1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Może i u nas się uda. Solidarność oczami opozycji w NRD

11 września 2020

Solidarność dodaje skrzydeł wschodnioniemieckim opozycjonistom. Władze NRD jednak brutalnie zwalczają wszelkie przejawy sympatii z polskim ruchem. Obawiają się, że obywatele NRD połkną „bakcyla” z Polski.

Biało-czerwona flaga, którą Roland Jahn przymocował ją do swojego roweru
Biało-czerwona flaga, którą Roland Jahn przymocował ją do swojego roweruZdjęcie: Robert Havemann Geselschaft

Młody, długowłosy mężczyzna jedzie rowerem przez szare ulice Jeny, średniej wielkości miasta w Turyngii we wschodnich Niemczech. Za chwilę zaczyna się jego zmiana w państwowych zakładach optycznych Carl Zeiss, gdzie pracuje w dziale transportu. Ale gdy dojeżdża na miejsce i na przyzakładowym parkingu odstawia rower, podchodzą do niego funkcjonariusze Policji Ludowej. Zatrzymują, po czym przekazują w ręce Stasi – służby bezpieczeństwa Niemieckiej Republiki Demokratycznej. Jest 1 września 1982 roku.

Zatrzymany mężczyzna to 29-letni Roland Jahn. Zostaje aresztowany za znieważenie symboli państwowych. Do roweru, którym jeździ, przymocowana jest bowiem mała biało-czerwona flaga, a na niej wymalowane po polsku hasło „Solidarność z polskim narodem”. Dzień wcześniej mijają dwa lata od powstania Solidarności; ruchu, którym fascynuje się także wschodnioniemiecka opozycja demokratyczna.

Roland Jahn: Było dla mnie ważne, żeby duch Solidarności się rozpowszechniłZdjęcie: Picture-Alliance/dpa

Cała nadzieja w Solidarności

W tym samym czasie swój wyrok odsiaduje w Cottbus Knut Dahlbor. Gdy w styczniu 1981 roku zostaje aresztowany, ma 20 lat. Trzy lata wcześniej w Halle nad Soławą zaczyna działać w opozycyjnych środowiskach NRD. Gdy w 1976 roku, po występie w Kolonii niemiecki śpiewak, pisarz, poeta i dysydent Wolf Biermann nie otrzymuje zezwolenia na powrót do NRD i zostaje pozbawiony obywatelstwa, rusza lawina protestów. Przeciwko władzom NRD występują artyści. Chcą więcej wolności i więcej demokracji. Nastoletni Knut jest przesiąknięty atmosferą tych dni i pochłonięty dyskusjami. – Zastanawialiśmy się, co możemy zmienić i jakie mamy ku temu możliwości. To był dla mnie niezmiernie ważny i ekscytujący czas – wspomina. 

Parę lat później emocje wracają za sprawą wydarzeń w Polsce i narodzin Solidarności. – Mieliśmy przeświadczenie, że to, co dzieje się w Polsce, przełoży się na NRD i inne kraje bloku wschodniego, że ta iskierka przeskoczy dalej – mówi. Dahlbor dużo rozmawia ze swoimi przyjaciółmi o Solidarności, są dla niej pełni uznania, podziwiają, że za wschodnią granicą „udało się”. Dostrzegają paralelę do NRD: rosnące niezadowolenie z warunków życia i pracy – bodziec, który sprawił, że powstała Solidarność. Chłoną jej idee.

Knut Dahlbor z węgierską przyjaciółką, lata 80. Zdjęcie: Privat

Także Roland Jahn ma nadzieję, że to, co dzieje się w Polsce, stanie się możliwe w NRD. – Było dla mnie ważne, żeby ten duch Solidarności się rozpowszechnił. Próbowałem tłumaczyć, czego chce Solidarność, o jakie prawa się upomina. Ale chciałem też działać z większą symboliką, stąd ta flaga przymocowana do roweru – mówi. Jahn podkreśla, że sygnał płynący z Polski był ważny nie tylko dla opozycjonistów, ale zmieniał także sposób patrzenia „zwykłych” Niemców z NRD. – Pokazywał, że jest nadzieja, że ludzie mogą odważyć się organizować, łączyć – wspomina.

