1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Na ratunek euro

28 września 2011

Czy Niemcy powinny wnieść ponad 200 mld euro do Europejskiego Funduszu Stabilności Finansowej? W czwartek (29.09) zadecyduje o tym Bundestag. Ale czy w obecnej sytuacji posłowie mogą powiedzieć "nie"?

Zdjęcie: fotolia/Mardre

Carsten Schneider zasiada w Bundestagu z ramienia SPD i jest rzecznikiem frakcji socjaldemokratów ds. polityki budżetowej. Ma więc do czynienia na co dzień z sumami idącymi w miliony, a nawet miliardy euro. Ale nawet on jest  zdania, że planowana reforma Europejskiego Funduszu Stabilności Finansowej (EFSF) wykracza daleko ponad to, z czym zetknął się do tej pory.  

Pytania bez jasnej odpowiedzi

Niemieckie gwarancje kredytowe w ramach EFSF mają wzrosnąć z 123 mld euro do 211 miliardów. W praktyce oznacza to, że Niemcy mają przejąć blisko połowę sumy przewidzianej w europejskim pakiecie ratunkowym dla Grecji. A co będzie, kiedy to nie wystarczy? Jakie konsekwencje pociągnęłoby za sobą jej bankructwo? A jeśli, nagle, o unijną pomoc wystąpią także Włochy?

Carsten SchneiderZdjęcie: AP

Na te pytania nikt w tej chwili nie potrafi udzielić precyzyjnej odpowiedzi. Tym bardziej należy współczuć posłom do Bundestagu, którzy w czwartek (29.09) będą musieli opowiedzieć się za lub przeciw reformie Europejskiego Funduszu Stabilności Finansowej. 

Posłowie zwrócili się o pomoc do ekspertów. Carsten Schneider skierował przytoczone wyżej pytania na zwołanym pospiesznie specjalnym posiedzeniu komisji budżetowej Bundestagu do prezesa Banku Federalnego, Jensa Weidmanna, zaproszonego na nie obok paru innych, uznanych ekspertów.

Prezes Bundesbanku Jens Weidmann nie ukrywa, że wie, że nic nie wie...Zdjęcie: picture alliance/dpa

Na plus najważniejszemu bankierowi Niemiec trzeba przyznać odwagę przyznania się do... niewiedzy. Na podstawowe pytanie, jakie skutki pociągnęłoby za sobą ewentualne bankructwo Grecji, Weidmann odparł: "Myślę, że nikt dziś nie potrafi przedstawić pewnego i wiarygodnego scenariusza wydarzeń, który byłyby skutkiem takiego kroku". I dodał: "Musimy jednak zdawać sobie sprawę z tego, że byłby to niemiły scenariusz nie tylko dla samej Grecji, ale także innych państw z nią związanych".

Racje polityczne i ekonomiczne              

Jako kalkulujący na zimno finasista Jens Weidmann nie omieszkał podzielić się z członkami komisji budżetowej Bundestagu swymi zastrzeżeniami wobec planu rozszerzenia EFSF.  Jego zdaniem równa się to kolejnemu, nieformalnemu krokowi w kierunku przekształcenia UE w unię transferową, w której zobowiązania finansowe słabszych państw przejmują na siebie silniejsze gospodarczo i jednocześnie faktycznemu zwiększeniu wpływów wielkich graczy na rynkach finansowych, którzy mogą dalej liczyć na miliardowe zyski w spekulacjach obliczonych na upadek bądź podtrzymanie przy życiu faktycznych i potencjalnych bankrutów eurolandu.

Nie po raz pierwszy w historii Unii Europejskiej względy polityczne kłócą się z myśleniem w kategorach ekonomicznych. Pomiędzy nimi zawiera się pole manewru posłów do niemieckiego parlamentu, którzy muszą de facto opowiedzieć się za mniejszym lub większym złem, bowiem w przypadku Grecji nie ma w tej chwili dobrego rozwiązania.

Prof. Clemens FuestZdjęcie: Clemens Fuest

Niezależni eksperci gospodarczy, tacy jak Clemens Fuest z Uniwersytetu w Oxfordzie, przewidują, że w najbliższy czwartek niemieccy parlamentarzyści po raz ostatni staną przed tak trudnym wyborem. Po raz ostatni, bo - jak twierdzi Fuest: "Rozszerzenie niemieckich gwarancji kredytowych w ramach EFSF do 211 mld euro skończy się w dniu, w którym rynki kapitałowe utracą wiarę w wypłacalność Włoch".

Fuest nie powiedział, kiedy to nastąpi - a może nastąpić w każdej chwili - powiedział za to, co wtedy nastąpi: kolejna interwencja Europejskiego Banku Centralnego, oparta na kolejnych, niemieckich gwarancjach kredytowych.

Taka zabawa nie może ciągnąć się w nieskończoność, ale w tej chwili ważniejsze jest co innego. To mianowicie, że rynki kapitałowe nie oczekują wcale odpowiedzi na pytanie o wysokość niemieckich gwarancji tylko o odpowiedź na pytanie, czy niemieccy politycy gotowi są dalej ratować europejską unię walutową.

Dopóki w ich działaniu przeważają względy polityczne, podbudowane troską o przyszłość niemieckiego eksportu, dopóty uchwalane bądą kolejne, coraz większe pakiety ratunkowe. Kiedyś jednak - jak mówi politolog z Uniwersytetu w Bremie, Rudolf Hickel - unijni politycy będą musieli zmierzyć się z zadaniem uporządkowania rozpasanych rynków finansowych, na przykład przez wprowadzenie podatku od transakcji spekulacyjnych.

Prof. Rudolf HickelZdjęcie: picture-alliance/ZB

W przeciwnym razie euro nie przetrwa w obecnej formie, bo albo strefa euro się rozpadnie, albo przekształci się w prawdziwą unię transferową, albo - i to jest trzeci, możliwy scenariusz - zagrożona w podstawach UE zdoła wreszcie obniżyć deficyty budżetowe przez konsekwentne przestrzeganie postanowień Paktu Stabilności i Rozwoju, co byłoby rozwiązaniem najlepszym i, w gruncie rzeczy, jedynym właściwym, ponieważ tylko tak można na dłuższą metę uratować euro i euroland.

Sabine Kinkartz / Andrzej Pawlak 

red. odp. Bartosz Dudek

Pomiń następną sekcję Dowiedz się więcej