajni prawicowcy używają tego terminu, zazwyczaj mają na myśli, że duża liczba osób obcego pochodzenia powinna opuścić kraj - także siłą. Konkretnie miała być omawiana deportacja milionów ludzi do Afryki. W przytłaczający sposób przypomina to plany nazistów dotyczące przymusowego przeniesienia europejskich Żydów na Madagaskar. – To budzi w niemieckiej duszy strach – mówi Hoyer. – Burzy porządek społeczny. I tym tłumaczę sobie obecnie dużą frekwencję na demonstracjach – dodaje.

Według socjologa Armina Nassehiego na ulice wychodzą teraz ci, którzy od dawna czekali na odpowiednią okazję, aby dać wyraz swojemu sprzeciwowi wobec AfD. – To faktycznie ci, których można nazwać milczącą większością – uważa socjolog. To ta najliczniejsza część społeczeństwa, która zazwyczaj nie wyraża swoich poglądów, ponieważ w gruncie rzeczy jest zadowolona. – Empiryczne badania społeczne mówią nam, że ludzie są znacznie bardziej zadowoleni ze swojej osobistej sytuacji, niż to oddaje opinia publiczna – wyjaśnia. Ponieważ dla większości ludzi zazwyczaj obowiązuje zasada, że nie wypowiadają się ani w mediach społecznościowych, ani nie uczestniczą w demonstracjach. To stwarza wrażenie, że społeczeństwo jest silnie spolaryzowane, ponieważ publicznie głos zabierają przede wszystkim ci z bardzo wyraźnymi poglądami. Ci umiarkowani, którzy stanowią większość, milczą. – Ale teraz jest taki moment, w którym milcząca większość zdaje sobie sprawę, że rzeczywiście gra toczy się o dużą stawkę. I zabiera głos – wyjaśnia Nassehi.

To prawdopodobnie nie osłabi poparcia dla AfD, na co wskazują także najnowsze sondaże. Według socjologa demonstracje mogą wywołać efekt poparcia wśród sympatyków AfD w stylu: „Znowu te dziwne elity lewicowo-zielone mają coś przeciwko nam”.

Ale to jest błędne myślenie w tym sensie, że protestują nie tylko przekonani lewacy. – Protesty można również zinterpretować pozytywnie i stwierdzić, że widzimy, iż niezależnie od wszystkich bieżących wydarzeń widać dużą stabilność wyborców, którzy są nieosiągalni dla AfD i ogólnie dla radykalizmu społecznego – uważa socjolog. 

Nie tracić z oczu popularności AfD

Z kolei dla historyczki Katji Hoyer demonstracje niosą także ryzyko wzmacniania przekonania wśród partii demokratycznych, że nie muszą reagować merytorycznie na AfD. W myśl zasady: „To tak czy inaczej obrzydliwi ludzie, po prostu nie powinno się ich wybierać”. Zdaniem Hoyer ważne jest, aby nie tracić z pola widzenia faktu, że wzrost popularności AfD w sondażach to stosunkowo nowe zjawisko. W związku z tym nie wszyscy zwolennicy tej partii muszą być prawicowymi ekstremistami.

– Jednak można zauważyć, że poparcie dla AfD nawet w czasie kryzysu COVID-19, pomimo wszystkich perturbacji, osłabło, ale teraz wielu mówi, że to, co proponuje centrum, już nie działa – stwierdza Hoyer. Historyczka przypisuje to kombinacji kryzysowych obciążeń spowodowanych inflacją, wojną w Ukrainie i decyzjami koalicji rządowej SPD, Zielonych i FDP. Dlatego ważne jest, aby nie rezygnować z wyborców AfD i konfrontować się z ich opiniami. – Co nie oznacza, że należy się z tymi opiniami zgadzać. To przecież też nie działa, jak widać po wypowiedziach szefa CDU Friedricha Merza, na przykład odnośnie odmowy udzielenia azylu. Ale nie można ignorować tych tematów – wskazuje Heuer.

Niemcy krajem imigracyjnym 

Socjolog Nassehi zaleca, aby nie przejmować bezkrytycznie kontrowersyjnych sformułowań polityków AfD, ale przedstawić je w kontekście merytorycznym. – Prawie 40 procent wszystkich uczniów szkół podstawowych w Niemczech pochodzi z rodzin imigrantów. Jesteśmy udanym krajem imigracyjnym. Zawsze istnieje to zniekształcone wyobrażenie o migracji – wskazuje Nassehi i dodaje, że jest optymistą. Bo z tej perspektywy cała sytuacja ma zdecydowanie także pozytywny aspekt. – Po tym strasznym spotkaniu z przerażającymi opiniami teraz już nikt nie może się wymigać i powiedzieć, no cóż, AfD jest po prostu nieco bardziej konserwatywną alternatywą. Nie jest nią, jest skrajną prawicą. W zasadzie wiadomo było już wcześniej, ale teraz naprawdę nie można już przymknąć oczu – uważa Armin Nassehi.

Protesty przeciwko AfD

00:50

This browser does not support the video element.

(DPA/jar)

Bądź na bieżąco i zostań jednym z prawie 60 tysięcy obserwujących naszą stronę na facebooku! Tam też skomentujesz nasze artykuły >>