– Czasami, gdy spotykaliśmy się ze znajomymi, żartowaliśmy, że to zgromadzenie to Solidarność. Nawet spotkanie w knajpie albo wspólny posiłek to było zgromadzenie Solidarności. Te żarty były wyrazem marzenia o takim niezależnym ruchu także u nas. Duch Solidarności był obecny w wielu działaniach ówczesnej opozycji – dodaje Roland Jahn, który pełni obecnie funkcję Federalnego Pełnomocnika ds. Akt Stasi, czyli kieruje urzędem badającym i zabezpieczającym dokumenty pozostałe po enerdowskiej bezpiece.

Więzienie dla niepokornych 

Knut Dahlbor do dziś nie wie, jak to się stało, że jego list nadany w Bułgarii (Dahlbor próbował tą drogą uciec do Grecji) i adresowany do przyjaciela w RFN, zostaje przechwycony przez Stasi. Na kopercie nie ma nadawcy, a w środku nic nie wskazuje na to, kto go wysłał. Dahlbor krytykuje w nim władze NRD i warunki życia w kraju. Za „próbę ucieczki do RFN i szpiegostwo” zostaje skazany na cztery i pół roku więzienia. Najpierw na pół roku zostaje osadzony w areszcie śledczym, potem 48 dni spędza w pojedynczej celi. Zaznacza, że wprawdzie nie znęcano się nad nim fizycznie, ale ten czas był dla niego psychiczną torturą. – Nie sposób nie zmienić się, gdy nikt do ciebie nie mówi. Pamiętam moją radość, kiedy wzywano mnie na przesłuchania, ulgę, że wreszcie ktoś się do mnie odezwał. Wyrok prawie pięciu lat odsiadki był ogromnym ciosem. Ale kiedy znalazłem się w więzieniu w Cottbus, poznałem mnóstwo osób, które czuły to samo, co ja. To sprawiło, że zyskałem siłę – wspomina Dahlbor.

Biało-czerwoną flagę z napisem „Solidarność z polskim narodem” Roland Jahn przypina do roweru wielokrotnie przed zatrzymaniem. Początkowo, jeszcze przed wprowadzeniem stanu wojennego w Polsce, jeździ po Jenie z biało-czerwoną flagą bez napisu, ale postronni ludzie i tak wiedzą o co chodzi. – Pamiętam, jak jechałem zatłoczoną ulicą i nagle ktoś krzyknął do mnie: Solidarność! To był sygnał, że ludzie faktycznie interesują się wydarzeniami w Polsce – mówi.

Roland Jahn po opuszczeniu więzienia (1983) Zdjęcie: Robert-Havemann-Gesellschaft/dapd

Działania Jahna są bacznie obserwowane przez wszechobecną bezpiekę. Zresztą mężczyzna ma już w Stasi grubą teczkę. We wcześniejszych latach jest wielokrotnie zatrzymywany za protesty i prowokacje wymierzone w komunistyczne władze NRD. W 1977 roku za aktywność polityczną wylatuje ze studiów i trafia do pracy fizycznej w zakładach Carl Zeiss. Ale latem 1982 roku miarka najwyraźniej się przebiera. Po aresztowaniu za jazdę z flagą „Solidarność” i pod zarzutem publicznego znieważenia porządku państwowego Jahn dostaje wyrok 22 miesięcy więzienia. Za kratami spędza ponad pół roku. Po wyjściu na wolność ponownie angażuje się w działalność opozycyjną.

