Rok od katastrofy malezyjskiego boeinga. Pytania te same
17 lipca 2015Holenderska grupa badająca przyczyny katastrofy lotniczej z 17 lipca ub. roku informuje w swoim raporcie jedynie o „znacznej ilości obiektów”, które „z dużą prędkością” podziurawiły kadłub samolotu. Oznacza to, że samolot został zestrzelony. Żaden z pasażerów i członków załogi nie przeżył.
W Holandii, skąd pochodziło najwięcej pasażerów tragicznego lotu, trwają dzisiaj (17.07.2015) uroczystości żałobne. W całym kraju zostały opuszczone flagi, w Nieuwegein koło Utrechtu odbyła się niepubliczna ceremonia zorganizowana przez rodziny ofiar. Uczestniczył w niej premier Holandii Mark Rutte.
W Australii, skąd pochodziło 38 ofiar, premier Tony Abbot odsłonił w Canberze płytę upamiętniającą ofiary katastrofy MH17.
Umyślne zestrzelony
Przed ceremonią Abbot powiedział stacji telewizyjnej ABC, że samolot został „umyślnie” zestrzelony przez rebeliantów, którzy działali z poparciem Rosji.
Również prezydent Ukrainy Petro Poroszenko jest przekonany, że samolot zestrzelono z „broni o najnowocześniejszej technologii“, która jedynie z Rosji mogła dostać się w ręce prorosyjskich separatystów”. A to z kolei – zaznacza Poroszenko – było możliwe poprzez „bezpośredni rozkaz” najwyższego politycznego i militarnego dowództwa Rosji.
Żałobie towarzyszą w dalszym ciągu niewyjaśnione sprawy: Kto ponosi odpowiedzialność za katastrofę? Jak dokładnie do niej doszło? Co rusz do opinii publicznej przenikają nowe szczegóły tragedii. Australijskie media zaprezentowały w rocznicę katastrofy wideo, pokazujące prorosyjskich separatystów krótko po rozbiciu samolotu.
Kolejny dowód?
W krótkim filmie, nagranym na miejscu tragedii za pomocą telefonu komórkowego, widać palące się szczątki samolotu i walizki. Kilku mężczyzn, najwyraźniej separatystów, otwiera plecaki, wyciąga z nich odzież i sprzęt elektroniczny.
W tle słychać rozmowy telefoniczne, w których padają wyjaśnienia, że chodzi o cywilny samolot, a ofiary to obcokrajowcy. „Kto im pozwolił lecieć tym korytarzem powietrznym?”, pyta jedna z osób na filmie. Minister spraw zagranicznych Australii Julie Bishop skomentowała, że „oglądanie tego jest odrażające”, przyznała jednak, że nie potrafi zweryfikować tego materiału.
Sprawiedliość w imię niewinnych ofiar
Minister spraw zagranicznych Niemiec Frank-Walter Steinmeier żąda „pełnego wyjaśnienia” przyczyn katastrofy. Ci, którzy przyczynili się do niej „bezpośrednio lub pośrednio” muszą zostać pociągnięci do odpowiedzialności, powiedział Steinmeier. Wśród ofiar katastrofy było także czterech obywateli Niemiec.
W podobnym tonie wypowiedziała się szefowa unijnej dyplomacji Federica Mogherini. Zapewniła, że UE wspiera wysiłki zmierzające do utworzenia wiążących i wiarygodnych ram oskarżenia.
Putin przeciwko
Malezja, Australia, Holandia i Ukraina domagają się powołania trybunału ONZ, który wyjaśni tło katastrofy MH17. Przeciwny temu jest jednak prezydent Rosji Władimir Putin. Jak donosi Kreml, propozycja ta jest „przedwczesna i nieproduktywna”, a w trakcie dochodzenia tworzy się przepaść między Moskwą a Zachodem odnośnie konfliktu ukraińskiego.
Boeing 777 rozbił się 17 lipca 2014 w drodze z Amsterdamu do Kuala Lumpur. Do tragedii doszło nad obszarze wschodniej Ukrainy. Dotychczasowe śledztwo wykazało, że maszyna została trafiona przez pocisk rakietowy wystrzelony z pojazdu obrony powietrznej. Ukraiński rząd i rządy państw Europy Zachodniej podejrzewają prorosyjskich separatystów, Moskwa tymczasem obarcza odpowiedzialnością Kijów.
Czekanie na wyniki raportu
Holenderscy śledczy badający przyczyny katastrofy już jesienią ubiegłego roku zapowiedzieli, że przedstawią swój raport końcowy w pierwszą rocznicę tragedii. Ma on być podstawą ewentualnego dochodzenia karnego. Na razie jednak zespół odmawia przedstawienia szczegółów, wyjaśniając, że raport z komentarzami przesłał do krajów uczestniczących w śledztwie. Opinia publiczna musi się uzbroić w cierpliwość do początku października br.
Tymczasem kanał informacyjny CNN podał, że eksperci piszą w raporcie, że samolot został zestrzelony przez prorosyjskich separatystów.
DW, Tagesschau / Katarzyna Domagała