Obawy Ericha Honeckera

Władze NRD obawiają się, że obywatele ich kraju połkną „bakcyla” i zainspirują się wydarzeniami w Polsce. „Nie możemy nie doceniać możliwości, że polska choroba będzie się rozprzestrzeniać” – mówi w sierpniu 1981 roku podczas rozmowy z Leonidem Breżniewem sekretarz generalny KC Socjalistycznej Partii Jedności Niemiec (SED) Erich Honecker.

„Obawy nie były zupełnie bezzasadne” – pisze Filip Gańczak w swojej książce „Polski nie oddamy. Władze NRD wobec wydarzeń w PRL 1980-1981”. 17 września zastrajkowali pracownicy berlińskiej kolei miejskiej. Dzień później powołano komitet strajkowy. Domagano się podwyżki płac i odwoływano się do sytuacji w Polsce. Wschodnioniemieckie media nie informowały o proteście, a po kilku dniach został on złamany. Jak podkreśla Gańczak, „strajk był jednak dla SED poważnym ostrzeżeniem i nie został zlekceważony”. Autor przytacza fragment pisma Ericha Mielkego, ministra bezpieczeństwa państwowego NRD, w którym napomina on podwładnych, że „należy skutecznie zapobiegać wszelkim zjawiskom ‘zarażenia się’ NRD poglądami i działaniami kontrrewolucyjnymi od PRL”. Erich Honecker miał być przeniknięty „strachem do szpiku kości” w związku z wydarzeniami w Polsce, co wynika z rozmowy Mielkego z premierem NRD Willim Stophem w listopadzie 1980 roku.

Powstanie Solidarności starano się w NRD negowaćZdjęcie: picture-alliance/dpa/L. Oy

„PRL jest i będzie krajem socjalistycznym”

Już miesiąc wcześniej Honecker oznajmia: „Polska Rzeczpospolita Ludowa jest i będzie krajem socjalistycznym. Jest nierozdzielnie złączona ze światem socjalizmu i nic nie odwróci biegu historii. Zadbamy o to razem z naszymi przyjaciółmi”. Od tego momentu w mediach, chociażby w centralnym organie SED „Neues Deutschland”, propaguje się negatywny wizerunek przemian zachodzących w Polsce, a Solidarność ukazuje jako wroga państwa. W oficjalnych komunikatach enerdowskich władz i mediów wizerunek Polski i Polaków jest coraz gorszy. Rozbudza się antypolskie nastroje, obwiniając Polaków o brak towarów w sklepach. Rzeczywiście, zanim anulowano umowę o ruchu bezwizowym, Polacy chętnie jeżdżą na zakupy do NRD, gdzie zaopatrzenie jest lepsze niż w Polsce.

– Powstanie Solidarności starano się w NRD negować. Kierownictwo SED (odpowiedniczki polskiej PZPR) bardzo szybko zrozumiało, że ten ruch w Polsce jest zagrożeniem także dla  władzy w NRD – wspomina Roland Jahn. Służba bezpieczeństwa starała się oczerniać Solidarność i tłumić wszelkie formy wyrazów sympatii czy zainteresowania. Rozniecano nawet antypolskie nastroje. – Gdy w Polsce trwały strajki, mówiono, że Polacy są za leniwi, żeby pracować  – dodaje.

Jednocześnie Polska uchodzi za kraj bardziej liberalny niż NRD. Knut Dahlbor do dziś podziwia ówczesne tempo zmian za Odrą. – Od 1976 minęły zaledwie cztery lata, a w kraju sąsiednim nastąpiły tak wielkie zmiany. Lech Wałęsa, Solidarność… To było jak gejzer, który nagle wytryska spod ziemi. Sytuacja była coraz bardziej napięta, bliska eskalacji, aż tu nagle pojawił się wentyl wolności, którym dla nas była wtedy Solidarność – tłumaczy. Nadzieja pozostaje jednak płonna, bo władze NRD są coraz bardziej surowe, a Stasi coraz aktywniejsza.

Solidarni z Solidarnością

W całej NRD w 1981 roku w więzieniach siedzi kilka tysięcy politycznych więźniów, 500 spośród nich trafia do zakładu karnego w Cottbus, przez niektórych nazywanego „więzieniem dewizowym”, bo osadzeni często byli wykupywani stamtąd przez władze RFN.

Przetrzymywany tam Knut Dahlbor, na ile jest to tylko możliwe, wraz z innymi więźniami próbuje śledzić rozwój wydarzeń w Polsce. Swoimi kanałami dowiaduje się, jak się mają sprawy z Solidarnością. Prawie wszyscy jego współwięźniowie mają „wyroki polityczne”, dlatego sympatia dla Solidarności wśród osadzonych jest wyraźna. Są głodni wiedzy na temat Polski, a każda nowa informacja rozchodzi się w mgnieniu oka po całym zakładzie.

Knut Dahlbor w celi byłego więzienia w Cottbus (2019), gdzie spędził prawie dwa lataZdjęcie: Privat

Dlatego, kiedy w grudniu 1981 roku władze PRL wprowadzają stan wojenny, więźniowie w Cottbus nie chcą pozostać bezczynni. W różnych częściach zakładu karnego pojawiają się plakaty z wezwaniem do strajku głodowego „z solidarności dla Solidarności”. Więźniowie przez kilka dni odmawiają przyjmowania posiłków. – Strażnicy byli bezradni, nie wiedzieli, co robić.

W sali jadalnej, która mogła pomieścić 200 osób i w której zawsze było słychać dźwięki naczyń i gwar, zapanowała niewyobrażalna i wręcz przerażająca cisza, jak w kościele. To było niesamowite – wspomina Dahlbor. Funkcjonariusze więzienni próbują zastraszyć więźniów, wpuszczając do cel psy. Kilkunastu więźniów umieszczają za karę w „tygrysiej klatce” – celi, w której z obydwu stron dostęp do drzwi i okna blokowały gęste kraty. Część głodujących więźniów otrzymuje wysokie wyroki. W 1982 roku Knut Dahlbor zostaje wykupiony na wolność przez RFN. W więzieniu spędził niemal dwa lata.

Pismo z sierpnia 1982 roku pozbawiające Knuta Dahlbora obywatelstwa NRDZdjęcie: Knut Dahlbor

Głodówka za Solidarność w więzieniu w Cottbus przez wiele lat pozostaje w Polsce nieznanym wydarzeniem. Dopiero niedawno gest ten został dostrzeżony i zyskał wymiar moralny, tym bardziej, że jest jedynym tego rodzaju w całym bloku wschodnim. W 2016 roku Knut Dahlbor i czterej inni uczestnicy strajku zostali wyróżnieni medalami wdzięczności Solidarności. 

Dlaczego właśnie w Polsce?

Opozycja demokratyczna w NRD jest o wiele słabsza niż w Polsce, nieporównywalnie mniejsza, początkowo bez struktur. – Patrzyliśmy trochę z zazdrością na Polskę, że tam możliwe są takie rzeczy – wspomina były opozycjonista, a potem długoletni poseł do Bundestagu Markus Meckel. – Myślę, że w Polsce istniała większa tradycja obywatelskiego zaangażowania, także przeciwko strukturom państwowym. Świadomość tego, że można bronić swojej tożsamości, była mocniej rozwinięta – mówi. Poza tym reżim w NRD był nastawiony bardzo represyjnie. – Panowała stała świadomość obecności bezpieki, czasami nawet większa niż stan faktyczny. Strach był wszechobecny – podkreśla.

Udokumentowany przez Stasi napis „Wolność dla Polski. Uwolnić Wałęsę”, Gera 1981Zdjęcie: BStU/Ausstellung "Lernt Polnisch"

Meckel wspomina, że wydarzenia w Polsce latem 1980 roku wywołują zdziwienie w NRD, ale też dodają otuchy tamtejszej opozycji demokratycznej. – Zdumienie, jak wiele ludzi się w to zaangażowało, było aktywnych, to było bardzo emocjonalne dla nas, działających w małych grupkach. Była to dla nas wielka radość, to było jak cud i wielka zachęta. I tym samym wielkie poruszenie, gdy rok później wprowadzono stan wojenny – mówi.

Trudne kontakty

Opozycja demokratyczna w NRD zerka za Odrę z sympatią i zainteresowaniem, ale nawiązanie regularnych kontaktów z przedstawicielami Solidarności nie jest łatwe. Po obydwu stronach granicy zaledwie garstka pielęgnuje bliskie kontakty. Wyczulona na groźbę „polskiego bakcyla” enerdowska bezpieka surowo tępi wszelkie próby zbliżenia. Jesienią 1980 roku władze NRD zamykają granicę z Polską dla ruchu bezpaszportowego i bezwizowego. Oczywistym problemem jest też bariera językowa, nie wspominając o tym, że metod i celów Solidarności nie da się tak po prostu importować na zupełnie inny, niemiecki grunt. Istnieją jednak wyjątki. Ludwig Mehlhorn czy Wolfgang Templin, znający język polski i bywający w Polsce od lat 70-tych, stają się głównymi przekaźnikami impulsów w dialogu opozycjonistów po obu stronach Odry.

Zdaniem Rolanda Jahna, szefa Urzędu ds. Akt Stasi, nie ma wątpliwości, że bez Solidarności proces erozji bloku socjalistycznego we wschodniej Europie miałby inny przebieg. Jak mówi, Solidarność była bardzo istotna zarówno jako czynnik dodający odwagi, jak i czynnik destabilizujący cały blok.

– Powstanie Solidarności to był znak emancypacji. Od samego początku, od pierwszych przemyśleń, aż po wielkie demonstracje w 1989 roku, duch Solidarności zawsze odgrywał pewną rolę. To poczucie, że bierzemy los we własne ręce, że sami kształtujemy swoje społeczeństwo i nie pozwolimy sobie już nic narzucać – mówi.

Demonstracja w Lipsku 16 października 1989 r. Zdjęcie: picture alliance / dpa-Zentralbild (ADN)

A mury runą

W 1989 roku odbywające się w lipskim kościele Św. Mikołaja „Modlitwy o pokój” zaczynają gromadzić coraz więcej ludzi. Jesienią nabożeństwa stają się punktem wyjścia dla masowych „demonstracji poniedziałkowych”. 16 października sto tysięcy ludzi idzie przez miasto, domagając się wolnych wyborów, prawa do zgromadzeń i rozliczenia odpowiedzialnych za zbrodnie bezpieki. Demonstracje rozlewają się na inne miasta NRD. 4 listopada na Alexanderplatz w Berlinie demonstruje ponad pół miliona ludzi. Niektóre źródła mówią nawet o milionie uczestników. Władza SED chwieje się w posadach. Pięć dni później upada mur berliński. Niecały rok później Niemcy są już zjednoczonym krajem.

W czerwcu 2009 roku przy budynku niemieckiego parlamentu – Bundestagu, obok którego przez lata przebiegał mur berliński, staje niewielki fragment innego muru – tego, który okalał Stocznię Gdańską i który w sierpniu 1980 roku miał sforsować Lech Wałęsa. Znajduje się na nim napis po polsku i niemiecku. „Dla upamiętnienia walki Solidarności o wolność i demokrację oraz wkładu Polski w ponowne zjednoczenie Niemiec i polityczną jedność Europy”.

Artykuł powstał w ramach wspólnego cyklu Deutsche Welle i Newsweek Polska. #CzasSolidarności
Więcej na: www.dw.com/czassolidarnosci

"Uczcie się Polski". Film o "Solidarności" i opozycji politycznej w NRD

02:16

This browser does not support the video element.